Gorący temat

DCEased. Nadzieja na końcu świata – dreptanie w miejscu [recenzja]

Trzeci tom  przebojowej serii “DCEased” ze scenariuszem Toma Taylora to kolejne, komiksowe zaskoczenie. Tym razem jednak na minus.

Z okładki “Nadziei na końcu świata” patrzy na nas zzombifikowana facjata Czarnego Adama, który w trzecim tomie serii Toma Taylora jest kluczową postacią. Tego bohatera zobaczymy niebawem w filmie, w innych komiksach nie mieliśmy zbyt często okazji o nim czytac, no to teraz dostaliśmy zestaw specjalny, w którym ów bohater będzie ze swoją hordą niszczył życie na Ziemi.

Można by zatem pomyśleć, że w końcu dowiemy się, co zaszło po wydarzeniach z pierwszego tomu na Ziemi, a może też dowiemy się jak przebiega tułaczka tych, którzy naszą planetę opuścili, ale próżne to nadzieje. O ile w drugim tomie fabuła rozgrywająca się równolegle do tej z pierwszego miała sens, oglądaliśmy bowiem inwazję nieumarłych z perspektywy ocalałych złoczyńców z DC, o tyle teraz dostajemy w dużym stopniu powtórkę z rozrywki. To opowieść o dobrze już nam znanych wydarzeniach, tyle że wypełnia wiele fabularnych luk i kieruje uwagę na innych bohaterów tego apokaliptycznego  dramatu. Pytanie – po co?

“Nadzieja na końcu świata” ma inną formułę niż poprzednie tomy i z tego co nam mówią numery rozdziałów w stosunku do niewielkiej objętości, czyli od 1 do 15, musiała mieć inny rytm wydawniczy. Można zrozumieć Toma Taylora, że chciał wiele rzeczy dopowiedzieć, bo w głównym runie wszystko potoczyło się niezwykle szybko i niniejszy komiks można traktować jako uzupełnienie głównej serii, tylko czemu nie jest napisane wprost, że to spin-off?. Automatycznie bowiem traktujemy ją jako trzeci tom, a jako taki jest trochę jak policzek wymierzony marudzącemu czytelnikowi, który chciałby wiedzieć co dalej, a tymczasem musi wciąż przerabiać to samo. 

Są tutaj na szczęście momenty, kiedy zapominamy o tych niedogodnościach skupiając się na akcji i kolejnych, czasem kontrowersyjnych pomysłach scenarzysty, ale też dziwnie ogląda się dajmy na to Marsjańskiego Łowcę w dobrej formie, wiedząc jaką mu twórca zgotował los. Momentami wydawać się może, że ta seria była pisana pod młodszego czytelnika, bo uwaga jest często skupiona na młodszych superbohaterach (szczególnie na Damianie Waynie), także w warstwie graficznej nie ma tu miejsca na jakieś szczególne plansze czy tym bardziej eksperymenty i widoczny jest wyraźnie bardziej młodzieżowy styl. No cóż, nie zawsze jest tak, jakbyśmy chcieli, ważne że nadal są spore emocje (widowiskowy atak na Temiskirę i ogólnie wątek Czarnego Adama), jest sympatyczny Jimmy Olsen i taka sama Harley Quinn, ale nie ma tego uczucia, że obcujemy z naprawdę zajefajnym komiksem. Chociaż tych spin-offów przecież mogło być dużo więcej, więc czas porzucić te narzekania. W kolejce czeka bowiem czwarta część, w której z tego co można wyczytać w Internecie, wreszcie dostaniemy kontynuację wydarzeń z głównej serii. I na to, miejmy nadzieję, warto będzie czekać. 

DCEased. Nadzieja na końcu świata

Nasza ocena: - 55%

55%

Scenariusz: Tom Taylor. Rysunki: Dustin Nguyen i inni. Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz. Egmont 2022

User Rating: Be the first one !

Tomasz Miecznikowski

Filmoznawca z wykształcenia. Nałogowy pochłaniacz seriali. Kocha twórczość Stephena Kinga i wielbi geniusz Alana Moore'a. Pisał artykuły do "Nowej Fantastyki" i Instytutu Książki, jego teksty i recenzje ukazują się na portalach fantastyka.pl i naekranie.pl. Wyróżniony przez użytkowników fantastyka.pl za najlepszy tekst publicystyczny 2013 roku.

Zobacz także

Postapo #4. Jacy jesteśmy? – gorzka prawda o nas samych? [recenzja]

„Postapo” jako przykład postapokalipsy w rodzimym wykonaniu cenię bardzo, uznając, że to fabuła najbardziej celująca …

Leave a Reply