Debiutancki zbiorek Anny Marii Wybraniec – „Niebo, ptaki i robaki” może sprawiać wrażenie skromnego. Jednak skromny jest tylko objętościowo – zaledwie 200 stron. W treści to kolejny przykład tomiku polskiej grozy, do granic wypełnionego. I ujęty całościowo, praktycznie w żadnym fragmencie nie okazuje słabości. Po publikacjach Zdanowicza, czy Bielawskiego, weirdowe środowisko okazuje się bogatsze tym razem o publikację płci przeciwnej. To jeszcze może nie parytet, ale zdecydowanie krok w dobrym kierunku. I – rzecz jasna – literatura z najwyższej półki, a to przecież najważniejsze.
Wybraniec publikowała dotychczas sporadycznie, choćby w bardzo dobrych antologiach „Sny Umarłych”, redagowanych przez Wojciecha Gunię. I ponownie to on – pośrednio – staje się ojcem sukcesu początkującej autorki, wyławiając ją z mnogości tekstów i pokazując światu jej niezwykły talent. Gunia – sam będąc autorem niezwykle wytrawnym i dojrzałym, nie tylko w kategorii weird, ale literatury ogółem – ma albo szczęście, albo wrodzoną umiejętność, przykładania przysłowiowej ręki do publikacji kolejnych znakomitych nazwisk, wynoszących polską grozę ponad poziom lekkiej, łatwej, przyjemnej i krwawej (czasem do przesady) rozrywki. Opowiadania ze zbioru „Niebo, ptaki i robaki” z pewnością do lekkich nie należą. Do łatwych tym bardziej. Nie są przesadnie krwawe, nie są też – z gruntu – przyjemne, czy rozrywkowe. Ale to tylko świadczy na ich korzyść, bowiem zawierając w sobie niezwykle pokaźny ładunek emocjonalny, stanowią znakomity przykład literatury emocjonalnego niepokoju, która owszem – budzi strach – jednak osiąga to przy użyciu stanowczo odmiennego instrumentarium, niż zostaliśmy do tego przyzwyczajeni.
Wybraniec skupia się na ludziach. To ludzi konstruuje nad wyraz pieczołowicie, urealniając na wskroś swoich bohaterów. Do tego stopnia, że przyjmujemy ich sylwetki jako odbicia, transformacje prawdziwych, żywych osób. I dopiero te jednostki, ukształtowane zgrabnie na kartach opowieści, ożywione konfrontuje z obcym. Z niewiadomym. Ze skazami rzeczywistości, które wpierw niewielkie, pozornie mało znaczące, powolnie zalewają do cna całe te mikro wszechświaty, w których bohaterowie funkcjonują. I tak naprawdę, te odrealnienia mogą być – w wielu tekstach – rzeczywistą manifestacją nadnaturalnego, ale jednocześnie możemy – jako odbiorcy – śmiało składać je na karb wewnętrznych przeżyć bohaterów, manifestacji ich okaleczonych w jakimś stopniu psyche. Co samo w sobie zdaje się jeszcze straszniejsze – być niewolnikiem wadliwego umysłu, który deformuje postrzeganie rzeczywistości, zacierając starannie granice pomiędzy prawdą, a snem.
Jest u Wybraniec niezwykle silne akcentowanie śmierci, przemijania. Praktycznie w każdym z opowiadań koniec człowieka gra – może nie najważniejsze – ale jedne z pierwszych skrzypiec. Nawet, jeśli osobiście sam akt odejścia w treści nie występuje, to stanowi pewne tło, wspomnienie, przestrogę. Albo bohaterowie wspominają ją, albo doświadczają oni, lub im bliscy, albo ostatecznie trwają w swoistym, nerwowym oczekiwaniu na jej nadejście. Bo do jej nieuchronnego pojawienia się są zupełnie przekonani. Jednak nie samo to stanowi traumę, ta obecność, nieuchronność śmierci, a bardziej oczekiwanie na nią i swoisty przymus trwania, który przyczynia się, bądź nawet kreuje cierpienie. A więc – w takim ujęciu, śmierć staje się wybawieniem. Uwolnieniem. A sama proza autorki zyskuje nowy, niespodziewany wymiar, swoistej, może nie gloryfikacji, ale pokornej akceptacji śmierci, jako słusznej i potrzebnej.
Jest w tej prozie obecny Śląsk, ze swoim smutkiem, brudem, beznadzieją. Nie wiem, co ma w sobie ten region, że rodzi takich autorów ( oprócz Wybraniec, jeszcze warto w tym kontekście przywołać znów Bielawskiego, ale też Pawła Ciećwierza, autora „Nekrofikcji”), jednak zdecydowanie ma ten kawałek Polski do zaoferowania o wiele więcej, niż tylko „czarne złoto”.
Językowo proza Wybraniec stanowi przykład literatury niezwykle dojrzałej, starannej, precyzyjniej określającej kreowane światy, bez nadmiaru słów. Przypomina mi to z jednej strony prozę wspominanych Wojciecha Guni („Powrót”, „Dom Wszystkich Snów”), czy Jakuba Bielawskiego („Słupnik”), ale też – w pewnym stopniu, ze względu na swoistą poetykę konstrukcji zdań także styl pisania Dominiki Słowik, autorki znakomitej, nie określonej (niesłusznie) jako groza „Zimowli”, czy debiutanckiej powieści Aleksandry Zielińskiej „Przypadek Alicji”.
Jednak – odmiennie od np. prozy Guni, który często ucieka w filozoficzne rozważania nt istoty rzeczywistości i sensu ludzkiego życia, rezygnując z wyraźnie nakreślonej, linearnej fabuły, u Wybraniec ta akcja jest obecna. Jest obecna i ważna sama opowieść. Ma wyraźnie zarysowany swój początek i koniec, i choć są one zakorzenione w szerszej, ciągłej historii, to jednak zdecydowanie znajduje wyraźne osadzenie w czasie i miejscu.
Realny wydaje się świat w tych opowieściach. Świat, jaki możemy dostrzec za oknem, na co dzień. Nieważne, czy miejscem akcji jest wielkie miasto, czy małe miasteczko. Uczelnia, akademik, czy wiejskie gospodarstwo. Te mikroświaty są, istnieją, jesteśmy o tym przekonani. I tym bardziej – ze względu na ten realizm, odrealniające je, oniryczne elementy trafiają do nas mocniej, dosadniej, budząc podświadomy, zakorzeniony gdzieś w głębi lęk, że coś z naszym otoczeniem jest nie tak, ze coś szwankuje ze sztafażem otaczającej nas rzeczywistości.
Wybraniec umiejętnie bawi się lękami, o jakich nie chcemy mówić, nie chcemy pamiętać. Trzymamy je głęboko ukryte, nawet czasem nie umiemy ich nazwać. Ale one są, żyją w nas, są obecne, czy się nam to podoba, czy nie. A Wybraniec wywleka je na wierzch, rozpina na bibule, przypina szpileczkami i obserwuje, za pomocą lupy, a może nawet mikroskopu, jak owady w swoich historiach. To jeden z najsmutniejszych zbiorów, jakie czytałem w ostatnim czasie, warsztatowo dorównujący choćby wspominanym już: „Domowi Wszystkich Snów” Guni, czy „Słupnikowi” Bielawskiego. Jest podobny, bowiem rezonuje ze zbliżonymi, podstawowymi, archetypicznymi wręcz obawami człowieka, że istnieje coś, poza naszym obrazem rzeczywistości, co jest zupełnie niepojęte, większe od nas, całkiem, nie do ogarnięcia, a przez to, samo w sobie przerażające.
Ale jest też inny, bowiem Wybraniec nie naśladuje nikogo, nie próbuje ubierać się w czyjąś skórę, nie zakłada obcej maski. Jest w pełni dojrzałą, rozumiejącą siebie i swój przekaz autorką. Rzadko mamy szansę trafić na tak wspaniałe debiuty. A tytuł tego zbioru jest najlepszym książkowym tytułem przynajmniej ostatniej dekady.
Niebo, ptaki i robaki
Nasza ocena: - 100%
100%
Anna Maria Wybraniec. Phantom Books Horror 2020