Jeżeli miałbym określić tę książkę jednym słowem, to powiedziałbym: uczciwa. Na tyle, na ile może być uczciwa autobiografia. I z tym przedrostkiem „auto” też nie jest do końca prawda, bowiem Elton John korzystał z usług ghostwritera – znanego dziennikarza muzycznego Alexisa Petridisa. A ujawnienie jego nazwiska w oficjalnych podziękowania potwierdza niejako tezę o uczciwości tej publikacji, bowiem zwykle ghostwriterzy pozostają w cieniu, nieznani.
Zdawać by się mogło, ze życie gwiazdy rocka to sielanka. Sława, pieniądze, tłumy fanów, szalone imprezy, koncerty dla wielotysięcznej widowni. Żyć, nie umierać. Jednak kolejne biografie sław ukazują dużo bardziej gorzki obraz tego kolorowego świata. Pełen cierpienia, samotności, nałogów, które wyniszczają, doprowadzając na krawędź, a często spychając z niej w przepaść. Tutaj niby nie jest inaczej, jednak ważne, że – odmiennie, jak choćby w filmowej biografii Freddy’ego Mercury’ego, „Bohemian Rapsody” – ta książka nie jest lukrowaną laurką, pokazująca zagubionego muzyka, padającego ofiara złego, otaczającego go świata. Owszem, z „ Ja, Elton John” wyłania się obraz ludzkiej tragedii, mieszającej się z sukcesem, ale jednocześnie pokazane jest tutaj wprost, bezpośrednio, że to sam muzyk był częstokroć katalizatorem negatywnych zdarzeń, nie jedynie ich bezwolną ofiarą.
Wniosek, jaki się nasuwa z lektury jest jeden – bardzo ważny – mamy takie życie, na jakie zapracujemy. My sami, nikt inny. I choć Elton John nie miał sielankowego życia, łatwego startu, to jednak za wiele krzywd, którego go spotkały, odpowiada on sam. W pewnych okresach swojej twórczości był nie tyle nieznośny, co po prostu był potworem, niszczącym ludzi wokół siebie. I siebie samego.
„Ja, pierwsza i jedyna autobiografia Eltona Johna” to względnie uczciwa – na ile może być, jak wspominałem na wstępie – autobiografia. Jednak ważne jest też to, że nie zajmuje się ona skrupulatną, faktograficzną analizą życiorysu, kalendarium twórczości muzyka, a jest raczej barwną, napisaną z humorem i dystansem opowieścią o ludziach wokół niego, o czasach, w jakich kształtowała się jego kariera. Owszem, to opowieść o Eltonie Johnie, ale nie przez pryzmat dat i suchych faktów, ale dynamicznych, pełnych emocji relacji ze środowiskiem swoich czasów. I to chyba największy plus tej lektury.
John potrafi naprawdę ciekawie snuć opowieści o swoich przyjaciołach, o rodzinie, o relacjach, choćby i biznesowych. To nie jest nudne recytowanie historii powstawania poszczególnych utworów, płyt. To bardziej szerokie spektrum środowiska i okresów, kiedy powstawały. Lekka, przyjemna opowieść, która jednocześnie nie szczędzi surowych, gorzkich ocen. Jest tu – może nie absolutna, ale jednak znaczna – doza samokrytyki i swoista dawka szczerości, w której artysta nie stara się niczego ukrywać, a raczej po prostu pokazać siebie, jak sam siebie postrzega. Już po otrząśnięciu się z amoku, po terapii, która zdołała wyprowadzić go na prostą. Elton John ocenia sam siebie w miarę uczciwie, z dystansu, nie zatajając swoich grzechów, a bardziej akceptując to, że po prostu były jego częścią. Elementem jego życiorysu, którego pominąć nijak się nie da.
Ta książka uświadomiła mnie osobiście, jak niewiele wiem o jednym z najciekawszych, najoryginalniejszych artystów XX wieku. Ta książka wspaniale tę lukę wypełnia, pokazując Eltona Johna, w ujęciu wszystkich blasków i cieni jego życiorysu. Świetna lektura.
Od strony edytorskiej polska edycja wyszła naprawdę starannie.Bardzo dobra graficznie okładka, dobrze oddająca ducha tej książki, jak i samego muzyka.
Polecam bardzo dla tych, których fascynuje muzyka pop i jeden z jej najważniejszych przedstawicieli. Uważam, że bez Eltona Johna współczesna popkultura z pewnością nie wyglądałaby tak samo – byłaby o wiele uboższa.
Ja. Pierwsza i jedyna autobiografia Eltona Johna. Elton John. Wydawnictwo Otwarte 2020
Ocena: 9/10