“Przekleństwo Czarnych Elfów” to być może najważniejsza i zarazem najkrótsza jak dotąd opowieść ze Świata Akwilonu, przedstawiająca bardzo ciekawy wycinek francuskiej serii fantasy.
Za scenariusz “Przekleństwa Czarnych Elfów” odpowiada nie byle kto, bo Christophe Arleston, twórca innej fantastycznej krainy, czyli Troy, na którą składają się różne, wydawane od dawna przez Egmont tytuły. Być może francuski scenarzysta jest tak zapracowany, że na przedstawienie historii o Czarnych Elfach poświęcił tylko 45 stron, czyli o te kilka mniej, niż standardowe komiksy ze Świata Akwilonu. Pamiętajmy jednak, że te czterdzieści kilka stron to niegdyś był standard we frankofońskich komiksach – Thorgal wciąż ukazuje się w takie objetości. I przecież ważniejsza jest jakość historii, niż jej grubość, prawda?
Temat Czarnych Elfów przewijał się już zdawkowo w poprzednich tomach niniejszej serii, dlatego cieszy, że w końcu zaglądamy za kurtynę, by przekonać się cóż to za odmiana elfiej rasy i dlaczego budzi w Świecie Akwilonu taki respekt. Na początku jest fabularne zaskoczenie – bo rozpoczynamy tę przygodę w rodzinnym gronie Niebieskich Elfów, ale nie trwa to długo i młody, główny bohater komiksu, Gaw-Er (przemianowany wkrótce na Gaw-Yna), dzieciak brutalny, wybuchowy, ale też cieszący się życiem ląduje w miejscu, w którym Czarne Elfy zaczynają wypełniać swoje przeznaczenie. A to przeznaczenie jest proste i straszne zarazem – każdy Czarny Elf staje się przerażającym zabójcą.
Zaraz… czy już czegoś takiego, bardzo podobnego w tym cyklu nie przeczytaliśmy? A jakże, od razu przypomina się drugi tom serii o Krasnoludach, w którym Ordo z Bractwa Monety również był szkolony na zabójcę. Również, ponieważ “Przekleństwo Czarnych Elfów” to właśnie opowieść o takim szkoleniu. Pokazana bez upiększeń, z całą realnością fachu, w którym przetrwają tylko najlepsi – najpierw uczniowie, a potem już zimnokrwiści zabójcy. Motyw przerabiany wielokrotnie w gatunku fantasy, choć w przypadku historii Arlestona, cieszą atrakcyjne naddatki, związane szczególnie z tajemnicą przerażających odgłosów, które nocami, podczas życia w twierdzy Czarnych Elfów dobiegają do uszu Gaw-Yna.
Graficznie komiks znowu wypada bez szału, choć autorce rysunków do “Przekleństwa Czarnych Elfów”, Ma Yi, trzeba przyznać, że nie boi się pokazać szpetoty z założenia pięknych postaci (no przecież to elfy) – fajnie jest pokazane właśnie jak charakter wpływa na wygląd zewnętrzny. Dlatego młody elfi bohater wizualnie wypada naprawdę ciekawie i niestandardowo, z biegiem fabuły i lat zmieniając swoją chafizjonomię. Znowu daje o sobie znać tendencja tej serii do przedstawienia okrutnego w swoich założeniach świata przedstawionego, który z każdym tomem robi się coraz mroczniejszy. Może w finale “Przekleństwa Czarnych Elfów” rysowniczka poszła po linii najmniejszego oporu i pokazywana przez nią groza robi się karykaturalna, ale ogólny wydźwięk tej historii każe patrzeć na te graficzne wyczyny łaskawszym okiem. Na ostatniej stronie odnosimy jeszcze wrażenie, że opowieść zbyt szybko się urywa, ale zarazem stanowi dobry punkt wyjścia dla przyszłych wydarzeń – kiedy i w jaki sposób się połączą z innymi tomami, ta kwestia wciąż pozostaje w sferze czytelniczych domysłów.
Elfy, tom 5. Przekleństwo Czarnych Elfów
Nasza ocena: - 60%
60%
Scenariusz: Christophe Arleston. Rysunki: Ma Yi. Tłumaczenie: Maria Mosiewicz. Egmont 2023