Gorący temat

Pukając do drzwi – dzień sądu [recenzja]

Czasy gdy na filmy M. Night Shyamalana wyczekiwali niemal wszyscy fani science fiction i horroru minęły bezpowrotnie. Zaufanie wypracowane „Szóstym zmysłem” czy „Znakami” szybko pogrzebane zostało pod lawiną przeciętnych produkcji pokroju „Zdarzenia”. Ale jeśli do rąk bądź co bądź, wciąż utalentowanego twórcy trafia solidny materiał źródłowy, chyba należy spodziewać się, że tym razem będzie co najmniej nieźle, prawda?

Takim też materiałem niewątpliwie jest powieść autorstwa Paula Tremblaya, w Polsce wydana nakładem wydawnictwa Vesper, pod tytułem „Chata na krańcu świata”. To jedna z tych opowieści, które niezwykle dobrze potrafią grać konceptem „ile z tego co widzę na ekranie jest prawdą”. Podobnie jak i książka, film traktuje o Ericu i Andrew, którzy wraz ze swoją córką Wen spędzają błogi czas w położonym z dala od cywilizacji domku. Środek lasu i kojąca obecność natury dookoła to idealne warunki by uciec od codziennych zmartwień – tyle że do bohaterów te przychodzą same, uosobione w czwórce uzbrojonych nieznajomych. Już wkrótce okaże się, że Andrew, Eric i Wen zostaną postawieni przed koniecznością podjęcia decyzji najtrudniejszej z możliwych, która może zaważyć o losach całego świata.

M. Night Shyamalan to facet, który definitywnie ma umiejętność wynajdywania niebywale intrygujących idei – trudno przecież za takie nie uznać pomysły ze wspomnianego wyżej „Zdarzenia”, czy niedawnego „Old” – tyle że znacznie gorzej idzie mu już przekuwanie ich w filmową materię. Podczas gdy obie produkcje wielokrotnie balansowały na granicy śmieszności, „Pukając do drzwi” na szczęście zamieszanie o którym chce opowiedzieć rozgrywa nieco sprawniej – co nie znaczy, że zabrakło w nim momentu, gdy rzuca widzowi w twarz wystarczająco wiele na raz, by go zaintrygować… lub bezpowrotnie stracić. W momencie gdy, całkiem szybko swoją drogą, bez większych ogródek kawa zostaje wyłożona na ławę, co mniej wyrozumiali widzowie zapewne skwitują takie zawiązanie akcji kpiącym uśmiechem.

Na tym zresztą problemu nowego filmu Shyamalana się nie kończą – jako słowo się rzekło na wstępie, podstawowym założeniem książki było trzymanie odbiorcy w stanie ciągłego kwestionowania sytuacji w jakiej znaleźli się bohaterowie. Czy czwórka nieznajomych to zwykli szaleńcy? Czy świat naprawdę zbliża się ku końcowi? Tego typu pytania w ekranizacji wybrzmiewają znacznie słabiej i niemal od początku instynktownie obiera się jedyną słuszną stronę. Niezbyt przekonująco wypada też mający w założeniu przyspieszać tętno, związany z koniecznością podjęcia brzemiennej w skutkach decyzji ładunek emocjonalny. Choć film dwoi się i troi by zarysować łączącą dwójkę mężczyzn relację, przypominający nieco to, co widzieliśmy we „Mgle” Franka Darabonta moment kulminacyjny nie daje podstaw by pozostawić widza w rozsypce.

Choć do tej pory jedynie narzekam, „Pukając do drzwi” nie da się określić mianem filmu słabego. Zarówno warstwa realizacyjna, jak i przede wszystkim aktorstwo (Dave Bautista!) jest na co najmniej dobrym poziomie, a mimo wspomnianych „Shyamalanizmów”, całość potrafi intrygować na tyle, by nie przewracać oczami ze zniecierpliwienia. Trudno narzekać też na tempo – nieco ponad półtorej godziny seansu to dokładnie tyle, by akcję w zamkniętej przestrzeni odpowiednio skondensować. Największy problem „Pukając do drzwi” sprowadza się więc do tego, że nie potrafi sprawić, by finałowa konkluzja pozostawała z widzem jeszcze długie godziny po seansie. Niby to nie tak dużo, ale wobec ogromu potencjału, jednak to wada zdecydowanie zauważalna.

Foto © United International Pictures Sp z o.o.

Pukając do drzwi

Nasza ocena: - 60%

60%

Reżyseria: M. Night Shyamalan. Obsada: Dave Bautista, Jonathan Groff, Ben Aldridge, Rupert grint i inni. USA/Chiny, 2023.

User Rating: Be the first one !

Maciej Bachorski

Pasjonat staroszkolnych horrorów science fiction w stylu "Obcego", "Cosia" czy "Ukrytego Wymiaru", rockowej/metalowej muzyki i przyzwoitej (znaczy, nie tylko single malt) whisky. Pisywał dla "Playboya", "PIXELA", czy "Wiedzy i Życia", a obecnie współpracuje z "Nową Fantastyką", "CD-Action" i "Netfilmem".

Zobacz także

Sisu – mniej znaczy lepiej [recenzja]

Kinowe eksperymenty z formą i treścią z pewnością należy cenić za przełamywanie utartych schematów, ale …

Leave a Reply