Gorący temat

Biały Słoń – powolny koniec zapaści polskiej grozy? [recenzja]

Jacek Piekiełko debiutował interesującą, ale nieco chaotyczną fabularnie powieścią „Ciemne siły”. Wracając z „Białym Słoniem” pokazuje, że starannie odrobił podebiutanckie zdanie domowe, doszlifował warsztat i zdecydowanie lepiej zapanował nad całością historii. „Biały słoń” okazuje się znakomitą powieścią z pogranicza thrillera i horroru, pomimo braku nadmiernie uwypuklonego wątku nadprzyrodzonego.

Ta książka kupiła mnie w pierwszej kolejności okładką. Choć finalnie muszę uznać, że nie komponuje się ona w oczekiwanym stopniu z treścią powieści, to jednak trzeba przyznać, że wystarczająco oddziałuje na wyobraźnię, by zaintrygować. Opis okładkowy też robi swoje, zapowiadając pełnokrwisty thriller z elementami horroru. I to – w efekcie – to właśnie otrzymujemy. Nie omieszkam określać „Białego Słonia” horrorem, pomimo iż nie jest tu zbyt mocno rozbudowany wątek nadprzyrodzony. Groza jest w nim wszechobecna, jednak nienachalna, nie pulpowa do przesady i w dużej mierze opiera się na konwencji mrocznego kryminału.

Początek powieści wprowadza znaczny chaos -przyznaję. Seria nieco irracjonalnych scen nie tyle niepokoi, co bardziej powoduje swoiste zagubienie czytelnika – i to chyba najsłabszy element w „Białym Słoniu” i pokłosie wspomnianej na wstępie chaotycznej konstrukcji „Ciemnych sił” . Jednak tutaj zdecydowanie szybciej, niż w przypadku debiutu, całość wskakuje na swoje tory i fabuła zaczyna rozwijać się konsekwentnie, liniowo, a przeskoki czasowe i retrospekcje są wyraźnie zaznaczone, co pozwala starannie i bez problemu konstruować całą opowieść w sposób zrozumiały dla czytelnika.

Same postacie są świetnie nakreślone – zwłaszcza główny bohater, śledczy Horst Gedorf – osobnik co najmniej dwuznaczny, o mrocznych korzeniach, które – co się okazuje – będą mieć znaczący wpływ na bieżącą historię. Człowiek nękany koszmarami, w pracy ledwie tolerowany, ze względu na zaskakującą efektywność, delegowany do spraw najdziwniejszych, najgorszych. Nawet wśród współpracowników niezbyt lubiany, odpychający, o introwertycznej naturze i owiany makabrycznymi plotkami. To jemu przypadnie w udziale śledztwo w sprawie zabójstwa młodego Ukraińca, w dodatku z miejscem zbrodni zainscenizowanym na wzór obrazu Rembrandta. Kiedy pojawi się druga ofiara ze Wschodu, a ślad poprowadzi na Ukrainę, zrobi się duszniej, jeszcze mroczniej, a wspomnienia Horsta z dzieciństwa zaczną się niespodziewanie silnie splatać z bieżącymi zdarzeniami. Szybko dostrzeżemy też, że intryga powieściowa sięga głębiej i dalej wstecz, niż z początku mogliśmy zakładać.

Piekiełko pisze prozę mroczną, duszną, przyciężkawą, ale nie w warstwie warsztatowej, a raczej przez gęstą atmosferę, jaką tworzy na jej kartach. To nie jest lekka, pulpowa literatura, którą czytamy z doskoku. Powieść wymaga od nas nieco zaangażowania, wysiłku, skupienia, byśmy docenili jej wszystkie walory. Podobnie, jak u Jakuba Bielawskiego w „Ćmie” – choć oczywistym jest, że to dwie skrajnie różne powieści – wątek grozy też jest nakreślony gdzieś w tle, jest elementem składowym scenografii, a nie wyeksponowanym na pierwszy plan motywem. Co – paradoksalnie – w moim odczuciu świadczy o jakości. To nie prostacka, przesadnie pulpowa groza, gdzie liczy się tylko krwawa ekspozycja. Tu znaczenie ma w pierwszej kolejności to, czego nie widzimy, czego nie rozumiemy, co owiane jest tajemnicą. Te niedopowiedzenia kreują najsilniej moc oddziaływania na czytelnika „Białego słonia”, zabierając nas w mroczną, niespokojną, momentami oniryczną podroż, która dopiero w finale dopina wszystkie wątki, uzupełnia białe plamy, odsłania sekrety i pozwala nam zrozumieć fabularny rozmach. Jeśli szukać miałbym porównań literackich w polskiej literaturze, to określiłbym „Białego Słonia” jako powieść krzyżującą wyszukany, nieco poetycki styl Anny Kańtoch z oszczędnym, acz sugestywnym pragmatyzmem prozy Pawła Ciećwierza. Piekiełko zatrzymuje się gdzieś pośrodku, od autorki „Wiary” czerpiąc staranność kreacyjnej konstrukcji, a od twórcy „Nekrofikcji” umiejętność odmalowania mroku nie tylko realiów miejsca, ale – przede wszystkim tego kryjącego się w ludzkiej duszy.

„Biały Słoń” to powieść, która wciąga, jednak ważne, byśmy dali się jej uwieść. Trudnawy, nieco chaotyczny ( z pozoru) początek rekompensuje nam z nawiązką dalsza część, zabierając nas w niezwykłą podróż do mrocznych zakamarków ludzkiej duszy, gdzie autor stawia tak częste dla literatury pytanie – kto jest tu rzeczywistym katem, a kto ofiarą? Finał powieści zostawia nas w tej kwestii w rozkroku. Sami nie jesteśmy do końca zdolni określić, co jest rzeczywiste, a co jest ułudą. Nie umiemy jednoznacznie stanąć po niczyjej stronie – uznać kto jest tutaj bestią, a kto zasługuje na miano człowieka? Kogo rozgrzeszymy, a kto wg nas zasługuje na potępienie?

„Biały Słoń” okazuje się być przykładem prozy ambitnej, nietuzinkowej i wymagającej. Przykładem prozy, która próbuje polską grozę wyrwać z odmętów jedynie prostackiej pulpy ( jak to czyniła już właśnie wzmiankowana „Ćma”), a z która polski horror jest niestety wciąż nadmiernie kojarzony. I zaznaczam, iż nie mam nic przeciw sprawnie nakreślonej dobrej pulpie literackiej! Jednak musimy pamiętać, że nie tylko na tym kończy się konwencja grozy, jako gatunku i jest on o wiele bardziej złożony wewnętrznie i bogatszy, niż większość sądzi. „Biały Słoń” Jacka Piekiełko zdaje się tę tezę mocno potwierdzać.

Biały słoń. Jacek Piekiełko. Wydawnictwo Dom Grozy 2020

Ocena: 9/10

Mariusz Wojteczek

Rrocznik '82. Kiedyś Krakus z przypadku, teraz Białostoczanin, z wyboru. Redaktor portali o popkulturze, recenzent, publicysta. Współtwórca i redaktor portalu BadLoopus – W pętli popkultury. Pisze opowiadania, które dotychczas publikował m.in. w Grabarzu Polskim, Okolicy Strachu, Bramie, Histerii oraz w antologiach, jak „Słowiańskie koszmary”, „Licho nie śpi”, „City 4”, „Sny Umarłych. Polski rocznik weird fiction 2019”, „Żertwa”, „The best of Histeria”, „Zwierzozwierz” i „Wszystkie kręgi piekła”. Laureat czwartego miejsca w konkursie „X” na dziesięciolecie magazynu Creatio Fantastica. Wydał autorskie zbiory opowiadań: „Ballady morderców” (Phantom Books 2018) oraz „Dreszcze” (Wydawnictwo IX 2021) oraz powieść „Ćmy i ludzie” (Wydawnictwo IX 2022). Pracuje nad kilkoma innymi projektami (które być może nigdy nie doczekają się ukończenia). Miłośnik popkultury i dobrej muzyki, nałogowy zbieracz książek, komiksów i płyt. Zakochany bez pamięci w swojej żonie Martynie oraz popkulturze – w takiej właśnie kolejności.

Zobacz także

Wszystkie drogi prowadzą – umarł król, niech żyje król? [recenzja patronacka]

Umarł król, niech żyje król! Chciałoby się powiedzieć po lekturze drugiej książki Łukasza Kucharczyka. Bo …

Leave a Reply