Gorący temat

Paradoks – matematyczna układanka w fantastycznym sztafażu [recenzja]


Warning: A non-numeric value encountered in /home/platne/serwer269681/public_html/badloopus.pl/wp-content/plugins/taqyeem/taqyeem.php on line 613

Warning: A non-numeric value encountered in /home/platne/serwer269681/public_html/badloopus.pl/wp-content/plugins/taqyeem/taqyeem.php on line 616

Paradoks – najnowsza powieść Artura Urbanowicza, autora m.in. bestsellerowego „Inkuba” mocno zaskakuje. Twórca do tej pory kojarzony ściśle z grozą mocno wykracza poza jej estetykę, biorąc na warsztat głównie SF, ale i thriller psychologiczny. Czy to połączenie udane?

Na wstępie zaznaczę, że to nie tak, iż grozy tu nie ma. Jest jej solidna porcja i w dużej mierze Urbanowiczowi udaje się podtrzymać ogólny klimat napięcia, niepokoju, pewnego osaczenia, wynikającego z kwestionowania przez bohatera podstawowych elementów konstrukcyjnych jego świata, albo i własnego zdrowia psychicznego. Jednak jeśli w poprzednich powieściach to horror był główną użytą estetyką, tak w „Paradoksie” jest nią z jednej strony psychologiczny thriller z a z drugiej klasyczne motywy science fiction, co wyróżnia tę powieść na tle wcześniejszych publikacji.

Takie wyjście poza własną strefę komfortu, poza najlepiej rozumiany sztafaż jest podejściem ryzykownym, jednak w tym przypadku zakończyło się powodzeniem. Plusem takiego zabiegu jest uniknięcie pewnej szablonowości, szansa – w mojej ocenie, wykorzystana – na szukanie nowych ścieżek, alternatywnych kierunków rozwoju literackiego.

Urbanowicz, zdaje się, odrobił lekcję wyniesioną z „Inkuba” i z pewnością uniknął większości błędów z poprzedniej powieści. Brak tutaj, zdecydowanie, tak infantylnych kreacji bohaterów (a z tym miałem duży problem przy kluczowej postaci „Inkuba”), a sam tekst, w warstwie stylistycznej z pewnością prezentuje lepszy, bardziej dopracowany poziom. To powieść starannie ułożona, wręcz pieczołowicie skonstruowana, niczym budowla, w której każdy, najmniejszy element ma znaczenie.

Z założenia nie rozpisuję się o fabule – okładkowy opis charakteryzuje ją wystarczająco, a ja – z drugiej strony – nie chciałbym zbyt wiele zdradzić z powieściowych zdarzeń. Niewątpliwie to powieść, która wymaga od czytelnika skupienia i czytania bardzo dokładnego, bowiem już nawet nie w drugiej połowie powieści jest to konieczne, by nie zagubić się w fabularnych meandrach. Ale i z początku autor ukrył pewne drobne, ale znaczące znaki, sygnały, podpowiedzi, rzutujące na całość powieściowej intrygi.

Początek powieści, jej pierwsza część w pierwszej chwili zdawał mi się zbyt rozdmuchana, przydługa, by nie rzec – nudnawa. Skrupulatne opisywanie życia codziennego głównego bohatera, Maxa „Square” Okrągłego jawiło się jako aż nazbyt dokładne, dokumentalistyczne. Jednak muszę przyznać, że będąc w około jednej trzeciej lektury, zacząłem rozumieć zamysł Urbanowicza i jestem jak najbardziej skłonny przyznać mu rację – to pieczołowite budowanie obrazu postaci i jego codzienności jest zbawienne dla samej historii. Pozwala nam najpierw nie tylko w szerszej perspektywie poznać samego bohatera, ale i zadomowić się w pewnym stopniu w jego świecie… By w odpowiedniej chwili dostrzec staranne, wycyzelowane odrealnianie tegoż świata przez wprowadzanie zakłócających niejako obraz elementów. I nawet jeśli dałoby się trochę tę powieść odchudzić, doszlifować, to z pewnością jest to co najwyżej kosmetyka estetyczna, a nie konieczność poważnej operacji.

Chyba jedynym elementem, który mnie mocniej uwiera jest zbyt szybkie zawierzenie w niesamowitość zdarzeń przez komisarza Papaja. Owszem, zareagował tak poniekąd na bazie obserwacji, ale brak mi trochę negowania przez niego zjawisk, jak by nie patrzeć, nieprawdopodobnych.

Widać w tej powieści ogrom pracy, zwłaszcza w zakresie konstrukcji fabuły, w merytorycznym przygotowaniu, w arcydokładnym wkomponowaniu historii w realistyczny sztafaż naszej, zwyczajowej rzeczywistości tamtego okresu, włącznie z osadzeniem go starannie na mapie miasta.

Za to z pewnością należą się brawa. Plusem jest sam Okrągły – postać, która, szczerze, nie da się polubić. Od pierwszych stron jego chorobliwy perfekcjonizm drażni lub śmieszy nawet nas, czytelników, co tu mówić o pozostałych książkowych bohaterach. I przypomina jedną z najbardziej sztandarowych postaci z filmów Koterskiego – Adasia Miauczyńskiego z „Dnia świra”. I kiedy filmowy bohater w swym obsesyjnym perfekcjonizmie był tragicznie smutny, tak jego powieściowe alter ego jest przede wszystkim antypatyczne. Pałamy do niego niechęcią praktycznie od pierwszych stron, co jest trochę zaskakujące bowiem zwyczajowo popkultura nauczyła nas sympatyzować z głównym bohaterem.

Jednak poza Maksa Okrągłego też jest przemyślanym zabiegiem – o czym rzecz jasna przekonamy się w trakcie lektury.

Bardziej obeznany w fantastyce czytelnik może odgadnąć z grubsza oś fabuły i główny wykorzystany przez Urbanowicza motyw (nie zdradzam go świadomie, by nie psuć Wam wrażeń z lektury), jednak to akurat nie zarzut, bowiem nie psuje nam ten fakt satysfakcji z odbioru całości. Nawet jeśli szybko wychwycimy sekret głównego wątku, to historia wciąż pozostanie wystarczająco skomplikowana i zagadkowa, by stanowić czytelnicze wyzwanie i nadal ciekawić.

Przyznam, że dotychczasowi miłośnicy Urbanowicza mogą z początku czuć się zawiedzeni, bowiem akcja jest tutaj dość stonowana, nie pędzi, jak szalona do przodu. Autor prowadzi swoją historię powoli, wręcz kameralnie, nadbudowując piętrową intrygę i starannie, w dobrze wymierzonych momentach dodając kolejne elementy, następne szczegóły. Całość kończy się zgrabnym zakończeniem, stosunkowo otwartym, mimo wyczerpania większości wątków, ale to akurat wynika z ogólnego konceptu fabuły, iż można mnożyć i powielać ten sam pomysł w nieskończoność. I to nadal zadziała.

Bardzo ważnym elementem w powieści jest matematyka. Rzecz, o której większość, zwłaszcza z predyspozycjami do humanistyki, stara się usilnie nie myśleć zbyt dużo. Ale – co mocno zaskakujące, przyznam – zostało to w powieści przedstawione w na tyle przystępny i rzeczowy sposób, że nie tylko nie irytuje laika, ale stanowi wartość dodaną. Widać, że autor rozumie tę dziedzinę, ale też darzy ją sympatią i sam stara się w sposób matematyczno – analityczny oceniać otaczającą go rzeczywistość. Stąd tak reprezentatywna rola matematyki nie tylko w fabule, ale i w trzonie konstrukcyjnym książki.

Reasumując – „Paradoks” niewątpliwie jest nie tylko najlepszą z dotychczasowych powieści Urbanowicza (autor zdążył już przyzwyczaić, że z każdą kolejną książką radzi sobie lepiej, na każdej się uczy i z każdą kolejną rozwija), ale też najciekawszą, poprzez przełamanie pewnej gatunkowej schematyczności.

Ruch – jak wspomniałem wcześniej – ryzykowny, tutaj okazał się ze wszech miar korzystny dla powieści i choć horrorowej estetyki tu nie brak, to tkwi ona gdzie indziej, niż w dotychczasowym dorobku Urbanowicza. Polecam więc tę powieść nie tylko miłośnikom horroru, ale też tym, którzy cenią sobie zgrabnie nakreślone thrillery SF. A ci, którzy nienawidzą matematyki, lub wręcz się jej boją, powinni sięgnąć po „Paradoks” tym bardziej.

Paradoks

Nasza ocena: - 80%

80%

Artur Urbanowicz. Wydawnictwo Vesper 2020

User Rating: 4 ( 1 votes)

Mariusz Wojteczek

Rrocznik '82. Kiedyś Krakus z przypadku, teraz Białostoczanin, z wyboru. Redaktor portali o popkulturze, recenzent, publicysta. Współtwórca i redaktor portalu BadLoopus – W pętli popkultury. Pisze opowiadania, które dotychczas publikował m.in. w Grabarzu Polskim, Okolicy Strachu, Bramie, Histerii oraz w antologiach, jak „Słowiańskie koszmary”, „Licho nie śpi”, „City 4”, „Sny Umarłych. Polski rocznik weird fiction 2019”, „Żertwa”, „The best of Histeria”, „Zwierzozwierz” i „Wszystkie kręgi piekła”. Laureat czwartego miejsca w konkursie „X” na dziesięciolecie magazynu Creatio Fantastica. Wydał autorskie zbiory opowiadań: „Ballady morderców” (Phantom Books 2018) oraz „Dreszcze” (Wydawnictwo IX 2021) oraz powieść „Ćmy i ludzie” (Wydawnictwo IX 2022). Pracuje nad kilkoma innymi projektami (które być może nigdy nie doczekają się ukończenia). Miłośnik popkultury i dobrej muzyki, nałogowy zbieracz książek, komiksów i płyt. Zakochany bez pamięci w swojej żonie Martynie oraz popkulturze – w takiej właśnie kolejności.

Zobacz także

Strychnica – „Stranger Things” po irlandzku [recenzja]

„Strychnica” to powieść z gatunkowego pogranicza, zawierająca w sobie i klasyczną grozę, i dark fantasy …

Leave a Reply