Gorący temat

Ior – przykład, jak pisać, by dzieci chciały czytać [recenzja]

Jak bardzo żałuję, że jeszcze nie mam dzieci! Bowiem lektura „Iora” boleśnie marnuje się, czytana przez dobiegającego czterdziestki dorosłego, który nijak nie może podzielić się z młodszymi odbiorcami radością z czytania. Przynajmniej bezpośrednio.

A tak właśnie „Ior” może i powinien być czytany. Zresztą, nie pora dnia, nie moment ma tu znaczenie, ale fakt, by czytać, czytać, czytać! Bowiem tak piękne, a zarazem mądre książki dla małych czytelników to jednak rzadkość na książkowym rynku. Owszem, zdarzają się, ale często wpadają w zbyt moralizatorski ton, albo ograniczają się, spłycając poziom, nie dowierzając w ogrom dziecięcej umysłowej kreatywności. Marek Zychla rozumie, że wyobraźnia dziecka nie zna granic, więc i w swojej nowej powieści tych granic nie stawia. Skonstruowany przez niego świat jest jakimś krzywozwierciadlanym odbiciem naszej rzeczywistości, w którym uwypuklają się jego wady i troski, często przybierając ponure, karykaturalnie potworne kształty. Bowiem nutki grozy tu nie brak, ale takiej odpowiednio tonowanej, takiej w sam raz, by wzbudzić dreszczyk emocji, ale by nie implementować koszmarów u małoletnich czytelników. Zychla ma wyczucie, na ile może pozwolić sobie w ramach gatunku powieści dla dzieci i starannie pilnuje się, by tej cienkiej linii nie przekroczyć. Jednocześnie nie brak mu rozmachu kreacji, nie stawia sobie zbyt mocnych ograniczeń, plastycznie rozbudowując świat przedstawiony. Mam wrażenie, że autor nigdy nie wyzbył się „wewnętrznego dziecka”, przez co doskonale radzi sobie z mówieniem językiem najmłodszych, dla nich zrozumiałym i przyswajalnym, jednocześnie spoglądając z perspektywy bagażu doświadczeń osoby dorosłej, która przeżyła niejedno i ciut lepiej, niż dzieci rozumie zasady otaczającego świata.

To opowieść bardzo mądra, jednak nie w toporny, łopatologiczny sposób, gdzie wszystko musi zostać podane na tacy. To w subtelnych niuansach, w kolejnych zdarzeniach, w starannie budowanym procesie przemiany dwójki bohaterów kryją się podstawowe moralne prawdy, jakie każdy rodzic chciałby wpoić swoim pociechom, jednak często na przeszkodzie staje brak umiejętności dydaktycznych lub niechęć właśnie do moralizatorskich tonów, często wywołujących naturalny odruch buntu, zwłaszcza u nieco starszych dzieci. Zychla nie wbija im niczego do głów na silę. Bardziej pozwala samemu odkryć to, co ma do przekazania. I to jest jedną z najważniejszych zalet książki. Brak tej nachalności, subtelność przekazu i stawianie na pełną akcji przygodę, w której elementy dydaktyczne są uzupełnieniem. Ważnym, ale nadal elementem, nie celem samym w sobie. Bowiem celem jest zabawa. Przyjemność z lektury. Otwarcie się na magiczny świat literackich doznań i rozbudzanie wyobraźni.

Typowa u Zychli, także w literaturze dla dorosłych, jest plastyczność języka. I cudowne łączenie słowiańskości z irlandzką mitologią. Jako polski imigrant nie odcina się od korzeni. Po raz kolejny jego bohaterowie wyjeżdżają na Zieloną Wyspę. Tym razem to Wiktoria i Artur, dwójka dzieciaków, która szybko po przeprowadzce odkryje, że poza naszą rzeczywistością jest inny, magiczny, słodko – straszny świat. To pewien charakterystyczny element prozy Marka Zychli, który pozwala mu w ciekawy sposób filtrować irlandzkie wierzenia przez pryzmat człowieka, który nie wychował się wśród nich, który nasiąkł nimi później. Który się w nich zakochał, ale był to wybór świadomy, nie wynikający z naturalnego obycia związanego z urodzeniem i wychowaniem w tamtejszej kulturze. Dlatego jego powieściowa „irladzkość” jest inna, niż można by się spodziewać. Jest ciekawsza, bardziej zaskakująca, mniej oczywista i przewidywalna. Świat przedstawiony to przekształcony, zmodyfikowany baśniowo świat wyspiarskich wierzeń, nakładający na siebie polską mentalność, rodzime tęsknoty i wspomnienia polskich klechd. Wszystko spotyka się na styku kultur, jakże względem siebie różnych, ale jednak opierających się na tym samym trzonie uniwersalnych praw i wartości, które nie znają kulturowych czy politycznych granic. Dobro jest dobrem, niezależnie, od zakątka świata, w jakim się znajdziemy.

„Ior” to opowieść pełna ciepła, magii i niezwykłych przygód. Pełna strachów i wyzwań, które jednak da się pokonać, jeśli naprawdę uwierzymy w siebie. To przypowieść o tym, ze pewne wartości pozostają niezmienne i zawsze będą bezcenne, bo czynią nas lepszymi ludźmi. A od powieści dla dzieci chyba nie trzeba wymagać więcej?

Aha, no i są w książce smoki. Jeśli wszystko, co napisałem wcześniej was nie przekonało do lektury „Iora”, to ten fakt przekona was na pewno.

Ior

Nasza ocena: - 85%

85%

Marek Zychla. Wydawnictwo Stara Szkoła 2021

User Rating: Be the first one !

Mariusz Wojteczek

Rrocznik '82. Kiedyś Krakus z przypadku, teraz Białostoczanin, z wyboru. Redaktor portali o popkulturze, recenzent, publicysta. Współtwórca i redaktor portalu BadLoopus – W pętli popkultury. Pisze opowiadania, które dotychczas publikował m.in. w Grabarzu Polskim, Okolicy Strachu, Bramie, Histerii oraz w antologiach, jak „Słowiańskie koszmary”, „Licho nie śpi”, „City 4”, „Sny Umarłych. Polski rocznik weird fiction 2019”, „Żertwa”, „The best of Histeria”, „Zwierzozwierz” i „Wszystkie kręgi piekła”. Laureat czwartego miejsca w konkursie „X” na dziesięciolecie magazynu Creatio Fantastica. Wydał autorskie zbiory opowiadań: „Ballady morderców” (Phantom Books 2018) oraz „Dreszcze” (Wydawnictwo IX 2021) oraz powieść „Ćmy i ludzie” (Wydawnictwo IX 2022). Pracuje nad kilkoma innymi projektami (które być może nigdy nie doczekają się ukończenia). Miłośnik popkultury i dobrej muzyki, nałogowy zbieracz książek, komiksów i płyt. Zakochany bez pamięci w swojej żonie Martynie oraz popkulturze – w takiej właśnie kolejności.

Zobacz także

Serce pustyni – awanturniczo – przygodowa seria, jakiej nam brakowało [recenzja]

Robert Karcz powraca. A ja, jeśli przy pierwszej części – „Honor złodzieja” – jeszcze wahałem …

Leave a Reply