Gorący temat

Jim Cutlass, tom 1 – Western Nowej Przygody [recenzja]

Jak się okazuje, seria o poruczniku Blueberrym to nie jedyne westernowe doświadczenie tandemu francuskich autorów, Jeana Michela Charliera i Jeana Girauda. Dzięki wydawnictwu Egmont możemy poznać inną, wykreowaną przez nich postać, kapitana wojsku Unii, Jima Cutlassa.

Z okładki patrzy na nas poważnym wzrokiem rudowłosy bohater komiksu, któremu towarzyszy młoda, piękna kobieta. W jej geście widać wyraźnie, że mężczyzna jest dla niej kimś ważnym, niechybnie stanowiąc życiową podporę. Mimo niewątpliwej urody tego  obrazka, w rzeczywistości igra on z oczekiwaniami odbiorców, ponieważ tytułowy Jim Cutlass to porywczy, nieustannie pakujący się w kłopoty zawadiaka, a będąca jego kuzynką Charlotte, nie ma w sobie nic z damy w opałach. Oboje częściej drą ze sobą koty niż się wspierają i dlatego ich nietypowa relacja jest jednym z motorów napędowych fabuły komiksu.

“Jim Cutlass” ma również dość nietypową historię wydawniczą. Pierwszy tom – “Missisipi River” – opublikowano bowiem w 1979 roku, po czym autorzy na bardzo długi czas porzucili swoją serię. Kontynuacja ukazała się dopiero w 1991 roku, dwa lata po śmierci Charliera i zapewne dlatego Giraud figurował w nim jako współautor scenariusza, zaś za rysunki był odpowiedzialny nowy na pokładzie serii artysta, Christian Rossi. Trzecia część, która zarazem kończy wydany przez egmont pierwszy tom wydania zbiorczego, to już wspólne dzieło Girauda jako scenarzysty i Rossiego jako rysownika. Cała seria liczy zaś siedem części, wychodzi zatem na to, że zapowiedziany przez Egmont drugi tom zbiorczy będzie również ostatnim.

Seria toczy się głównie na Południu Stanów Zjednoczonych tuż po Wojnie Secesyjnej, a jej ośrodkiem jest plantacja Cyprus Lodge, będąca wspólnym majątkiem Jima i Charlotte. O tym w jaki sposób ją odziedziczyli opowiada pierwszy tom, rozpoczynający się jeszcze przed wojną domową od podróży Jima do Nowego Orleanu na odczytanie testamentu zmarłego wuja. W zasadzie już na pierwszych stronach obserwujemy z jaką łatwością porywczy Jim wpada w tarapaty, ale właśnie na tym polega urok tej serii – na wyjątkowym komplikowaniu życia głównemu bohaterowi. W tym zarówno Charlier i następnie Giraud okazali się prawdziwymi mistrzami. Zresztą dzięki ich wspólnej, kultowej serii o Blueberrym, doskonale wiedzieli jak to robić.

Od drugiego tomu fabuła zaczyna pędzić dosłownie na łeb i szyję i zaczyna znacznie odbiegać od westernowych klisz. W jakimś stopniu Jim Cutlass zaczyna przypominać bohaterów scenariuszy Jeana Van Hamme’a – Largo Wincha i numer XIII, którzy w nawale zdarzeń nie mają czasu na złapanie oddechu, ale zawsze znajdują jakieś wyjście z niekorzystnej sytuacji. Najbardziej intryguje trzeci tom, w którym twórcy rozbudowują świat Południa o kolejne, w dużej części tajemnicze zagrożenia grając na zmianę standardowymi fabularnymi  chwytami (Ku Klux Klan, którego poczynania kojarzą nam się jednak bardziej z dwudziestym wiekiem), jak i przystającymi do znacznie bardziej przygodowej poetyki (tytułowy “Biały Aligator”). W efekcie przygody Jima Cutlassa zaczynają przypominać perypetie Indiany Jonesa, a klimat trzeciego tomu można rzeczywiście porównać do drugiej części filmowego cyklu ze Świątynią Zagłady w tytule.

Dzięki tym elementom całość czyta się z wypiekami na twarzy, w czym pomaga rewelacyjna oprawa graficzna. W pierwszym tomie czuć wyraźnie ducha twórczego alter ego Girauda, czyli Moebiusa, a niektóre kadry kojarzą się z poetyką “Feralnego Majora”, którego zresztą główny bohater mocno nam przypomina, nie tylko z wyglądu. Kontynuujący pracę Girauda Rossi w niczym mu nie ustępuje, osiągając twórcze apogeum w trzecim tomie, szczególnie w scenach na bagnach Luizjany.

Różnorodność jest zresztą znakiem rozpoznawczym serii, pojawia się tu bowiem wielu bohaterów, wiele lokacji i cały ten społeczny tygiel wrze od emocji, którymi musiały charakteryzować się ciężkie czasy po Wojnie Secesyjnej. Twórcy przy tym nie uciekają od pokazywania okrucieństwa i bezwzględności, ale dla równowagi okraszają fabułę elementami humorystycznymi. Wszystko tu jednak gra i nie czujemy zgrzytów, a tym bardziej i upływu czasu, który z wieloma klasycznymi seriami nie obszedł się łaskawie. “Jim Cutlass” to po prostu kapitalna rozrywka, która powinna znaleźć się na półce każdego czytelnika uważającego się za fana komiksu i to nie tylko europejskiego.

Jim Cutlass, tom 1. Scenariusz: Jean-Michel Charlier. Rysunki: Jean Giraud, Christian Rossi. Egmont 2020

Ocena: 8,5/10

Tomasz Miecznikowski

Filmoznawca z wykształcenia. Nałogowy pochłaniacz seriali. Kocha twórczość Stephena Kinga i wielbi geniusz Alana Moore'a. Pisał artykuły do "Nowej Fantastyki" i Instytutu Książki, jego teksty i recenzje ukazują się na portalach fantastyka.pl i naekranie.pl. Wyróżniony przez użytkowników fantastyka.pl za najlepszy tekst publicystyczny 2013 roku.

Zobacz także

RIP, tom 6. Eugene: Wszystko, co dobre, kiedyś się kończy – siły zewnętrzne [recenzja]

Po dwóch i pół roku od wydania pierwszego tomu serii wreszcie dostajemy jej finał. Tytułową  …

Leave a Reply