Jedna z pierwszych i zarazem najdłuższych serii w ofercie Non Stop Comics dotarła do finału. I jest to udane pożegnanie, wprowadzające czytelnika w melancholijny nastrój.
Melancholia wydaje się być nastrojem mocno odbiegającym od tego, co przeżywaliśmy podczas lektury “Odrodzenia”. Ten ambitny horror intrygował swoją tajemnicą w równym stopniu, co emocjonował eskalowanymi z tomu na tom wydarzeniami. Martwi z miasteczka Wassau w stanie Wisconsin powrócili do życia, do tego świadomi i skonsternowani tak samo jak ich nadal żyjący bliscy. Wydarzenie, które powinno postawić całą ludzką wiedzę o życiu i śmierci na głowie nadało jednak historii inny rytm, inny tok niż wszyscy mogli się spodziewać. Trochę tak jak w komiksowych “Żywych trupach” ważniejsze od wyjaśniania zagadek stały się relacje między bohaterami i wątek śledztwa Dany Cypress w sprawie śmierci jej siostry Marthy. Ważniejsze od cudu wskrzeszenia, który dokonał się na oczach całego świata i jakoś szybko utracił swoje znamiona cudowności.
W ósmym tomie zagadka zabójstwa Marthy zostaje wreszcie wyjaśniona i raczej nie budzi w nas zaskoczenia, tylko rodzaj ponurej akceptacji. W pewien sposób, balansując na krawędzi mistyki zostaje również wyjaśniona zagadka powrotu martwych do życia i ten rodzaj rozwiązania jesteśmy zmuszeni pomimo obiekcji zaakceptować. W “Odrodzeniu” istotniejsze okazały się bowiem inne, wydawałoby się poboczne aspekty tej historii. Seeleyowi udało się wywołać w nas poczucie dyskomfortu, kiedy z pomocą rysunków Mike’a Nortona pokazywał dziwaczne oblicze duchowych istot, które były pokłosiem wskrzeszenia martwych w Wassau. Dyskomfort – bo pewne formy, pewne zjawiska w ogóle nie wyglądały tak, jakbyśmy tego podświadomie chcieli, a sam proces życia nie śmierci został zakłócony, tworząc wrażenie nienaturalności.
Właśnie nienaturalność tych nadprzyrodzonych wydarzeń stanowiła kluczowe zrozumienie dla przekazu, które niosły wydarzenia z komiks.. Przekazu, którego żaden z bohaterów nie był w stanie zrozumieć do końca serii, miotając się w swojej przyziemnej, fizycznej wersji i kwestionując duchowy wymiar wydarzenia. Wskrzeszenie zostało określone jako problem, z którym trzeba sobie poradzić, najlepiej zamiatając go pod dywan. I tyle. Kontrast w porównaniu do przejmującego tytułu tego tomu, przekazującego zwykłe ludzkie pragnienie w obliczu nieuniknionej możliwości utraty bliskiej osoby, jest chyba aż nadto widoczny.
O tym właśnie była ta gorzka opowieść. O tym, że tak naprawdę nie ma drugich szans i trzeba zrobić wszystko, by docenić tę pierwszą i jedyną. Czuć ten ludzki ból w łkaniu Dany i wyrzutach czynionych samej sobie, kiedy przyznaje się przed siostrą, jak bardzo żałuje swojego postępowania wobec niej zanim ta umarła, by potem powstać z martwych i dać siostrze drugą szansę na wyrażenie swoich uczuć. Jednak w “Odrodzeniu” uczucia, więzi schodzą na drugi plan wobec ludzkich atawizmów, którym człowiek w obliczu kryzysu zawsze, nieodmiennie musi ulec i ponieść porażkę, nawet jeśli sądzi, że udało mu się wygrać. W “Odrodzeniu” nikt tak naprawdę nie wygrywa całej stawki, choć Seeley był na tyle łaskawy, że dał niektórym z bohaterów ich małe zwycięstwa. Dla świata i tak nie mają one znaczenia, ale mają dla nich samych i być może dla czytelników. Szczególnie tych, którzy zamiast mieć pretensję o konstrukcję i kierunek autorskiej wizji opowiadającej o współczesnych Łazarzach zrozumieli, że w tej historii chodziło o coś zupełnie innego.
Odrodzenie, tom 8: Zostań jeszcze przez chwilę
Nasza ocena: - 80%
80%
Scenariusz: Tim Seeley. Rysunki: Wes Craig. Non Stop Comics 2020.