“Nocturnals” to komiks, którego fabularne niedociągnięcia podczas lektury są aż nazbyt widoczne. I zarazem to ten przypadek, w którym nie ma to praktycznie znaczenia, bo sugestywny klimat i niesamowita gromada bohaterów z opowieści Dana Breretona działa na czytelnika niczym czarodziejski urok.
Jest trochę tak, jakby ta opowieść praktycznie nie znanego w Polsce Dana Breretona została wyszukana z jakichś przepastnych komiksowych archiwów amerykańskich wydawnictw i oto okazuje się, że trafiła nam się wyjątkowej urody perełka. Tę urodę reprezentuje przede wszystkim strona graficzna “Nocturnals”. To komiks malowany w różnych, często zaskakujących odcieniach nocy, bo jego bohaterowie mogą w pełni funkcjonować tylko o tej porze. Zresztą malowany to może za mało powiedziane – to wizja, która ma w sobie bardzo dużo ze stylu Alexa Rossa, ale odbitego w krzywym (mrocznym?) zwierciadle nocnej rzeczywistości. Dlatego postacie stworzone przez Breretona nie są (bo nie mogą być) posągowo piękne jak u Rossa, bo ich fizyczne cechy wymykają się złotemu podziałowi właśnie przez wyeksponowanie tego, co może być odbierane jako skaza na posągowym wizerunku. Nocturnals to po prostu stwory nocy, niektóre całkiem sympatyczne, inne wprost przeciwnie i to one narzucają rytm tej opowieści, która zaczyna się niczym koszmarny, niezrozumiały sen – potrzeba czasu, abyśmy zaczęli orientować się w jego scenerii.
“Nocturnals” dzieją się w Pacific City, mieście z fabryką syntetycznych potworów na obrzeżu, która stanowi bardzo ważną część fabuły. Do tego dorzućmy jeszcze gangsterów, tych typowych jak też takich o nocnej proweniencji oraz gliniarzy, którzy nie ogarniają tego co dzieje się w ich mieście i mamy dziwaczną mieszankę, do której zostajemy bez żadnej autorskiej litości wrzuceni na głęboką wodę. To co się dzieje przez pierwsze kilkadziesiąt stron komiksu to właśnie gangsterska rozgrywka, w której niełatwo się połapać, bo nie dostajemy żadnej ekspozycji czy przedstawienia kolejnych postaci. Tę fabularną mozaikę musimy układać kamyczek po kamyczku, ale w końcu nabiera ona konkretnych kształtów. I kiedy już potrafimy rozróżnić i nazwać bohaterów “Nocturnals”, zaczynamy z każdą przewracaną stroną coraz bardziej ich lubić. Także dlatego, że to historia rodzinna.
Dwójka najważniejszych bohaterów komiksu Breretona to Doc Horror, tajemniczy naukowiec oraz jego fascynująca córka o imieniu Eve, na którą mówi się tu również Halloween Girl. Wokół tej pary gromadzą się inne, dotknięte nocną skazą postacie, między innymi eteryczna, ale i na swój sposób przerażająca Polichromia. Wszystkich poznajemy w pierwszej, najdłuższej opowieści ze zbioru pod intrygującym tytułem “Czarna planeta”. Skąd te kosmiczne konotacje? Spokojnie, wszystko się wyjaśni. No może nie wszystko, bo Brereton rozbudowuje swój świat krok po kroku i wiele tajemnic do odkrycia jest jeszcze przed nami. To też jest ważny element prowadzący do zauroczenia tą serią i dlatego kończymy pierwszy tom z żalem, że nie możemy od razu sprawdzić co jeszcze zaserwuje czytelnikom Dan Brereton.
Choć pierwszy tom opatrzony jest w tytule dopiskiem omnibus, to wygląda raczej mało omnibusowato, to trochę ponad trzysta stron lektury. Do “Czarnej planety” dochodzi jeszcze kilka opowieści, w tym jedna szczególna. Najpierw przeczytamy dziejących się w czasie Halloween “Dyniogłowych” z jaśniejszą (choć wciąż nocną) scenerią, w których twórca udowadnia nam, jak duży jest jego talent w dobieraniu barw do swoich historii – pierwsza plansza jest po prostu przepiękna i mocno różniąca się od tonów, którymi charakteryzowała się “Czarna planeta”. Potem są jeszcze w większości same niespodzianki – nowi rysownicy w kolejnych rozdziałach, a w ostatnim w kolejności “Trollowym moście” to już totalna graficzna erupcja, bo Brereton zaprosił do tej historii, dziejącej się w różnych, wyobrażonych światach multum artystów, w tym samego Stana Sakai, dzięki czemu dostajemy crossover z Usagim. Po prostu czuć, że innych twórców, tak jak czytelników fascynuje ów świat i postacie wymyślone przez Breretona i z radością biorą udział w jego poszerzeniu.
Klimatem “Nocturnals” najbardziej chyba przypominają “The Goon” Erica Powella, szczególnie z tych bardziej sentymentalnych i mniej szalonych odsłon tejże serii. To co prawda nie jest poziom tej doskonałej serii, Powell jest jednak lepszym scenarzystą niż nie zawsze panujący nad fabułą i narracją Brereton, ale jak już pisałem, to jakoś mało nam przeszkadza. Ta historia po prostu wciąga, intryguje tajemnicami i budzi apetyt na większą dawkę przygód dziwacznej, nocnej gromady.
Nocturnals. Omnibus, tom 1
Nasza ocena: - 75%
75%
Scenariusz: Dan Brereton. Rysunki: Dan Brereton i inni. Tłumaczenie: Paulina Braiter. Nagke COmics 2023