Gorący temat

Łasuch, sezon 1 – postapo dla całej rodziny [recenzja]

Znana komiksowa seria Jeffa Lemire’a doczekała się w końcu przeniesienia na małe ekrany – i choć ostatecznie ton serialu za którego sterami stoi między innymi Robert Downey Jr jest zupełnie o pierwowzoru różny, tak czy inaczej mamy do czynienia z pierwszorzędną rozrywką.

Fabuła „Łasucha” zabiera nas w niedaleką przyszłość. Świat opanował tajemniczy wirus który nie tylko wybił większość ludzkiej populacji do cna, ale też spowodował narodziny hybryd. Ludzkie dzieci ze zwierzęcymi cechami z miejsca zostały potraktowane jako odpowiedzialne za całą epidemię i sukcesywnie eliminowane, a bezpieczeństwo zapewniała jedynie ucieczka poza granice dogorywającej cywilizacji. W takich też warunkach wychowuje się Gus, chłopiec obdarzony jelenim porożem, wraz z ojcem mieszkający w domku w głębi lasu. Wkrótce jednak, na nieszczęście chłopaka okaże się, że ludzka nienawiść potrafi zawędrować w najbardziej nieprzystępne rejony – a nasz mały bohater będzie zmuszony wziąć sprawy w swoje ręce i wyruszyć w podróż ku być może ostatniemu bezpiecznemu miejscu na świecie. Przemierzając rozdarty bezprawiem i ciągłym strachem o przyszłość świat, dowie się nie tylko o bezlitosnych realiach nowej rzeczywistości, ale też o własnym pochodzeniu i tym, że przyjaźń i zaufanie, to rzeczy które dla wszystkich powinny stać się punktami odniesienia.

Wydany w Polsce kilka lat temu za sprawą wydawnictwa Egmont komiksowy „Łasuch” to historia o tyle niezwykła, że sprawnie łącząca społeczny komentarz z realiami post-apo, wypełniając jakiekolwiek luki horrorową estetyką. Jeśli przyjrzeć się jego serialowemu odpowiednikowi, z pierwowzoru ostał się w zasadzie jedynie główny rdzeń fabuły. Wszystko inne, łącznie z tym najważniejszym – ponurym, niemal nihilistycznym nastrojem, zostało poddane odpowiedniej filtracji tak, by stanowić rozrywkę przyswajalną dla odbiorcy w niemal każdym wieku. Przynajmniej początkowo, fani komiksu będą zapewne kręcić na ten fakt nosem, ale nawet oni będą wkrótce zmuszeni przyznać, że w formie w jakiej telewizyjne show zostaje nam podane, sprawdza się w zasadzie równie dobrze.

To co serialowy „Łasuch” robi naprawdę dobrze, zawiera się przede wszystkim w sposobie sprzedawania widzowi świata przedstawionego i zamieszkujących go bohaterów. Postawiona w centralnym punkcie, inicjacyjna historia Gusa który musi w trybie ekspresowym przyzwyczaić się do nowej rzeczywistości, przeplatana zostaje wątkami dotyczącymi innych bohaterów – z których każdy wnosi do serialu nie tylko unikalną perspektywę, ale i cegiełka po cegiełce buduje nam ściśle określoną wizję twórców. Co ważne zastosowanie powierzchownie lekkiego tonu, bynajmniej nie sprawia, że serial nie traci na przekazie, choćby symbolikę rasowej segregacji wykładając nam przyciężkawą, ale pewną ręką. Nawet pomimo zauważalnie moralizatorskiego tonu, nastawionego na pozytywne emocje przekazu i cokolwiek ciepłego wydźwięku całości trudno powiedzieć, byśmy mieli w „Łasuchu” prosty podział dobro i zło. Wręcz przeciwnie, zarówno każdy wątek jak i postać mienią się kolorami szarości, a serial usiłuje nam przedstawić motywacje tych drugich tak, byśmy przynajmniej przez chwilę musieli zastanowić się nad ulotną granicą moralności.

Ponad tym wszystkim, „Łasuch” niebywale łatwo potrafi zaangażować odbiorcę w losy poszczególnych bohaterów, już choćby samym finałem pierwszego epizodu dobitnie pokazując, że stoimy nie tylko u progu wielkiej przygody, ale i emocjonalnego rollercoastera. Dalej jest tylko lepiej, a trafiony w punkt casting i świetna realizacja jedynie takie wrażenie potwierdzają.

I jasne, ktoś mógłby powiedzieć, że wszystko to już było. Miałby również przy tym słuszność… ale z drugiej strony, to też najlepszy dowód na to, z jak udanym serialem mamy do czynienia  – w końcu opowiedzieć nam coś co już znamy tak, by wywołać w nas syndrom „jeszcze jednego odcinka”, to niekoniecznie łatwa sztuka. A zatem „Łasuchu”, dałeś radę – a ja niecierpliwie czekam na więcej.

Foto © Netflix

Łasuch

Nasza ocena: - 90%

90%

Twórca: Jim Mickle. Obsada: Nonso Anozie, Christian Convery, Adeel Akhtar i inni. USA, 2021 (Netflix).

User Rating: Be the first one !

Maciej Bachorski

Pasjonat staroszkolnych horrorów science fiction w stylu "Obcego", "Cosia" czy "Ukrytego Wymiaru", rockowej/metalowej muzyki i przyzwoitej (znaczy, nie tylko single malt) whisky. Pisywał dla "Playboya", "PIXELA", czy "Wiedzy i Życia", a obecnie współpracuje z "Nową Fantastyką", "CD-Action" i "Netfilmem".

Zobacz także

Infamia – romska etiuda o dorastaniu na pograniczu dwóch kultur [recenzja]

Bardzo kusi, by określić Netflixową „Infamię” romską wersją Szekspirowskiego „Romea i Julii”. Kusi, ale chyba …

Leave a Reply