Gorący temat

Richard Jewell – na przekór niesprawiedliwości [recenzja]

Clint Eastwood po raz kolejny udowadnia, że jako reżyser lubi zajmować się ważnymi społecznie tematami. Niektórzy mogą co prawda jego filmom zarzucać, że te pozują na pozycje skrojone pod festiwalowe nagrody, ale sprawnej realizacji i w większości wypadków celnego społecznego komentarza odmówić im już trudno.

A przypadku „Richarda Jewella”, ten dotyczy historii ściśle z samym bohaterem powiązanej – czyli zamachu bombowego na Igrzyskach Olimpijskich w Atlancie w 1994 roku i późniejszego medialnego linczu w poszukiwaniu osób odpowiedzialnych za tragedię. Zanim jednak do tego dojdzie, mamy nieco wglądu w dotychczasowe życie Jewell, mieszkający samotnie z matką trzydziestokilkuletni mężczyzna marzący o karierze stróża prawa, ima się różnych prac. Śmiertelnie poważne podejście do obowiązków raczej nie zaskarbia mu przychylności przełożonych i kolegów, jednak gdy bohaterowi trafia się praca ochroniarza przy imprezach towarzyszących Igrzyskom, ten uznaje to za życiową szansę. I ma rację przynajmniej przez jakiś czas – kiedy znajdzie się bowiem we właściwym miejscu o właściwym czasie, ocali dziesiątki osób. Radość i duma nie będzie trwała długo. Obwołany bohaterem narodowym, wkrótce stanie się celem śledztwa agentów federalnych, a wkrótce i głównym podejrzanym o organizację zamachu.

„Richard Jewell” jest więc historią oparta na faktach – choć trzeba przyznać, ze te traktuje dość wybiórczo. Już sam życiorys bohatera jest przedstawiony raczej na jednostronną modłę, nie unikając co prawda przedstawienia go jako modelowy profil potencjalnego zamachowca, ale przy okazji mocno sterując też opinią widza o postaci poprzez zabawę w czarne i białe, bez pozostawiania jakichkolwiek wątpliwości. Złem wcielonym są więc agenci FBI, za to sam Jewell wygląda trochę na anioła w ludzkiej skórze – niezrozumianego, osądzanego po wyglądzie i przykładnego do bólu, który zostaje ofiarą opieszałości władz. Cierpi na tym kreacja postaci, w tym szczególnie wyjątkowo jednowymiarowego, drugiego planu. A szkoda, bo mając takie nazwiska jak Jon Hamm czy Olivia Wilde (z której postacią wynikła zresztą spora popremierowa afera) na pokładzie, można było postarać się o coś więcej. Podobnych skrótów doświadcza też rozwój fabuły, tajemnicę śledztwa sprowadzając do banalnego odkrycia. I jasne, cel jaki przyświecał przy tym Eastwoodowi jest oczywisty, ale widzów pozostawi raczej z poczuciem potraktowania złożonego przecież tematu po łebkach.

Nie znaczy to jednak, że „Richard Jewell” w całości nie działa. Na plus Eastwoodowi należy policzyć to, że nie starał się uczynić ze swojego filmu wyciskacza łez. Co bardziej grające na uczuciach momenty w całej historii się znajdą, ale wynikają one raczej z naturalnej kulminacji pewnych wydarzeń, niż chęci wywołania tanich wzruszeń. Kiedy pęka bohater, pękamy więc i my, czując wściekłość, żal i  bezradność jednocześnie, z niecierpliwością oczekując na katharsis i  na ten szczególny moment w którym Richard powie „dość”. Wielka w tym zasługa wyśmienitej roli Paula Waltera Hausera i jego ekranowej chemii z Samem Rockwellem i nominowaną do Oscara za swój występ Kathy Bates. To może, a wręcz powinien być wielki przełom w karierze aktora, który do tej pory pojawiał się raczej w drugoplanowych rolach.

Historia Richarda Jewella to niewątpliwie tragedia jednostki, która na długie lata uświadomiła światu, jak łatwo ocenić człowieka po przysłowiowej okładce, doprowadzając tym samym do do jego społecznego ukrzyżowania. Szkoda więc, ze tak ważnej historii nie udało się przekuć w równie znakomity film. Bo „Richard Jewell” to z pewnością rzecz solidna. Ale i też niewiele ponad to.

Foto © Warner Bros. Entertainment Polska Sp. z o. o.

Richard Jewell

Nasza ocena: - 65%

65%

Reżyseria: Clint Eastwood. Obsada: Paul Walter Hauser, Sam Rockwell, Kathy Bates, Jon Hamm, Olivia Wilde. USA, 2019.

User Rating: Be the first one !

Maciej Bachorski

Pasjonat staroszkolnych horrorów science fiction w stylu "Obcego", "Cosia" czy "Ukrytego Wymiaru", rockowej/metalowej muzyki i przyzwoitej (znaczy, nie tylko single malt) whisky. Pisywał dla "Playboya", "PIXELA", czy "Wiedzy i Życia", a obecnie współpracuje z "Nową Fantastyką", "CD-Action" i "Netfilmem".

Zobacz także

Sisu – mniej znaczy lepiej [recenzja]

Kinowe eksperymenty z formą i treścią z pewnością należy cenić za przełamywanie utartych schematów, ale …

Leave a Reply