Gorący temat

Pogromcy duchów. Dziedzictwo – klasyka w nowym wydaniu [recenzja]

Porządne odświeżanie hollywoodzkiej klasyki to nie lada wyzwanie, w którym twórcy muszą balansować pomiędzy wycelowaną w starszych widzów nostalgią, a takim zmodernizowaniem materiału, by trafił do zupełnie nowego grona odbiorców. Pogromcom duchów ta sztuka kompletnie nie udała się w 2016 roku. A teraz?

Film Jasona Reitmana mimo że pod pewnymi względami może być określany jako reboot kultowej serii, przede wszystkim jest jednak jej bezpośrednią kontynuacją. Już sam ten fakt może co bardziej ortodoksyjnych fanów dwóch pierwszych odsłon przyprawiać o marsowe miny, jako że siłą rzeczy akcja zostaje przeniesiona do czasów nam współczesnych – a więc całe trzydzieści dwa lata po wydarzeniach z sequela. Nieuniknione będzie więc przekazanie pałeczki młodym i cała fura łzawych mrugnięć okiem do fanów. Tylko czy poza oczywistym fanserwisem, nowe przygody z upiorami w wersji familijnej oferują coś jeszcze?

Historia jaką przedstawiają nam „Pogromcy duchów: Dziedzictwo” kręci się wokół rodziny Spenglerów. Callie, córka zmarłego Egona zmuszona jest z powodów finansowych przenieść się z dwójką swoich dzieci, Phoebe i Trevorem do odziedziczonej po ojcu farmy w maleńkim Summerville. Co dla trójki bohaterów wydaje się niemal desperackim życiowym ruchem, wkrótce zamieni się jednak w przyczynek do największej przygody ich życia – dopiero tam bowiem będą mieli szansę odkryć kim tak naprawdę był ich ojciec i dziadek, a także zostaną zmuszeni by wykrzesać z siebie wszystkie pokłady odwagi, by stanąć naprzeciwko siłom o których istnieniu do tej pory nie mieli pojęcia.

Jako słowo się rzekło na wstępie, „Pogromcy duchów. Dziedzictwo” to jedna takich produkcji które usiłują dokonać rzeczy piekielnie trudnej – połączyć stare z nowym tak, by zadowolić jak największą grupę odbiorców. I rzeczywiście, niemal od pierwszych minut seansu film zdaje się uginać od sprawdzonych w kinie młodzieżowym od dekad schematów. Znajdzie się więc w dziele Jasona Reitmana miejsce dla szczypty kina nowej przygody, pochwały nauki i geekowego podejścia do życia, czy wyprowadzanych z subtelnością bokserskich prawych sierpowych nostalgicznych uderzeń. Wszystko to, zakrapiane ścieżką dźwiękową w oczywisty sposób nawiązującą do epoki bardzo łatwo mogłoby sprawić, że „Dziedzictwo” stałoby się zabawą jedynie dla ejtisowych dzieciaków z rozmarzeniem wzdychających do uwspółcześnionych prób odrestaurowania podobnych klimatów w rodzaju „Stranger Things”. Tak się jednak na szczęście nie dzieje, głównie dzięki temu, że Jason Reitman zachowuje zimną głowę na tyle, by całości nie opierać jedynie na gadżeciarstwie i w dość standardowej historii o grupce przegrywów ratujących świat, palmę pierwszeństwa oddaje nowym bohaterom.

A ci sprawują się nieźle: na czoło stawki wysuwa się tu rezolutna Phoebe bez brawurowo odgrywana przez McKennę Grace, wspomagana przez znanego ze „Stranger Things” i nowej wersji „Tego” Finna Wolfharda, a drugi plan udanie wypełniają ci „dorośli” w osobach głowy rodziny Callie w wykonaniu Carrie Coon i ekscentrycznego nauczyciela Gary’ego Groobersona sportretowanego przez Paula Rudda. Innymi słowy jest w kim wybierać – a że dialogi napisane są tak by aż pękać w szwach od ciętych ripost i uszczypliwych uwag, uśmiechnąć się pod nosem okazję będziemy mieli przynajmniej kilkukrotnie.

Nowi „Pogromcy duchów” raczej mało kogo będą w stanie zaskoczyć czymś szczególnie nowatorskim – to ostatecznie kino z rodzaju tych pozszywanych z wielu sprawdzonych przez lata elementów, które łatwo mogłoby polec pod ciężarem czołobitnych odniesień do klasyki i cokolwiek tandetnym wyciskaniem łez. Mimo tego jednak, Jason Reitman potrafi tchnąć w całość na tyle dużo młodzieńczej energii, by ta przemknęła nam przed oczyma niczym rozpędzony Ecto-1 w pogoni za zjawami – i kto wie, być może stanowiła zapowiedź tego, że z jej bohaterami spotkamy się ponownie szybciej, niż moglibyśmy przypuszczać.

Foto © United International Pictures Sp z o.o.

Pogromcy duchów. Dziedzictwo.

Nasza ocena: - 70%

70%

Reżyseria: Jason Reitman. Obsada: McKenna Grace, Finn Wolfhard, Carrie Coon, Paul Rudd. USA, 2021.

User Rating: Be the first one !

Maciej Bachorski

Pasjonat staroszkolnych horrorów science fiction w stylu "Obcego", "Cosia" czy "Ukrytego Wymiaru", rockowej/metalowej muzyki i przyzwoitej (znaczy, nie tylko single malt) whisky. Pisywał dla "Playboya", "PIXELA", czy "Wiedzy i Życia", a obecnie współpracuje z "Nową Fantastyką", "CD-Action" i "Netfilmem".

Zobacz także

Sisu – mniej znaczy lepiej [recenzja]

Kinowe eksperymenty z formą i treścią z pewnością należy cenić za przełamywanie utartych schematów, ale …

Leave a Reply