Jedna z najpopularniejszych serii wydawanych przez Non Stop Comics dobiegła końca. Jak wypada finał niezwykłej przygody czterech młodych przyjaciółek zagubionych w czasie?
Brian K. Vaughan w przypadku „Paper Girls” najwyraźniej wziął na wstrzymanie i nie rozpisał się ponad miarę, jak nierzadko zarzuca się mu w przypadku innych jego serii. Trzydzieści zeszytów, sześć zgrabnych wydań zbiorczych z charakterystycznymi okładkami pokazującymi kluczowe postacie z każdego tomu i oto mamy całość serii, którą swobodnie można przeczytać jednego dnia i mieć jeszcze czas na inne lektury. Choć może się też zdarzyć tak, że po obejrzeniu ostatniej planszy „Paper Girls” potrzebne nam będzie więcej niż chwila czasu na refleksję bądź poukładanie sobie w głowie tego wszystkiego, co zafundowali nam Brian K. Vaughan, Cliff Chiang. Bo nie ma co ukrywać, od wymyślonej przez Vaughana fabuły nie raz podczas lektury może zakręcić nam się w głowie.
W ostatnim tomie każda z dziewczyn zostaje za sprawą klona Erin wysłana w inne miejsce w czasie. Z okładki patrzą na nas kolejne nowe postacie, które okazują się być starszymi wersjami naszych rezolutnych temporalnych podróżniczek. Czy w ogóle uda im się wrócić do 1988 roku, kto zwycięży w wojnie pokoleń, jakie będą następstwa wszystkich czasowych zawirowań? Prawda jest taka, że tę serię Vaughan mógłby ciągnąć w nieskończoność, ale chyba widząc tę możliwość i niebezpieczeństwo z nią związane zdecydował się na zgrabne połączenie kilku rozdzielonych wątków i pewnego rodzaju reset całej fabuły na tyle istotny, że kierujący naszą uwagę na jej najważniejszy aspekt.
Jedni za taki będą uważać narodziny głębokiego poczucia wspólnoty i przyjaźni między grupką osób doświadczających razem dramatycznych wydarzeń, inni przede wszystkim wałkowaną w „Paper Girls” symbolikę aktu wolnej woli. Obydwa odczytania łączą się idealnie w obrazie nadgryzionego jabłka, który w dzisiejszych czasach łączy technologicznie ludzkie masy, a kiedyś miał doprowadzić do pierwszego, świadomie indywidualnego ludzkiego czynu, od którego zaczęło się to, co możemy nazwać prawdziwym życiem. Takim, które między innymi dało konflikt pokoleń. A jego rozbudowaną i wiecznie zapętlającą się metaforę pokazał nam Vaughan w „Paper Girls”.
Aby w ten konflikt udanie wniknąć, trzeba fabułę czytać uważnie, choćby w momentach, kiedy bohaterowie doświadczają z nowej perspektywy wydarzeń pokazanych nam w pierwszym tomie. Ta scenariuszowa mozaika przypomina trochę dokonania Andreasa z jego sztandarowych serii jak „Rork”, „Koziorożec” czy „Arq”, w których często należy zwracać uwagę na przeróżne detale. Przy sposobie pisania Vaughana wymaga to sporej samodyscypliny, bo przecież fabuła tutaj pędzi w niesamowitym tempie, jednocześnie niosąc ze sobą (przeciwnie niż choćby w jego w „Sadze”) spory poziom narracyjnego skomplikowania i tym samym budząc czasem podejrzenia co do jej klarowności.
Prawda jest taka, że twórcy, tak za sprawą scenariusza jak i rozwiązań graficznych wznieśli się na nowy poziom popkulturowej rozrywki. To komiks, który ma w sobie autentyczne, futurystyczne zacięcie. Wykorzystuje je w szczególny formalnie sposób, mieszając dziesiątki symboli, zostawiając w tyle nie nadążającego czytelnika i olśniewając barwami, które fundują nam jedyny w swoim rodzaju, momentami surrealistyczny trip. Dzięki temu komiks Vaughana wydaje się być czymś unikalnym na tle innych przedstawicieli swego gatunku. I dlatego mogą nas machinalnie nachodzić podejrzenia o to, że Vaughan wcale nie stworzył go teraz. Czyżby „Paper Girls” to komiks z przyszłości, który w jakimś konkretnym celu został wysłany do naszej teraźniejszości? Szukajcie odpowiedzi uważnie go studiując, zwracając uwagę szczególnie na jego wyśnione fragmenty i być może na to, co sami śnicie. Bo przede wszystkim dzięki wskazówkom ze snów, cztery dziewczyny z komiksu Vaughana zdołają zachować to, co miało im zostać odebrane.
Paper Girls, tom 6. Scenariusz: Brian K. Vaughan. Rysunki: Cliff Chiang. Non Stop Comics 2019
Ocena: 8/10