Z twórczością niektórych reżyserów jest tak, że ci są wyraziści na tyle, by w zależności od typu odbiorcy natychmiast lądować na zupełnie przeciwnych miejscach skali. Brandon Cronenberg jednoznacznie udowadnia, że jest jednym z nich.
Głównym bohaterem „Infinity Pool” jest cierpiący na brak inspiracji pisarz James Foster, który wraz z żoną Em spędza wakacje w odgrodzonym od reszty świata kurorcie w fikcyjnym państwie Li Tolqua. Jak się wkrótce okaże, drut kolczasty i pilnujące bram wojsko znajdują się tu nie bez powodu – gdy bohaterowie dadzą się namówić na nielegalne opuszczenie kompleksu i staną się sprawcami tragedii, staną przed moralnie niejednoznacznym systemem karnym. Oto bowiem nawet czyny wedle miejscowego prawa karane śmiercią da się za odpowiednią cenę wykupić… egzekucji poddając własnego klona. To odkrycie stanie się dla Jamesa pierwszym krokiem ku krainie zepsucia, perwersji i zbrodni, które popełniać można bez jakichkolwiek konsekwencji.
Stanowiący trzeci pełny metraż w portfolio Brandona Cronenberga „Infinity Pool” to świadectwo autorskiego stylu który z jednej strony trudno byłoby pomylić z dokonaniami jego kolegów po fachu – ale z drugiej stanowiącego niejako wypadkową dokonań jego słynnego ojca. Po raz wtóry mamy tu więc do czynienia z fabularną układanką, która początkową enigmę wypełnia zamiłowaniem do cielesności i rozbudowaną warstwą psychologiczną. „Infinity Pool” to jednak coś więcej niż tylko kolejny z reprezentantów body horroru – Cronenberg wprowadza bowiem doń całe mnóstwo przestrzeni na społeczny komentarz.
Oglądając wikłającego się w sytuację rodem z Kafkowego „Procesu” bohatera, przyjdzie nam zadawać sobie pytanie na temat tego gdzie kończą się granice moralności, gdy nie ograniczają nas jakiekolwiek potencjalne konsekwencje, czym jest drzemiąca w człowieku pierwotna fascynacja zbrodnią i przemocą, czy wreszcie mierzyć się z problematyką walki klas. Nie da się przy tym ukryć, że „Infinity Pool” humoru raczej nikomu swymi wnioskami nie poprawi – to nieustanny mrok i podróż do samego serca spirali zepsucia, w którym trudno szukać choćby promyczka nadziei, a w tym co swojemu odbiorcy Brandon Cronenberg chce zakomunikować, jest bezkompromisowy i jednoznacznie pesymistyczny. Trudno ukryć jednak, że nawet pomimo cokolwiek nihilistycznego wydźwięku, całość przyciąga niczym magnes, już choćby tylko przez sam fakt umiejętnego zakrywania kart do samego finału. Przede wszystkim też, nawet jeśli mimo wszystko nieco grającemu kliszami, „Infinity Pool” udaje się uniknąć pułapki trywialnego rozwiązania całej historii.
Jednocześnie w kwestii formy, cały ten scenariuszowy miks nieustannie grawituje w stronę arthouse’u. Objawiające się już do pierwszych minut seansu, wywracające błędnik na lewą stronę dziki najazdy kamery, epileptyczne serie obrazów i wysoki kontrast nasyconych barw w poszczególnych scenach doskonale sprawdzają się w podkręcaniu nastroju zaszczucia, psychodelii i paranoi, z rozmysłem kontrastując z sekwencjami mającymi wzbudzać w widzu niesmak. Warto zaznaczyć jednak, że choć graficzna przemoc nie jest „Infinity Pool” obca, trudno film Cronenberga określić mianem szczególnie sadystycznego – w wielu miejscach bowiem reżyser raczej proponuje widzowi turpizm niż przeciąganie scen gore.
Jeśli do takiego zestawu dodać wymagającą i z pełnością nietuzinkową na tle jego portfolio rolę Alexandra Skarsgårda i jak zawsze intrygującą w swej dziwaczności Mię Goth, „Infinity Pool” wybroni się właściwe w każdym aspekcie – nawet jeżeli będzie rozrywką zarezerwowaną dla specyficznego typu widza.
Foto © Elevation Pictures
Infinity Pool
Nasza ocena: - 70%
70%
Reżyser: Brandon Cronenberg. Obsada: Alexander Skarsgård, Mia Goth, Thomas Kretschmann. Kanada/Chorwacja, Węgry, 2023.