Sypnęło u nas ostatnio komiksami Mike’a Mignoli, w których nie zobaczymy jednak Hellboya. Okazuje się, że wcale nie przeszkadza to w czerpaniu przyjemności z ich lektury.
Seria “BBPO” jakiś czas temu dotarła do swojej apokaliptycznej konkluzji, choć wciąż powstają komiksy osadzone w świecie Hellboya. Na te nowe tytuły musimy najwyraźniej jeszcze poczekać, a tymczasem Egmont raczy nas kolejnymi projektami sygnowanymi nazwiskiem Mike’a Mignoli, jak “Baltimore”, “Jenny Finn” czy wydany ostatnio “Joe Golem. Okultystyczny detektyw”. Ostatni z wymienionych razem “Baltimore” rozgrywa się w tzw Pozawersum, czyli również poza uniwersum Hellboya, do którego należy między innymi “Homar Johnson” i zapowiedziany (wreszcie!) ‘Witchfinder”. Mimo, że fabularnie nic nie łączy “Baltimore” i “Joe Golema” ze światem Hellboya, to wszechobecna groza i potwory przywołują klimat z najpopularniejszych serii Mike’a Mignoli. Artysta po prostu obraca się w konkretnej estetyce gatunkowej i wyraźnie sprawia mu przyjemność poszerzanie swoich wyobrażonych światów. I ma przy tym komfort, że mnóstwo jego pomysłów, które w przypadku innego twórcy mogłyby zostać porzucone, znajduje swoje komiksowe życie. Tak jak jest to w przypadku “Joe Golema. Okultystycznego detektywa”.
Christopher Golden to główny kolaborator Mignoli przy komiksach z Pozawersum, taki który przejmuje pałeczkę scenarzysty, ale wciąż korzysta ze wskazówek autora pomysłu. Te ich wspólne fabuły wychodzą lepiej niż dobrze, nawet mimo powielania pomysłów z innych serii Mignoli, ale z drugiej strony pamiętajmy, że z reguły najlepiej lubimy to, co już dobrze znamy. Tytuł “Joe Golem. Okultystyczny detektyw” jest co najmniej intrygujący, a już pierwsze plansze tej historii budują odpowiedni nastrój niesamowitości i tajemnicy i chcąc nie chcąc, dajemy się porwać lekturze.
Jak pamiętamy, “Baltimore” działo się w czasach pierwszej wojny światowej, która za sprawą tajemniczej zarazy potoczyła się inaczej niż w naszym świecie. W nowym tytule z Pozawersum, przenosimy się kilkadziesiąt lat do przodu, prosto do Nowego Jorku, który jednak na skutek wcześniejszych kataklizmów mocno zmienił swój wygląd. Jego południowa część razem z Manhattanem jest niczym Wenecja, pod wodą i dlatego ulicami można poruszać się tylko drogą wodną. W panoramie miasta nie widzimy wieżowców tylko starej daty kamienice, z których każda wydaje się ukrywać w swoim wnętrzu jakiś sekret. A skoro jest woda, to mamy również groźne, podwodne istoty, także człekokształtne. Takie warunki to wymarzona sceneria dla opowieści niesamowitej. I dokładnie tak jest.
Okładka, na której mieszają się konwencję kryminału noir i opowieści grozy jak w pigułce obrazuje nam to, znajdziemy wewnątrz komiksu. W środku czeka nas naprawdę wciągająca opowieść, pełna ciekawych zwrotów akcji, w której portrety poszczególnych bohaterów stają się z czasem ważniejsze od fabuły wypełnionej efektownymi walkami tytułowego bohatera z różnego rodzaju siłami ciemności. Ciekawa jest tu relacja między Joe, który od pewnego momentu nie pamięta nic ze swego życia, a jego starszym opiekunem i zleceniodawcą, równie tajemniczym Simonem Churchem. Jest jeszcze bardzo ważna postać kobieca, sympatyczna i bezpośrednia Lori, nauczycielka, która po finale pierwszej historii z komiksie związuje się blisko z Joe. I to jej wątek i jego rozwiązanie jest kluczowe dla całej historii głównego bohatera, przepełnionej poczuciem niepewności i fatalizmu. Dochodzą do tego częste retrospekcje, które trapią Joe, odwołujące się do czasów sprzed setek lat i nawiązujące wprost do Golema z tytułu komiksu. A zatem z jednej storny jest Golem i wiedźmy, gdzieś na rubieżach dawnej Europy, z drugiej strony zalany wodą i zamieszkały przez potwory i nocne strachy Nowy Jork z drugiego półwiecza XX wieku. Mieszanka co najmniej intrygująca.
W jednym tomie dostajemy komplet przygód Joe Golema – każdy rozdział to osobna sprawa i zarazem stopniowe odkrywanie tajemnic poszczególnych bohaterów komiksu. W tle czai się jeszcze lovecraftowska groza, która eksploduje w końcówce i to chyba najbardziej przewidywalny moment tej historii – ciągłe przetwarzanie mitologii wielkich przedwiecznych w historiach Mignoli staje się już nużące. Tu znowu – tak jak w przypadku “Hellboya”, lepiej czyta się osobne, zakończone historie okultystycznych spraw, niż tą rozciągniętą w czasie i nawiązującą do prozy Lovecrafta.
Mimo tego fabularnego mankamentu, pozytywne wrażenie z lektury ugruntowuje oprawa graficzna – pierwszą partię “Joe Golema” zilustrował Patric Reynolds, którego realistyczny bądź co bądź styl jest przełamany przez potęgujacą nastrój grozy kolorystyczną ekspresję – za sprawą jego klimatycznych rysunków szybko wsiąkamy w ten mroczny, niejednoznaczny świat. Potem, gdy pałeczkę przejmuje Peter Bergting jest już bardziej w stylu opowieści ze świata Mignoli, a rysunki przypominają nam estetyczne doznania z czasów lektury kolejnych tomów “BBPO”. “Joe Golem” – co jest niewątpliwie plusem – nie ciągnie się jednak w nieskończoność jak seria ze świata Hellboya, w zamian zaspokajając nasze czytelnicze wrażenia intensywną lekturą, nawet jeśli momentami przewidywalną. Najważniejsze, że znajdziemy w niej wiele elementów pisarstwa Mignoli, za które tak pokochaliśmy jego główne dzieło o najbardziej ludzkim z diabłów.
Joe Golem. Okultystyczny detektyw
Nasza ocena: - 75%
75%
Scenariusz: Mike Mignola i Christopher Golden. Rysunki: Patric Reynolds i Peter Bergting. Tłumaczenie: Jacek Drewnowski