Gorący temat

Good Asian. Dobry Azjata – kryminał noir ma skośne oczy [recenzja]

„The Good Asian. Dobry Azjata” wpisuje się świetnie w przyjętą konwencję kryminału noir z wszystkimi jego przyległościami. Ale oferuje też solidny, sprawnie skreślony komentarz do sytuacji imigrantów w USA. Która – niezależnie od epoki – pozostaje z grubsza niezmienna.

Co z kolei stanowi swoisty paradoks, ponieważ Stany Zjednoczone to kultura wyrosła właśnie na imigranckim zlepku kulturowym napływowej społeczności. Tym bardziej winno więc dziwić tak szeroko zakrojone, często opierające się w rodzimym ustawodawstwie, lekceważenie wkładu imigrantów w społeczny, kulturowy i gospodarczy dorobek kraju.

W niniejszym komiksie, mocno osadzonym w konwencji klasycznego kryminału noir Pichetshote serwuje nam gorzki obraz środowiska chińskich imigrantów w Stanach Zjednoczonych w pierwszej połowie XX wieku, kiedy byli oni mocno prześladowaną mniejszością. Nie jedyną, rzecz jasna. Marginalizacja, szykany i ustawowe ograniczenie napływu kolejnych mas imigranckich stanowią tutaj przyczynek dla solidnie nakreślonej kryminalnej opowieści, wywiedzionej od pewnej zaginionej Chinki, którą próbuje odnaleźć główny bohater.

Postać to nietypowa, bo to zarówno Chińczyk, jak i policjant, co w ówczesnym świecie stanowiło samo w sobie niejaką aberrację. Nasz bohater nienawidzi sam siebie, bo nie do końca potrafi się określić, osadzić na społeczno – kulturowej osi, rozdarty pomiędzy pochodzeniową tożsamość, a przybraną, amerykańską rodzinę. I – mimowolnie – staje się pomostem łączącym nowobogacki świat białych z biedotą Chinatown. Lekceważony przez współpracowników, pogardzany przez lokalną społeczność stara się utrzymać kruche status quo, nim na dobre wybuchnie pożar wzniecony przez brutalne morderstwa popełniane w Chinatown przez tajemniczego, owianego mroczną legendą chińskiego gangstera…

Pichetshote podejmuje tutaj ponownie – jak to robił już wcześnie w wydanym w Polsce przez Non Stop Comics dwuczęściowym „Infidelu” – problem imigranckiej asymilacji i akceptacji ich przez rodzime społeczeństwo amerykańskie. Jak wspomniałem na początku, ta amerykańska otwarta niechęć do narodowych mniejszości i napływowych społeczności jest o tyle paradoksalna i śmieszna, że takie same społeczności stały się przyczynkiem dla amerykańskiej państwowości, więc to niejako opluwanie własnej genezy. Ale Ameryka to kraj absurdów a ciężki los imigranta stanowi nierzadki (i w formie kreacyjnej – atrakcyjny) element popkulturowych kreacji. Autorowi komiksu udało się ugryźć go na nowo, w sposób nieszablonowy, bo przez wykorzystanie gatunkowej konwencji kryminału noir (jak we wcześniej wspomnianym „Infidelu” wykorzystał Pichetshote horror) i opowiedzieć po części klasyczną, po części zaś odświeżoną, przez odmienny pryzmat mniejszości kulturowej historię noir. Prowadzone przez głównego bohatera śledztwo to okazja dla zaprezentowania tła społeczno – kulturowego tamtych czasów, do pokazania Chinatown jako miejsca niejako wykraczającego poza typowe amerykańskie realia, swoistego innego świata, a przynajmniej jego wycinka, który dla zwykłych, często zamożniejszych Amerykanów stanowi kuszący powiew egzotyki i swoiście rozumiany targ osobliwości, gdzie można zasmakować zakazanych owoców burdeli i klubów hazardowych, a z którego można później bezpiecznie powrócić do typowej, przaśnej i stabilnej amerykańskiej rzeczywistości.
Pojawienie się w Chinatown mordercy samo w sobie nikogo poza obrębem dzielnicy przesadnie nie zajmuje… do chwili, kiedy ofiarą staje się syn bogatego filantropa, bardzo mocno angażującego się w rozwój samego Chinatown. To prowadzi – musi prowadzić – na skraj wybuchu i niewiele brakuje, by cała dzielnica spłonęła we wzbudzonej pożodze rasowej nienawiści, w jakiej Ameryka zdaje się kisić bezustannie, aż po dziś dzień, okresowo tylko przykrywając ją pudrem pozornej poprawności politycznej.

Mamy tutaj typowe elementy kryminału noir. Twardego, bezkompromisowego detektywa o skomplikowanej przeszłości, mocno niepogodzonego z samym sobą. Mamy piękną femme fatale (i to nie jedną, jak się okaże). Mamy ciemne interesy na pograniczu wielkiego biznesu i mafii. Mamy w końcu znakomicie nakreślony portret miasta, a przynajmniej określonego ściśle jego wycinka, na którego społeczno – kulturowym charakterze cała opowieść jest budowana. Pichetshote radzi sobie świetnie z wyważeniem całej historii i ani na moment opowieść kryminalna nie schodzi na dalszy plan, by ustąpić miejsca warstwie społecznego manifestu. A ten – mimo osadzenia w tle całej swojej istoty, nadal wybrzmiewa solidnie i wystarczająco głośno by nie pozostać niezauważonym, czy też strywializowanym.

Graficznie jest wspaniale. Aleksandre Tefengki serwuje nam tutaj kreskę plasującą się bardzo blisko minimalistycznej maniery (ubóstwianego przeze mnie) Darwyne’a Cooke’a, co doskonale pasuje i do charakteru opowieści i do ogólnej konwencji kryminału noir, niezmiennie przywodząc na myśl choćby klasycznego „Parkera” od ww grafika. W sukurs graficznej formie idzie stonowana kolorystyka Lee Roughridge’a, bardzo dobrze rozgrywająca klimat chłodnymi, głównie monochromatycznymi barwami plansz. Już dla samej przyjemności oglądania tych rysunków warto się komiksem zainteresować. Ale – na szczęście – fabuła nijak nie pozostaje w tyle, dopełniając całości i serwując finalnie jeden z ciekawszych tytułów w tegorocznej komiksowej ofercie.

„The Good Asian. Dobry Azjata” to typowy „musisz-mieć” dla fanów kryminału noir. Klasyczna historia w obrębie gatunku, mocno pogłębiona przez trafny społeczno – historyczny komentarz do sytuacji imigranckiej w USA, obnażający prawdę, że mimo mijających dekad, niewiele się w tym zakresie w Ameryce zmienia. Pichetshote podejmuje swój ulubiony temat, świetnie osadzając go w zupełnie nowej konwencji gatunkowej, zbudowanej na solidnym researchu i mocnym zakotwiczeniu w kontekście czasów i realiów społeczno – kulturowych, co dodaje komiksowi niesamowitej siły przebicia. Zdecydowanie warto!

Good Asian. Dobry Azjata

Nasza ocena: - 90%

90%

Scenariusz: Pornsak Pichetshote. Rysunki: Alexandre Tefenkgi. Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski. Wydawnictwo Lost In Time 2023

User Rating: Be the first one !

Mariusz Wojteczek

Rrocznik '82. Kiedyś Krakus z przypadku, teraz Białostoczanin, z wyboru. Redaktor portali o popkulturze, recenzent, publicysta. Współtwórca i redaktor portalu BadLoopus – W pętli popkultury. Pisze opowiadania, które dotychczas publikował m.in. w Grabarzu Polskim, Okolicy Strachu, Bramie, Histerii oraz w antologiach, jak „Słowiańskie koszmary”, „Licho nie śpi”, „City 4”, „Sny Umarłych. Polski rocznik weird fiction 2019”, „Żertwa”, „The best of Histeria”, „Zwierzozwierz” i „Wszystkie kręgi piekła”. Laureat czwartego miejsca w konkursie „X” na dziesięciolecie magazynu Creatio Fantastica. Wydał autorskie zbiory opowiadań: „Ballady morderców” (Phantom Books 2018) oraz „Dreszcze” (Wydawnictwo IX 2021) oraz powieść „Ćmy i ludzie” (Wydawnictwo IX 2022). Pracuje nad kilkoma innymi projektami (które być może nigdy nie doczekają się ukończenia). Miłośnik popkultury i dobrej muzyki, nałogowy zbieracz książek, komiksów i płyt. Zakochany bez pamięci w swojej żonie Martynie oraz popkulturze – w takiej właśnie kolejności.

Zobacz także

Pożeracze nocy tom 1: Pożeraczka nocy [recenzja]

Duet autorek znanych z “Monstressy” powraca w zupełnie nowej  opowieści. Jeśli  kogoś zmęczyła już wcześniejsza …

Leave a Reply