Fanette to jedyna kobieca bohaterka, która w serii “RIP” dostała miejsce w tytule komiksu. Czym sobie na to – mówiąc w dwuznacznym sensie – zasłużyła?
Po czterech tomach francuskiej serii powinniśmy już wiedzieć, że fabuła każdej z odsłon kończy się dla wszystkich tytułowych bohaterów fatalnie. Jednak w przypadku Fanette, czyli ponętnej barmanki, która wieczorami miała do czynienia z ekipą czyścicieli w roli stałych klientów, ten schemat może przestać obowiązywać. Z poprzedniego tomu pamiętamy, że kobieta wpadła w sidła Alberta, który okazał się być specyficznego rodzaju seryjnym mordercą. Po jego zniknięciu ze sceny tym, co na pewno zostało w nas po lekturze czwartego tomu była troska o pozostawioną w opuszczonym szpitalu, przykutą do łóżka Fanette. Czy bohaterka wykaraska się jakoś z tych opałów, czy też spotka ją koniec na wzór poprzednich tytułowych bohaterów – takie zadajemy sobie pytanie, przystępując do lektury tomu z podtytułem, który wiele mówi o jego bohaterce: “Nieswojo w nie swojej skórze”.
Z jeszcze wcześniejszego tomu z numerem dwa pamiętamy, że dwaj powracający w serii, niesympatyczni detektywi policyjni odkryli przed nami prawdziwą tożsamość Fanette. Kobieta jest policjantką pracującą pod przykrywką – jej poprzednie zadanie, zanim została barmanką z poleceniem obserwowania Maurice’a, jest ważną częścią fabuły niniejszego tomu. Ta wcześniejsza robota, była z pewnością bardziej niebezpieczna – Fanette miała w roli callgirl z nocnego klubu obserwować pracę innych dziewcząt, by dotrzeć bliżej do osób stojących za całym, nocnym procederem. Od śmierci jednej z jej współpracowniczek rozpoczyna się niniejszy tom. Okoliczności tej śmierci tak naprawdę zostawiają nas z jeszcze większą ilością pytań dotyczących fabularnej układanki wymyślonej przez twórców “RIP”.
No właśnie – układanka. Wszystkie puzzle zaczynają teoretycznie wskakiwać na swoje miejsce kreśląc coraz pełniejszy obraz wydarzeń przedstawionych nam w komiksie, ale zaczynam się obawiać (choć z drugiej strony również ekscytować), że ostateczna konkluzja może nie być taka, jakiej chcielibyśmy podczas lektury “RIP” doświadczyć. Pełniejszy obraz ma bowiem coraz więcej pęknięć, które rozchodzą się w nieprzewidywalne odnogi, przypadek miesza się tu w równym stopniu z celowością. Chcielibysmy zobaczyc jakiś nadrzędny wzór tej fabuły, ale coraz częściej nachodzi nas myśl, że takiego niestety nie ma – a za najlepszy przykład niech służy właśnie historia Fanette.
“Nieswojo w nie swojej skórze” to chyba najbardziej pesymistyczna odsłona serii – pokazuje nam bowiem bohaterkę, która niczym w wielu sensacyjno-kryminalnych fabułach powinna mimo przeszkód osiągnąć swój, niech będzie że zawodowy cel. Powinna, a tymczasem jest odwrotnie. Wygląda bowiem na to, że Fanette nie cierpi swojej roboty, swoje życie najwyraźniej uważa za gówniane doświadczenie – jest tak, jakby nie miała przed sobą żadnego celu – co może być psychologicznym pokłosiem tego, co wydarzyło się w prologu komiksu. Wydaje się, że może po dostaniu sprawy Ahmeda bohaterka złapie wiatr w żagle, ale powiew losu pcha ja prosto w łapy Alberta. A potem… Cóż, przekonajcie się sami, by niecierpliwie czekać na ostateczne rozwiązanie całej historii w tomie, z najmniej zagadkowym i najbardziej oczywistym w swym zachowaniu bohaterem serii w tytule. Fakt, że takiego bohatera twórcy zostawili na finał, być może zwiastuje naprawdę zaskakujące zakończenie.
RIP, t.5: Fanette. Nieswojo w nie swojej skórze
Nasza ocena: - 75%
75%
Scenariusz: Julien Monier. Rysunki: Gaet's. Tłumaczenie: Jakub Syty. Non Stop Comics 2024