Jakub Bielawski powraca z nową powieścią i ponownie zdaje się odważnie sięgać po laur najlepszego, co się w literackiej grozie pojawiło w tym roku na rynku. Jednak jego twórczość wykracza poza prostą definicję horroru – takiego, jak jest najszerzej, najczęściej postrzegany – jednocześnie się od grozy nie uwalniając. Autor nie ucieka od horrorowej konwencji, nie wstydzi się jej. On ją przekształca, deformuje, ale i wynosi na literacki piedestał, wskazując, że wybitna literatura pozostaje wybitną literaturą niezależnie od przyjętego przez twórcę gatunkowego sztafażu.
„Dunkel” to opowieść o losach Śląska w okresie powojennym. Akcja zaczyna się w 1945 roku, kiedy pokłosie wojennej traumy nadal jest żywe, nadal pali, nadal się jątrzy, ale i jednocześnie, za tym wszystkim „idzie nowe”. Niepewne, niepokojące, koślawe przez własną nieudolność budowania na zgliszczach, na kościach, na popiołach, ale jednak nowe. Losy polskich przesiedleńców na śląskie ziemie to opowieść, która może i została już niejednokrotnie opisana, przepracowana w swojej traumie i przez historyków, badaczy, dokumentalistów i autorów literatury pięknej. Jednak Bielawski próbuje ująć ten okres w okowy niezwykłego języka. Mrocznego, dusznego, przyciężkawego w swojej obcości względem nas, współczesnych, ale przez to zyskującego olbrzymią siłę oddziaływania. Jest w tej prozie groza. Jest ciemność, ogrom ciemności, która wylewa się z kart „Dunkela”, by nas porwać, ale ona pochodzi z tamtych czasów, z tej masy cierpienia, jakie stało się udziałem ówczesnych pokoleń. I one już do końca pozostaną nim niezbywalnie naznaczone.
Zwyczajowo horror literacki zagląda w mrok kryjący się w człowieku. Najznamienitsze przykłady literatury grozy służyły obnażaniu osobistych, jednostkowych lęków. U Bielawskiego trauma wykracza poza zwykłe ramy jednostki czy grupy. Sięga doświadczeń pokoleniowych, których uniwersalizm wynika bezpośrednio z ich powszechności. To opowieść o pionierach, którzy asymilowali obce Polakom ziemie Śląska, co z jednej strony było szansą, wyzwaniem, nadzieją, a z drugiej nieustannie i bezsprzecznie opierało się na bolesnych doświadczeniach niedawno minionej wojny, kładącej się cieniem na wszystko i wszystkich.
Owszem, być może Bielawski przerysowuje, stygmatyzując do skrajności ów okres i sam proces zasiedleńczy. Być może uwypukla tylko traumatyczne, negatywne doświadczenia i doznania, nie poszukując dla nich kontrapunktu, równowagi, iskry obietnicy lepszego jutra. Jednak konwencja grozy tego wymaga, by zaakcentować właśnie mrok. I mimo przerysowania, mimo braku kontrastu dla powieściowej ciemności, to książka doskonała w swoim wydźwięku. Mroczna, niespokojna, chwytająca nas za gardło od pierwszej strony i trzymająca tak do końca.
„Dunkel” stara się przepracować okres dziejowy dla Polski bardzo bolesny. Dla Polski, dla Śląska, dla przesiedleńców, którzy z dnia na dzień, z obietnicą lepszego jutra w głowie i w sercu trafili na ziemie absolutnie dla nich nieprzyjazne. Ziemie wyniszczone, wykrwawione, by można było je zająć bezkarnie, udomowić, zaanektowawszy po poprzednikach, po których starannie zaciera się ślad.
„Dunkel” to powieść z bardzo wysokim progiem wejścia. Nie trafi do każdego. Wielu odrzuci swoistą hermetycznością, wymagającym językiem, opowiadającym historię w specyficznym, niespotykanym rytmie. Jednocześnie wytrawny czytelnik odnajdzie tutaj językowe echa prozy czy to Radka Raka ( z oniryczno – baśniowego „Pustego nieba”), czy to Szczepana Twardocha ( którego zresztą „Drach”, sam autor na wstępie cytuje), bo Twardoch właśnie jako bodaj pierwszy zaczął opowiadać o Śląsku na tak literackiej, emocjonalnej płaszczyźnie. A przynajmniej zrobił to tak udatnie i na tak szeroką skalę. Oczywiście przywoływana tu powieść Raka była mroczną, fantastyczną opowieścią bliską konwencji baśniowej, a u Bielawskiego dominuje skrajny realizm opisywanych czasów i takiej „magiczności” miejsc i zdarzeń nie sposób odszukać, jednak poetyka językowa nieodzownie mi się z „Pustym Niebem” kojarzy. Trudno bowiem wiele takich powieści szukać w polskiej prozie współczesnej. Tytułowy Dunkel to tajemniczy, niedookreślony narrator, który jest uosobieniem owej mrocznej żądzy, jaka tkwi w człowieku. Bierny obserwator, nieustanny towarzysz kolejnych bohaterów, w których zawczasu dostrzega predyspozycje do zła, pragnienie, ukryte głęboko, uśpione, jeszcze nie wykształcone w pełni, a nieuchronnie ciążące do niegodziwości. To on nas prowadzi przez całą powieść, to jego oczami patrzymy, jego opowieści słuchamy. A ilość mroku, jaka z niej wypływa jest niemożliwa do pojęcia, wykracza poza wszelkie ramy, zalewa ciemnością i powieściowy świat przedstawiony, ale i – poniekąd – nas samych, kiedy z ta prozą obcujemy.
„Dunkel” jest trudny. Surowy, ciężki. Przytłaczający. Jednocześnie absolutnie wart uwagi, potrzebny, choć tak turpistyczny w swoim wyrazie. Mrok świata przedstawionego w powieści przypomina nam o gorzkiej prawdzie, że wszystko rodzi się w bólu, w mroku i w cierpieniu. I zawsze musimy o tym pamiętać, bowiem – pokoleniowo – od ciemności nie mamy ucieczki, ale sami, w jakimś określonym stopniu, jako społeczność, ową ciemnością jesteśmy.
Dunkel
Nasza ocena: - 100%
100%
Jakub Bielawski. Wydawnictwo Vesper 2020