Gorący temat

Hitman, tom 1 – cyngiel z Gotham City [recenzja]

Wydawnictwo Egmont ponownie sięgnęło po serię, która prawie dwie dekady temu została u nas napoczęta i brutalnie porzucona przez Mandragorę. Świetny to ruch w obecnych czasach, bo w końcu będziemy mieli na rynku komplet najważniejszych tytułów Gartha Ennisa, a poza tym “Hitman” to kawał przyzwoitej rozrywki.

Tommy Monaghan, były marines irlandzkiego pochodzenia, obecnie cyngiel do wynajęcia urzędujący w Gotham City, po raz pierwszy pojawił się w zeszycie “Demon Annual 2” w 1993 r., w ramach crossoveru Bloodlines. Na łamach tego eventu twórcy testowali nowe postacie, które w przyszłości mogliby na stałe wprowadzić do uniwersum. Tommy’emu się udało, bowiem Ennis jeszcze w tym samym roku wkręcił go do dwóch dłuższych opowieści w regularnej serii z Demonem (“Hell’s Hitman” i “Suffer the Children”), by następnie odłożyć go na dwa lata do komiksowego limbo. Powody były dwa, bowiem autor zamykał swój run w “Hellblazerze” i był na etapie poważnych przygotowań do wystartowania “Kaznodziei”. Gdy seria o Jessem Custerze rozkręciła się na dobre, a był to kwiecień 1996 r., Ennis powrócił do Hitmana, którego wpierw przypomniał na łamach “The Batman Chronicles #4”, a dwa tygodnie później wprowadził na łamy własnej serii trwającej równe sześćdziesiąt numerów.

Pierwszy tom polskiego wydania zawiera pierwszy występ u boku Demona Etrigana i Batmana, pierwsze osiem zeszytów regularnej serii oraz jedno wydanie specjalne. Mamy więc okazję zapoznać się z genezą Tommy’ego, kiedy to na jego drodze stanęli kosmici i w niewybredny sposób obdarzyli go supermocami, z Batmanem, który znalazł się w dwóch nietypowych dla niego sytuacjach i mięsistą opowieścią o zemście będącej rezultatem niezbyt przyjemnej codzienności zawodowego zabójcy.To właśnie na kartach “Hitmana” Ennis rozpoczął swoją autorską dekonstrukcję mitów superbohaterskich, na długo przed wymyśleniem “Chłopaków”, “The Pro.” czy własnej wersji Punishera. Już w genezie Monaghana mamy przenicowanie wątku nadania mocy przez obcych (oczko puszczone w stronę Green Lanterna), a dalej lekkie naigrywanie ze Spawna (w opowieści ”Szał w Arkham”) czy dobrych intencji herosów (“Dziesięć tysięcy naboi”). Tutaj też Ennis znalazł ujście dla swojej fascynacji konfliktami wojennymi i losami żołnierzy, a także westernami – w przeciwieństwie do “Kaznodziei”, gdzie królował John Wayne, tutaj obiektem westchnień jest Clint Eastwood. 

Pomijając jednak tę całą otoczkę, która jest tylko dodatkiem do właściwej fabuły, “Hitman” to kapitalnie opowiedziana historia człowieka z dolnych rejonów społecznych, który próbuje wiązać koniec z końcem robiąc to co umie najlepiej, czyli zabijać ludzi. To opowieść, gdzie od forsy ważniejsza jest przyjaźń i lojalność, a broń i naboje są argumentem do rozwikłania praktycznie każdej sprawy. Jest w tych historiach, bądź co bądź superbohaterskich, sporo czułości, życiowych prawd i odrobina czarnego, irlandzkiego humoru. No i są też oczywiście piękne rozwałki i mnóstwo akcji, która z pewnością ukontentuje fanów klasycznych trykotów.

Całość rysuje John McCrea (oprócz epizodu będącego hołdem dla Sergio Leone, rysowanego przez Carlosa Ezquerrę), który nadał głównemu bohaterowi właściwy wygląd i undergroundowy feel. Artysta rozpoczyna album od ostrej, acz prostej karykatury, by z czasem nieco złagodnieć i przejść do bardziej szczegółowego stylu. Gdy trzeba, McCrea robi szybkie lustracje pod szaloną akcję, ale tam gdzie może robi nastrojowe kadry w stylu noir, umiejętnie bawiąc się czernią. Efekt jest świetny i doskonale pasuje do takiej fabuły.

Cała seria zamknie się w pięciu albumach i warto ją postawić między “Hellblazerem”, “Kaznodzieją”, “Punisherem” i “Chłopakami”. Znacznie się różni od tych wymienionych, ale to wciąż sto procent Ennisa w Ennisie. A trzeba też dodać, bo nie wiem czemu wydawca o tym nie wspomina, “Hitman” jest zdobywcą nagrody Eisnera w kategorii Najlepsza pojedyncza historia. Ta ukazała się w #34 zeszycie serii i będziemy mogli ją przeczytać przy okazji trzeciego wydania zbiorczego. 

Hitman, tom 1. Scenariusz: Garth Ennis. Rysunki: John McCrea. Egmont 2020

Ocena: 8/10

Paweł Deptuch

Redaktor, publicysta, autor kilku opowiadań i scenariuszy komiksowych. W latach 2004-2010 redaktor naczelny portalu Carpe Noctem. Od 2006 r. współpracuje z miesięcznikiem Nowa Fantastyka, a w latach 2018/2019 z polską edycją magazynu Playboy, gdzie pisał o nowych technologiach. Publikował też w zinach (Ziniol, Biceps) i prasie specjalistycznej (Czachopismo, Smash!). Od 2008 r. elektor Nagrody Literackiej im. Jerzego Żuławskiego, a od 2019 r. juror Nagrody Nowej Fantastyki w kategorii Komiks Roku.

Zobacz także

Siberia 56. Wydanie zbiorcze – kosmiczny strach w okowach lodu [recenzja]

Christophe Bec to scenarzysta znany w Polsce choćby z interesującej serii „Mroczna otchłań”, czy – …

Leave a Reply