Czwarty tom “Injustice” nie wywołuje już takich emocji jak poprzednie, zwłaszcza że obok Toma Taylora pojawił się nowy scenarzysta, Brian Buccellato, który w zasadzie przejął pałeczkę po oryginalnym twórcy serii. I nie ma co ukrywać, ta zmiana jest wyraźnie odczuwalna.
W trzecim tomie zostawiliśmy bohaterów po kolejnym, epickim starciu, tym razem przy udziale magii, z Johnem Constantinem w przewodniej roli. Grupie Batmana znowu nie udało się pokonać Supermana i jego popleczników, a co więcej do gry ponownie weszła Wonder Woman, w wyniku tajemniczego układu wybudzona ze śpiączki. W tle mieliśmy kolejne śmierci, które w czwartym tomie kładą się cieniem na bohaterach, a niektórtych z nich, jak Renee Montoyę zmuszają do użycia drastycznych srodków w ramach zemsty za śmierć przyjaciółki. W czwartym tomie z początku uwaga twórców jest skupiona właśnie na policjantce z Gotham , choć to się szybko zmieni, kiedy do akcji wkroczą rzeczywiście bogowie, ci z greckiego panteonu. Brzmi to może z lekka niepoważnie, ale okaże się bardzo poważnym wyzwaniem nie tylko dla Supermana, ale z czasem i dla jego głównego antagonisty, a potem już dla całej ludzkości. Z istotami obdarzonymi rzeczywistymi, boskimi mocami nie ma co zadzierać, o czym boleśnie przekona się większość, dobrze nam znanych superbohaterów.
Czy tego własnie dotyczy cała fabułą czwartego tomu, potyczki z panteonem greckich bóstw? Cóż, ogólnie tak właśnie jest, ale cała przyjemność tkwi w fabularnych szczegółach. Na okładce nowego tomu widzimy przecież zaskakujący obrazek, czyli walczących ze sobą Supermana i Wonder Woman, a znając pełen intryg świat greckich bogów powinniśmy dokładnie takich, niespodziewanych wydarzeń się spodziewać. Dzieją się tutaj rzeczy, których nie był w stanie przewidzieć sam Batman, który z początku wydaje się być głównym architektem całej tej boskiej interwencji i w tym fabularnym zakresie “Injustice” wciąż działa jak powinno. Jest rozmach, są zaskoczenia, są również kolejne śmierci popularnych postaci (choć nie do końca oczywiste są to śmierci, dzięki czemu dostajemy bardzo ciekawą wizytę w znanym z mitologii greckiej Tartarze).
W czwartym tomie niestety daje się już odczuć zmęczenie materiału i w głowie czytelnika rodzą się wątpliwości, czy trzeba było ciągnąć tę wybuchową serię tak długo – bo przed nami przecież jeszcze jest jej kolejna odsłona. Podczas lektury brakuje już swoistej płynności opowieści, która charakteryzowała pisarstwo Toma Taylora i bardziej mamy do czynienia z odhaczaniem kolejnych zagrożeń, choć Buccellato wręcz wychodzi z siebie, by piętrzyć przed nami różne fabularne atrakcje. Czuć jednak, że to już nie to samo, należą się jednak twórcy słowa uznania za przywrócenie do łask panteonu greckich bogów i uświadomienie czytelnikowi, z jak wielką i nieprzewidywalną mocą mają do czynienia superbohaterowie. Ostatnimi czasy ta część kultury i zarazem popkultury pokazywana była raczej w mniej poważnym tonie, dlatego może robić wrażenie gdy superbohaterowie dostają łupnia od istot, które są już teoretycznie w odstawce. Szkoda tylko, że rysunkowo nie udało się w pełni uchwycić tej boskiej grupy, bo to było naprawdę pole do popisu. I o ile Bruno Redondo daje radę, to zeszyty rysowane Mike’a S. Millera wydają się niejednokrotnie w kreowaniu postaci balansować na granicy parodii.
Pozostaje pytanie – co dalej? W co jeszcze można uwikłać w tej serii oba superbohaterskie obozy? Pewną odpowiedź sugeruje ostatnia w tomie i chyba zarazem najlepsza opowieść w formie epilogu, w której pierwsze skrzypce gra Plastic Man. To dzięki temu superbohaterowi odkładamy lekturę w dużo lepszym humorze niż mieliśmy w jej trakcie, z rosnącymi nadziejami oraz ciekawością, w którą stronę podąży tym razem ów coraz mocniej zagmatwany, zbierający kolejne ofiary i wydający się nie mieć końca, ani zwycięzców konflikt.
Injustice. Bogowie są wśród nas. Rok czwarty
Nasza ocena: - 65%
65%
Scenariusz:: Tom Taylor, Brian Buccellato. Rysunki: Bruno Redondo i inni. Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz. Egmont 2023