Gorący temat

Niewidzialni, tom 1 – nie zapinajcie pasów [recenzja]

Granat bojowy w jaskrawych kolorach pojawia się na okładce amerykańskiego omnibusa “Niewidzialnych”. Ten rekwizyt zobaczymy również na grzbiecie pierwszego tomu tej historii wydanej po polsku oraz na komiksowej planszy w początkowej fazie dzieła Granta Morrisona. Jednak początek „Niewidzialnych” nie posiada jeszcze aż tak wybuchowej siły rażenia. 

Im więcej czytamy współczesnych komiksów tym wyraźniej widać estetyczne oddalenie od tego, co było kiedyś wyznacznikiem graficznej jakości dzieła. “Strażnicy” Moore’a i Gibbonsa z dzisiejszej perspektywy przywdziali już akceptowalną szatę retro, natomiast “Sandman” Gaimana i całego zespołu rysowników potrafi niejeden raz wywołać grymas na ustach wrażliwego estetycznie czytelnika. Jednak ta optyka z biegiem czasu się zmienia – rysunkowy oldschool w “Hellblazerze” Delano wyjątkowo dobrze wchodzi na tle mrocznych, ambitnych historii i być może przyzwyczaimy się również do takiego zestawienia w przypadku “Invisibles”. Strona graficzna trochę dziwi, bo jednak pierwsze zeszyty powstały kilka lat później niż właśnie pierwsze odcinki “Sandmana”, czy choćby “Animal Mana” samego Morrisona, tak jakby styl tych ambitnych komiksów był przez kilka lat zamrożony i wychodził spod jednej rysowniczej sztancy. Graficznie te komiksy zatem się zestarzały, ale w kwestii opowiadanych historii wciąż jest trudno je przeskoczyć tym tworzonym współcześnie. Cóż, to był rewolucyjny okres w historii komiksów, przy udziale najlepszych scenarzystów, głównie z Wielkiej Brytanii tworzących do imprintu DC Vertigo i być może taki fenomen już się nie powtórzy. 

“Invisibles” jest jednym z tych najważniejszych dzieł, których bardzo brakowało na polskim rynku. Słyszało się dużo na temat tego, że to komiks który będzie niezmiernie trudno przetłumaczyć, nie tylko ze względów językowych, ale również z powodu mnogości odniesień do innych dzieł kultury, ale skoro udało się z “Prometheą”, to czemu nie z “Invisibles”? Za przekład obu komiksów odpowiedzialna jest Paulina Braiter i to dzięki niej możemy wejść w fabułę najbardziej ambitnych komiksowych dzieł od Alana Moore’a i Granta Morrisona. Choć oba komiksy w pierwszych zeszytach wcale się na takie nie zapowiadały.

W pierwszym zeszycie “Niewidzialnych” poznajemy angielskiego nastolatka, Dane’a McGowana, który zachowuje się jak na angielskiego nastolatka przystało. To chłopak z patologicznego domu, z problemami, z szalonymi pomysłami i z chęcią wykrzyczenia światu w twarz jak go nienawidzi. Szybko okazuje się, że jest obiektem zainteresowania tytułowych Niewidzialnych, a w międzyczasie trafia jeszcze do złowrogiego poprawczaka, z którego będzie musiał go wyciągnąć sam Król Mob, którego możemy uznać za nieformalnego lidera Niewidzialnych. Potem dostajemy rodzaj opowieści inicjacyjnej, po której Dane ma wstąpić w szeregi Niewidzialnych. Potem chciałoby się napisać, że zaczyna się prawdziwa jazda, ale ona trwa już od pierwszych stron komiksu, a my co i rusz podskakujemy na wybojach, starając się wpaść w rytm opowieści Morrisona, co wcale nie jest takie łatwe.

“Niewidzialni” to opowieść o spisku, o tym, że nic nie jest tym co nam się wydaje, o grupie ekstrawaganckich bohaterów, którzy starają się zerwać kurtynę i pokazać prawdziwe oblicze rzeczywistości. Nasuwają się skojarzenia z “Matriksem”, co popkulturowi fani już dawno odhaczyli w kontekście porównania obu dzieł, ale Grant Morrison ze swoją nieokiełznaną wyobraźnią daje nam dzieło nie tylko wcześniejsze, ale znacznie bardziej rozbudowane i ambitne, na miarę twórczości Thomasa Pynchona, a co więcej wrzuca nas w jego nurt bez żadnych przygotowań. Jak czegoś nie kumasz, to się przyłóż i poszperaj. Albo czekaj na ciąg dalszy, bo Egmont wyda “Niewidzialnych “ w czterech tomach i być może w tych kolejnych, ten co i rusz zakłócony obraz świata przedstawionego zacznie nam się klarować. 

Widać jak w scenariuszu mieszają się wątki, które przewijały się również przez twórczość przywołanych wcześniej Alana Moore’a i i Neila Gaimana. Musi być zaawansowana magia (bardziej spod znaku Alistaira Crowleya, niż Gandalfa), ezoteryka, dawni i nowi bogowie, współczesne naukowe teorie, miszmasz totalny, na który ludzki język jest dla Morrisona zbyt ubogi i może dlatego przywołuje na pomoc angielskich poetów z dziewiętnastego wieku, a jeszcze z wcześniejszego okresu markiza de Sade, piewcę absolutnej wolności (tak, nie chodziło u niego jedynie o BDSM), z którego później wyszedł i Nietzsche ze swoim wiecznym powrotem i słynny degustator Hannibal Lecter. 

Głębsza znajomość sensu dzieł de Sade’a, z uwzględnieniem słynnych “120 dni Sodomy i Gomory” wydaje się być kluczem do odczytania pierwszego tomu i jego wpływu w “Niewidzialnych” na obraz współczesnego świata. I być może po historii z astralną podróżą w czasie opisanej w czteroczęsciowej „Arkadii” musimy nieco zwolnić, by nie pomieszało nam się w głowach. W zamian dostajemy efektowne, horrorowe w klimatach opowieści, po których obraz świata przedstawionego zaczyna nam się nieco rozjaśniać, zwłaszcza gdy zaglądamy w głowy tych, którzy nim zza kulis rządzą. Tak jak u Gaimana,  którego „Sandman” wskoczył na odpowiednie tory dopiero w końcowych historiach z „Preludiów i nokturnów”, podobne odczucia ma się przy mocnej końcówce chaotycznego, pierwszego tomu “Niewidzialnych”. Potem musi być już tylko lepiej, a pierwszy tom niech będzie solidną, intelektualną-psychodeliczną  rozgrzewką przed tym, co nas jeszcze czeka w komiksie Granta Morrisona. Szykujmy się na dalszą jazdę i nie zapinajmy pasów. To nie ten świat, w którym postępuje się racjonalnie. 

Niewidzialni, tom 1

Nasza ocena: - 75%

75%

Senaariusz: Grant Morrison. Rysunki: Jill Thompson i inni. Tłumaczenie: Paulina Braiter. Egmont 2022

User Rating: Be the first one !

Tomasz Miecznikowski

Filmoznawca z wykształcenia. Nałogowy pochłaniacz seriali. Kocha twórczość Stephena Kinga i wielbi geniusz Alana Moore'a. Pisał artykuły do "Nowej Fantastyki" i Instytutu Książki, jego teksty i recenzje ukazują się na portalach fantastyka.pl i naekranie.pl. Wyróżniony przez użytkowników fantastyka.pl za najlepszy tekst publicystyczny 2013 roku.

Zobacz także

Kajko i Kokosz. Złota Kolekcja tom 6 – czekam na więcej od Christy! [recenzja]

„Kajko i Kokosz” to niewątpliwie najważniejsze komiksy z okresu dzieciństwa, jakie znam. Owszem, niejedyne. Zaraz …

Leave a Reply