Gorący temat

A potem już tylko nic – ponura antyutopijna wizja przyszłości [recenzja]

„A potem już tylko nic” Krzysztofa Koziołka to kolejny gatunek, jaki ten autor z powodzeniem podejmuje. Nie tak dawno chwaliłem jego „Enigmę. Liczbę wszystkich liczb”, by teraz polecać kolejną powieść – osadzoną w bardzo przeze mnie cenionej konwencji antyutopijnego postapo.

Polska 2031. Jedna z ofiar brutalnych wojen ekonomicznych będących pokłosiem pandemii oraz wojny na Ukrainie. W obliczu globalnej gospodarczej zapaści świat przemodelowuje zupełnie swoje oblicze, rządy stają się marionetkowymi fasadami, a realną władzę w całościowym zakresie dzierżą korporacje, wykorzystujące deficyt wodny. Lokalne samorządy tylko pozorują prawo i porządek społeczny, bowiem całość ich działań opiera się na zapewnieniu i ochronie korporacyjnych zysków. W takim świecie przyszło funkcjonować Janowi Krzykowi i jego rodzinie. Krzyk jest niegdysiejszym bohaterem, weteranem, który jednak z własnej woli wybrał życie w jednej z niższych klas społecznych. A tego nie może ani zrozumieć – ani tym bardziej wybaczyć mu – jego żona i córka. Ale wraz z przyjaciółmi Krzyk odkrywa szansę, która może odmienić los wszystkich. Ale równie dobrze może przypłacić całe ryzykowne i bardzo nielegalne przedsięwzięcie głową…

Świat przedstawiany przez Koziołka w swojej wersji literackiej postapokalipsy to miejsce skrajnie nieprzyjazne, które w znaczącej mierze opiera się konstrukcyjnie o schemat antyutopii. Władza skupiona w wąskich kręgach, która reglamentuje ogółowi społeczeństwa podstawowe dobra. W tym przypadku tym najbardziej ograniczonym jest woda, do jakiej pozyskiwania i przetwarzania mają jedynie nieliczne korporacje.

Społeczność skupiona jest w ściśle inwigilowanych miastach – enklawach, pilnowana przez rozbudowane struktury opresyjnych służb porządkowych i mamiona wizją skrajnych konieczności wynikających – rzecz jasna – z czynników zewnętrznych – których trudy winni wszyscy znosić po równo. Mocno tchnie ta wizja post PRL-owskim schematem, i marksistowskim założeniem „od każdego według jego zdolności, każdemu według jego potrzeb”. Oczywiście ta dewiza – pozornie słuszna i zasadna – tradycyjnie już okazuje się także w powieści Koziołka niemożliwą do realizacji utopią. Bo i ten pierwszy człon – od każdego wedle zdolności – wypaczony został i przeinaczony, bowiem profity i minimalne wymagania przynależne są wyłącznie wąskiej grupie trzymającej władzę. A i w kwestii: każdemu wg potrzeb, to całość konceptu rozsypuje się jak domek z kart, kiedy owo ustalanie potrzeb ciąży bardzo ku minimum (często nawet znacznie poniżej jego) dla ogółu społeczeństwa, kiedy ta wybrana, określona grupa decydentów na szczycie potrzeby ma nadmiernie wybujałe.

Niby nic nowego Koziołek nie wymyśla. Bo z jednej strony mamy przerysowany do granic post PRL, z drugiej klasyczną antyutopię, znaną choćby z takich ikon literatury, jak orwellowski „Rok 1984”, czy też mniej znana, ale równie szokująca w wydźwięku powieść „Agenda 21” duetu Glenn Beck, Harriet Parke (oczywiście w ujęciu fikcyjnym, choć autorzy zdają się uciekać w inspiracjach tego tytułu zbyt mocno w teorie spiskowe). Jednak mimo podobieństw, mimo ogrywania ponownie tych samych schematów potrafi Koziołek podtrzymać napięcie. Potrafi przykuć uwagę czytelnika tym nerwowym oczekiwaniem – do czego to wszystko prowadzi?

Bo siłą tej powieści jest przede wszystkim fakt, że poza antyutopijnym i postapokaliptycznym tłem to przede wszystkim opowieść obyczajowa o ludziach skonfrontowanych z własną bezsilnością, kiedy zmuszeni są przemodelowywać drastycznie swoje priorytety. Bohaterowie powieści mają znaczny problem z międzyludzkim dialogiem, ale te kłopoty, tę niemoc kreuje otaczająca ich rzeczywistość. Z jednej strony przywiązanie do górnolotnych ideałów, z drugiej – pragnienie zwykłego, względnie wygodnego życia. Ile dla etosu własnej moralności jesteśmy skłonni poświęcić? Nam, współczesnym zdaje się to oczywiste, bowiem tak naprawdę przed podobnym wyborem zazwyczaj nie stajemy. A przynajmniej nie w tak drastycznym ujęciu, co postaci z powieści. My nie musimy naginać moralnego kręgosłupa, by móc żyć godnie, na przyzwoitym poziomie. Zwykle nie musimy. Nie musimy, jak dotychczas.

I to w pewien sposób przestroga tego tytułu, a zarazem całego świata przedstawionego. Koziołek pokazuje nam przyszłość. Przerysowaną, wypoczwarzoną, ale jednak w jakimś stopniu możliwą do spełnienia. I to jest właśnie najbardziej przerażające.

Ciekawym jest też rola młodych bohaterów. Dzieci wychowywane w tak odkształconym modelu rzeczywistości postrzegają go zupełnie inaczej, bowiem one nie mają odmiennej perspektywy, choćby wynikającej ze wspomnień. Dla nich status quo jest niezmienne, nie jest odkształceniem, nie jest aberracją. Podobnie – w samym schemacie – jest dzisiaj. Kolejne pokolenia nie porównują świata „teraz” do jego wersji „z kiedyś”. Zwyczajnie jej nie znają. Więc stąd rodzą się całościowe i nie tak znów rzadkie niezrozumienia i konflikty międzypokoleniowe. My odwołujemy się do tego, co było, jak było. Dla nich stan obecny był od zawsze i mogą jedynie oczekiwać, że dopiero dokonają zmian, ale kształtowanych wg własnej wizji, nie w oparciu o schematy z przeszłości.

„A potem już tylko nic” nie jest bynajmniej powieścią doskonałą. Miejscami wizja zgrzyta wulgarnością, tendencyjną bezpośredniością wręcz łopatologicznego przekazu. Czasem szarości tracą swój cień, stając się zbyt jaskrawe, nazbyt przerysowane. Za mocno czarno – białe. Ale to tylko momenty, pojedyncze sceny, które nie psują zupełnie całościowego wydźwięku. Czytając tę książkę dałem wciągnąć się w wykreowany świat na tyle, że zakończenie pozostawiło niedosyt. Mam wrażenie, że nastąpiło nazbyt niespodziewanie. Nieoczekiwanie. Zbyt wcześnie. Bo chciałoby się poznać tę całą historię dalej. Zobaczyć dalsze losy bohaterów. Przekonać, jak potoczą się ich powikłane życiorysy. I to, czy ów świat przedstawiony, owo wykreowane w powieści społeczeństwo nie tyle otrzyma swoją szansę, ale czy zdoła z niej we właściwy sposób skorzystać?

„A potem już tylko nic” to powieść – przestroga. Ponura wizja świata, jaki może przypaść w udziale może już nie tyle nam, ale naszym potomkom. Następnym pokoleniom, które będą zdolne jedynie odziedziczyć to, co my po sobie zostawimy. A takie tytuły boleśnie przypominają nam, współczesnym, że na razie nie mamy się za bardzo czym chwalić, w ramach spadku dla potomnych. I nie zanosi się, by miałoby być lepiej. A potem już tylko nic? Tego chcemy?

A potem już tylko nic

Nasza ocena: - 80%

80%

Krzysztof Koziołek. Wydawnictwo Manufaktura Tekstów 2022

User Rating: Be the first one !

Mariusz Wojteczek

Rrocznik '82. Kiedyś Krakus z przypadku, teraz Białostoczanin, z wyboru. Redaktor portali o popkulturze, recenzent, publicysta. Współtwórca i redaktor portalu BadLoopus – W pętli popkultury. Pisze opowiadania, które dotychczas publikował m.in. w Grabarzu Polskim, Okolicy Strachu, Bramie, Histerii oraz w antologiach, jak „Słowiańskie koszmary”, „Licho nie śpi”, „City 4”, „Sny Umarłych. Polski rocznik weird fiction 2019”, „Żertwa”, „The best of Histeria”, „Zwierzozwierz” i „Wszystkie kręgi piekła”. Laureat czwartego miejsca w konkursie „X” na dziesięciolecie magazynu Creatio Fantastica. Wydał autorskie zbiory opowiadań: „Ballady morderców” (Phantom Books 2018) oraz „Dreszcze” (Wydawnictwo IX 2021) oraz powieść „Ćmy i ludzie” (Wydawnictwo IX 2022). Pracuje nad kilkoma innymi projektami (które być może nigdy nie doczekają się ukończenia). Miłośnik popkultury i dobrej muzyki, nałogowy zbieracz książek, komiksów i płyt. Zakochany bez pamięci w swojej żonie Martynie oraz popkulturze – w takiej właśnie kolejności.

Zobacz także

Gryzę grozę. Notatki o kulturze literackiej polskiego horroru – otrzeźwiające spojrzenie na rodzimą grozę [recenzja]

Na „Gryzę grozę. Notatki o kulturze literackiej polskiego horroru” – nie ukrywam – niecierpliwie czekałem …

Leave a Reply