Więcej komiksów Rutu Modan na naszym rynku to zawsze dobra wiadomość. Co prawda “Rany wylotowe” to wznowienie, ale ten tytuł już od dawna był u nas niedostępny i świetnie, że mogą po niego sięgnąć nowi czytelnicy. Bo naprawdę warto.
Aż trudno uwierzyć, że “Rany wylotowe” po raz pierwszy ukazały się w Polsce trzynaście lat temu, w 2010 roku. Już wtedy panowie z Kultury Gniewu potrafili wyłapać komiksowe perełki, a od tego czasu dostaliśmy jeszcze kilka tytułów autorstwa Rutu Modan, które zrobiły na czytelnikach bardzo pozytywne wrażenie. W narracji izraelskiej artystki jest rodzaj autorskiej swobody, która pozwala jej pisać o rzeczach naprawdę ważnych w lekki, ale zarazem wnikliwy sposób. Właśnie tak, jak we wznowionych “Ranach wylotowych”, za które Rutu Modan dostała nagrodę Eisnera.
Okładka komiksu mówi nam niewiele, razem z jej tylną stroną stanowi kolaż kadrów o różnym natężeniu emocjonalnym. Jest tak, jakby przypadkowe sceny łączyły się z tymi znaczącymi tworząc metaforę życia w Izraelu, które na co dzień pewnie jest normalne, tyle że przerywane aktami przemocy wpływającymi na życie zwykłych Izraelczyków. Takim jest młody mężczyzna, taksówkarz o imieniu Kobi, o którym po spotkaniu z nieznajomą, wysoką żołnierką wiemy tyle, że jest skłócony z ojcem i dawno go nie widział. Ojciec ów, według słów związanej z nim młodej dziewczyny jakiś czas temu zniknął i istnieje podejrzenie, że mógł zginąć w niedawnym zamachu w Haderze. Trochę chcąc, trochę nie, Kobi zaczyna razem z Numi (choć częściej słyszymy w jej kontekście określenie Żyrafa) poszukiwania ojca – on sam nie wierzy, że mu się coś stało, natomiast dziewczyna jest przekonana o śmierci mężczyzny. W ten sposób zaczyna się historia trudnej znajomości dwojga młodych osób, połączonych przez niezweryfikowane wydarzenie. A śledztwo, które wspólnie prowadzą, z czasem przerodzi się w coś więcej.
Nieobecnym, acz najbardziej istotnym bohaterem w tym komiksie staje się właśnie ojciec Kobiego. Z czasem coraz bardziej jesteśmy zaciekawieni, co tak naprawdę mu się przydarzyło, ale dostajemy jedynie część odpowiedzi, choć sprawa teoretycznie się wyjaśnia. W tym aspekcie “Rany wylotowe” czyta się niczym kryminał, ale o wiele bardziej intrygujący od tego, co w tej literaturze dostajemy obecnie. Dla czytelników kryminałów ważne jest rozwiązanie zagadki, w komiksie Rutu Modan istotniejsze stają się jej okoliczności oraz skomplikowane stosunki między Kobim a Numi. Do momentu ich spotkania życie chłopaka było powierzchowne, pełne marazmu, jak sam przyznaje odkładane na później i dopiero spotkanie z dziewczyną wprowadza je na nowe tory. Choć ta powierzchowność życia to też tylko pierwsze wrażenie, bo pod powierzchnią buzują różnorakie emocje, które mężczyzna przeżywa na swój sposób ze swoją bliska rodziną.
W prostej formie – bo przecież rysunki Rutu to esencja prostoty – dostaliśmy zatem rodzaj egzystencjalnego kryminału, który prowadzi do innego rodzaju finału, niż zazwyczaj proponuje gatunek powieści detektywistycznej. Zanim dotrzemy do rozwiązania zagadki zniknięcia ojca Kobe, a potem jeszcze do świetnej, finałowej sekwencji, zrobimy rodzaj przebieżki przez współczesny Izrael, w którym mimo wyjątkowego statusu na międzynarodowej arenie i życia z czającym się podskórnie zagrożeniem, czasem można się poczuć trochę jak u nas (rodzinnie, biurokratycznie, uczuciowo) – tak właśnie, w uniwersalnym wymiarze, działa pisarstwo Rutu Modan.
Rany wylotowe
Nasza ocena: - 80%
80%
Scenariusz i rysunki: Rutu Modan. Tłumaczenie: Agnieszka Murawska. Kultura Gniewu 2023