Zdarzyło się wam kiedyś mieć bardzo zły dzień, taki w którym klakson samochodu za wami budził w was mordercze odruchy? Jeśli nie, film Derricka Borte’a dobitnie wytłumaczy wam, jak mógłby się on skończyć.
Rachel po raz kolejny zaspała, Rachel po raz kolejny mierzy się z urokami wielkiego miasta – ciągnącymi się przez dziesiątki metrów korkami. Rachel jest zniecierpliwiona i musi się spieszyć – nic dziwnego zatem, że w którymś momencie puszczają jej nerwy i trąbi na jednego z opieszałych kierowców. Czego jednak Rachel nie wie, to że właśnie popełnia największy błąd w swoim życiu, bo akurat ten anonimowy uczestnik ruchu drogowego, drobny akt zniewagi odbierze wyjątkowo osobiście.
Oglądając „Nieobliczalnego” trudno nie przypomnieć sobie „Upadku” Michaela Manna. Trzydzieści lat temu to uzbrojony w bejsbolowy kij Michael Douglas dawał upust frustracji życiem bez znaczenia, a my z uznaniem kiwaliśmy głowami, doceniając celny komentarz na temat kondycji społeczeństwa. Film z Russellem Crowe’em pewne podobieństwa ma, choć bardzo szybko uświadamia nas, że to jednak zupełnie inna w żadnym wypadku nie mająca tak wybujałych ambicji bajka.
Przede wszystkim, „Nieobliczalny” w nosie ma całą tę psychologiczną otoczkę która była nieodłącznym elementem „Upadku”. Zapomnijcie o jakiejkolwiek charakteryzacji postaci, zapomnijcie o próbie budowania motywacji pod ich decyzje – tu trup ma ścielić się gęsto i krwawo, a większe auta taranować mniejsze w scenach efektownej demolki. Mamy więc starcie Dawida z Goliatem, w którym nawet przez moment nie pomyślimy o sympatyzowaniu z tym drugim. Trudną zresztą nawet postać odgrywaną przez Crowe’a określić bohaterem sensu stricte. To bardziej personifikacja bezzasadnej wściekłości, psychopatycznych zachowań i zwierzęcej brutalności – napędzana frustracją siła, z którą będą musieli zmierzyć się pozostali, jeśli chcą zachować życie.
O ile specjalizujący się w teatralnych grymasach, enigmatyczny antagonista w wykonaniu Crowe’a sprawdza się tu przyzwoicie, tak postaci którym w teorii powinniśmy kibicować cierpią przez takie podejście okrutnie. Jest miałko, jest bez wyrazu, a jedyne co ratuje stereotypową parę pokrzywdzonej matki z synem jest, to że w „Nieobliczalnym” dzieje się na tyle dużo, by nie zaprzątać sobie nimi głowy. Tym samym dochodzimy do tego co w filmie Borte’a działa najlepiej – czyli wysokooktanowych sekwencji akcji. Wielkiego rozmachu co prawda tu nie znajdziemy, ale zarówno tempo wydarzeń, dynamiczne ujęcia kamery, czy wreszcie zaskakująco duża dawka brutalności potrafią wywołać namiastkę emocji, dzięki której podczas seansu raczej nie będziemy się nudzić.
Nawet najbardziej zawrotne tempo nie jest w stanie przysłonić jednak scenariuszowych mielizn, wyciągniętych jeszcze z czasów kaset VHS. Przynajmniej w kilku momentach będziemy się zatem łapali za głowy patrząc na poczynania poszczególnych bohaterów, niejednokrotnie pokręcimy też nimi na widok urągającemu elementarnej logice rozwojowi wydarzeń. Taki już jednak urok kina klasy B, z którym niewątpliwie mamy tu do czynienia – albo jesteśmy gotowi się z tym pogodzić, albo będziemy zgrzytać zębami.
„Nieobliczalnego” najlepiej będzie oglądało się zatem po męczącym dniu w pracy, kiedy jedynym czego potrzebujemy jest wyłączenie na chwilę racjonalnego myślenia. Jako trampolina od znacznie mniej pasjonującej rzeczywistości zatem – nada się.
Foto © Monolith Films
Nieobliczalny
Nasza ocena: - 55%
55%
Reżyseria: Derrick Borte. Obsada: Russell Crowe, Caren Pistorius, Gabriel Bateman i inni. USA, 2020 (Monolith Films).