“Fungae” Wojtka Wawszczyka i Tomasza Leśniaka zapowiadany był przez Kulturę Gniewu jako komiksowe wydarzenie. Czy istotnie mamy do czynienia z komiksem, który mówiąc kolokwialnie pozamiata, podobnie jak w ubiegłym roku “Zasada Trójek”?
Obaj twórcy “Fungae” są na naszym rynku komiksowym bardzo dobrze znani. Tomasz Leśniak, za sprawą “Jeża Jerzego” zapewnie bardziej, ale za to Wojciech Wawszczyk może poszczycić się wydaniem “Pana Żarówki” przez kultowe wydawnictwo Fantagraphics – ten zaszczyt przypadł mu jako jedynemu jak dotąd, polskiemu twórcy komiksowemu. Komiks o którym tu mowa, najpierw tworzony do szuflady powstawał przez kilkanaście lat i może przy takiej informacji fakt, że Tomasz Leśniak rysował “Fungae” około trzech lat nie robi już takiego wrażenia – a powinien. Dlaczego? Ponieważ kiedy otwieramy album, już po kilku stronach lektury, czy mówiąc precyzyjniej, po prostu oglądania, zdajemy sobie sprawę, jak wiele pracy musiał włożyć w jego warstwę graficzną twórca “Jeża Jerzego”.
“Fungae” to fabularnie prosta historia, którą w dużo większym stopniu oglądamy niż czytamy. Dymków dialogowych jest tu jak na lekarstwo, zresztą o czym ma rozmawiać trójka osób w nieustającej podróży przez wyjątkowo nieprzyjazny świat? Ta trójka to syn, matka i ojciec podążająca przez siebie przez – najprościej nazwać ten krajobraz dżunglą – choć tak naprawdę żadne z określeń nie jest w stanie oddać tej ściśniętej przestrzeni, która wręcz wylewa się z plansz i napiera na czytelnika do tego stopnia, że niemal fizycznie współodczuwamy tę najprawdopodobniej beznadziejną podróż trójki bohaterów.
Mają przed sobą cel – gdzieś tam ponoć jest lepszy świat i prą z wielkim trudem w jego kierunku. Droga jest pełna niebezpieczeństw i paskudnych potworów, a w zasadzie dobrze nam znanych owadów w skali makro. Aż dziw, że ludzka trójka wciąż podąża przed siebie, choć ten najmłodszy nie daje juz rady. Ojciec zachęca jednak oboje powtarzając co jakiś czas jak mantrę znaczące słowa – “ Trzeba co? Trzeba iść. Żeby co? Żeby żyć”. I tak to trwa, co jakiś czas przerywane niespodziewanymi, najczęściej pełnymi przemocy wydarzeniami.
Pytanie – co się wydarzyło, dlaczego i kiedy, w obliczu tej morderczej podróży stają się dość szybko bezzasadne. Apokalipsa bowiem może nas dopaść tu i teraz i najczęściej jej nazwa to życie. To najprostsze odczytanie tej historii, która w metaforycznej formie przedstawia nam trudy rodzinnego życia, z figurami rodziców, a szczególnie ojca niczym nienaruszalnego toposu, na którym opiera się cały nasz, wciąż patriarchalny świat. Ale nie, zostawmy ten grząski teren współczesnych odniesień i po prostu oddajmy się, szczególnie graficznym doznaniom. Tomasz Leśniak wzniósł się tutaj na swoje artystyczne wyżyny, udowadniając, że jego styl, kojarzony głównie z warstwą humorystyczną sprawdził się doskonale w wykreowaniu zapierającej dech wersji postapokaliptycznego świata. Rysunkowo ta wizja jest jedną z najbardziej sugestywnych w ramach swojego gatunku.
Choć “Fungae” to komiks, który w pewnym momencie masz ochotę odłożyć na bok, ale ta historia cię zasysa i nie puszcza do końca, podobnie zresztą jak serialowe “Last of us” na HBO Max. Ciekawym trafem obie historie mają wspólny motyw – czyli grzyby, które zapanowały nad światem. W “Fungae” nie jest to może do końca aż tak jednoznaczne i cały czas w głowie czytelnika chodzą różne przypuszczenia co do interpretacji tego motywu. Wraz z finałem komiksu przestaje mieć to i tak znaczenie w momencie, w którym twórcy dostarczają nam zgubny rodzaj oświecenia. Co wydarzy się potem? Cóż w zasadzie każdy/każda z nas zdążył to przerobić, lub będzie miał do przerobienia. Tak już po prostu jest, każdy musi przeżyć własną wersję nierzadko apokaliptycznej podróży przez życie.
Fungae
Nasza ocena: - 85%
85%
Scenariusz: Wojtek Wawszczyk. Rysunki: Tomasz Leśniak. Kultura Gniewu 2023