Gorący temat

Tom Strong, tom 2 – zabawy z czasem i inne atrakcje [recenzja]

W drugim tomie superbohaterskiej opowieści Alan Moore kontynuuje ćwiczenia z twórczej wyobraźni, wysyłając Toma Stronga lub jego alternatywne wersje na kolejne przygody. Czyta się je nieustającą przyjemnością i nostalgicznym uśmiechem na twarzy.

Choć od wydania pierwszego tomu “Toma Stronga” minęło ledwie pół roku, to przed lekturą kontynuacji tej superbohateskiej historii warto odświeżyć poprzednią odsłonę. Wszystko dlatego, że w drugiej części znajdziemy mnóstwo nawiązań do postaci i przygód, które już razem z Tomem przeżyliśmy, a jako że ich dawka była więcej niż solidna, część z nich w międzyczasie mogła nam ulecieć z głowy. Czy to oznacza, że ta akurat seria Alana Moore’a nie trzyma poziomu i oferuje mało angażujące historie, o których szybko zapominamy? Wprost przeciwnie. Nawet tworząc opowieści lżejszej wagi, Moore zbudował od podstaw mitologię swojego bohatera oraz świat przedstawiony z mnóstwem szczegółów, które wypełniały pierwszy tom. I w drugim tomie, w którym dostajemy kontynuacje bądź wariacje wątków i motywów z pierwszego, Moore ma już wolną rękę w kwestii zabaw z superbohatersko-pulpową tematyką i z pełną twórczą świadomością z tego korzysta.

Na dzień dobry dostajemy szaloną, w dużym stopniu lemowską (podobną w charakterze do perypetii Ijona Tichego) opowieść o zawirowaniach czasu, w ktorej różne wersje Toma Stronga będą walczyły z różnymi wersjami jego odwiecznego wroga, Paula Saveena, a wszystko zacznie się na krańcu czasu, w Wieży u Wrębów Wieczności. Ta pierwsza, jednozeszytowa historia wyznacza ton drugiego tomu przygód superbohatera, w którym Moore będzie mieszał na różne sposoby przeszłość, przyszłość i teraźniejszość świata, czy raczej światów Toma Stronga. Mieszać, to nie znaczy, że wciąż będzie bawił się czasem i pakował bohatera wprost w ramiona temporalnych paradoksów. Nie tylko – bo jeśli twórca uzna to za konieczne, może cofnąć się w chronologii wydarzeń i przywołać przygodę Toma z wcześniejszego okresu. Po prostu obowiązuje tu pełna swoboda twórcza, której nie należy mylić z pełną dowolnością. Choć “Tom Strong” to opowieść lżejsza niż najważniejsze tytuły Moore’a, to brytyjski scenarzysta dba o to, by konstrukcja jego wymyślonego świata była precyzyjna, nawet jeśli ta precyzja służy mu do tego, by nieustannie nią chwiać, co znakomicie wykorzystują odpowiedzialny za rysunki Chris Sprouse i inni, gościnnie występujący tu artyści.

Są tutaj zarówno krótkie, kilkustronicowe opowieści (“Kraina spełnionych życzeń” z jasno sformułowanym morałem), jak i dłuższe, dwu, a nawet trzyzeszytowe. Jedna z nich kontynuuje dziwaczną historię z Dzikiego Zachodu, z jego fragmentem opanowanym/porwanym przez kosmitów, którymi okazują się potężne, inteligentne mrówki. Natomiast druga to najlepsze komiksowe danie w tym tomie, opowiadające o alternatywnej wersji Toma Stronga. Jest nią Mulat Tom Stone, który narodził się ze związku Susan, matki Toma, z jej czarnoskórym służącym, po tym jak w katastrofie statku u brzegów Attabar Teru zginął niedoszły ojciec superbohatera, Sinclair Strong. Mamy tu do czynienia z fascynującą, alternatywną historią, w której między innymi Paul Saveen zamiast być największym wrogiem superbohatera, jest jego największym sojusznikiem. To rodzaj utopijnego marzenia, które w pewnym momencie zaczyna niszczeć, kiedy ta właściwa odnoga porzuconej niegdyś ścieżki rzeczywistości bezlitośnie upomina się o swoje prawa. 

Po tej i kilku innych historiach z drugiego tomu (na przykład lekko oniryczny “Księżycowy dzień”, czy poruszający “Zły do szpiku kości’ z Paulem Saveenem w roli głównej) widać już, że “Tom Strong” nie stoi samą zabawą w pulpowych klimatach. Coraz więcej opowieści ma w sobie silny ładunek nostalgii, coraz mocniej dochodzą do głosu kwestie losu i przeznaczenia superbohaterów (ale i złoczyńców). Czyżby Moore jednak zaczynał swoje dekonstruujące eksperymenty? 

I tak, i nie, zresztą pełny obraz historii Toma Stronga będziemy mieli dopiero po przeczytaniu ostatniego tomu. Moore’owi bardziej chodzi o coś innego, o wyznaczenie najważniejszych punktów na mapie życia superbohatera, który nie może jedynie wiecznie uganiać się za złoczyńcami i ratować świat przed wszelkimi zagrożeniami. Musi być jeszcze czas na zwykłe życie, (wyjątkowo długie w przypadku tego bohatera), a także czas na refleksję, czy rzeczywiście tak ma ono wyglądać – jako nieustający ciąg przygód i kolejnych fabularnych rewelacji, o których bohater dawno zapomniał bądź  się ich w ogóle nie spodziewał. I czy takie nawarstwienie powinno się ciągnąć bez końca, jak w przypadku sztandarowych herosów z DC, czy lepiej zamknąć je w skondensowanej formie, w postaci trzydziestosześciozeszytowej historii, w której przegląda się klasyka komiksu superbohaterskiego? Każdy niech wybierze sobie odpowiedź, która mu lepiej pasuje. 

Tom Strong, tom 2

Nasza ocena: - 75%

75%

Scenariusz: Alan Moore. Rysunki: Chris Sprouse i inni. Tłumaczenie: Paulina Braiter. Egmont 2021

User Rating: Be the first one !

Tomasz Miecznikowski

Filmoznawca z wykształcenia. Nałogowy pochłaniacz seriali. Kocha twórczość Stephena Kinga i wielbi geniusz Alana Moore'a. Pisał artykuły do "Nowej Fantastyki" i Instytutu Książki, jego teksty i recenzje ukazują się na portalach fantastyka.pl i naekranie.pl. Wyróżniony przez użytkowników fantastyka.pl za najlepszy tekst publicystyczny 2013 roku.

Zobacz także

8 miliardów dżinów – z wielką mocą równa się (zbyt) wielka odpowiedzialność [recenzja przedpremierowa]

Każdy miłośnik komiksowego medium wie, że z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność. Ale co …

Leave a Reply