Wydawnictwo Nagle Comics miało świetny start, a jak już się rozpędziło, to nie zwalnia. Jednym z ostatnich ich tytułów jest pierwsza część komiksu “Saint-Elme”. Już sam fakt, że za rysunki odpowiada tutaj Frederik Peeters sprawia, że trzeba ów komiks sprawdzić.
Frederik Peeters, od czasu wydawanych w pierwszej dekadzie XX wieku przez Post komiksów z całą pewnością jest twórcą wartym uwagi. W tematyce gatunkowej porusza się w bardzo nietuzinkowy sposób (czego przykładem jest historia science-fiction w “Lupusie”), a przecież tworzy również świetne rzeczy obyczajowe (vide “Niebieskie pigułki” i “Oleg”). Co prawda w “Saint-Elme” odpowiada tylko za rysunki, ale jego styl w niezwykły sposób naznacza tę kryminalno-sensacyjną historię.
W materiałach reklamowych “Saint-Elme” porównywane jest do dzieł Davida Lyncha, ale też do “Fargo”. Po lekturze pierwszego tomu bardziej niż z Lynchem czuć związek właśnie z twórczością braci Coenów (pamiętajmy też, że “Fargo” miało potem serialowe wersje). I pierwszy tom komiksu jest niczym pilot serialu – mamy zaznaczone kilka wątków. jeszcze nie do końca wiadomo kto jest głównym bohaterem, choć na takiego kreowany jest detektyw Franck Sangare. To właśnie on przybywa do tytułowego, francuskiego miasteczka prowadząc śledztwo w sprawie zaginionego trzy miesiące wcześniej mężczyzny, Franck z czasem zaprezentuje przed czytelnikami swoje ponadprzeciętne zdolności w zakresie walki wręcz, lecz nawet on nie jest gotów na niespodzianki, które przyniesie śledztwo. Wystarczy powiedzieć, że w pewnym momencie detektyw będzie musiał skorzystać z pomocy udomowionego przez jego współpracownicę gryzonia (wydra, łasica?), by zdać sobie sprawę, jak nieprzewidywalna jest historia w “Saint-Elme”.
Detektyw i śledztwo to tylko jeden z wątków. Komiks otwiera tajemniczy i zarazem wybuchowy prolog, w którym trup ściele się gęsto i pojawiają się tajemnicze postacie. Potem poznajemy rodzinę Saxów trzęsącą miasteczkiem – motyw już wielokrotnie przerabiany na tym poletku popkultury, A jeszcze dochodzą do tego kontrowersyjne zwyczaje miejscowych, które doprowadzą do surrealistycznych i zarazem okrutnych scen – no dobrze, w tym wątku rzeczywiście można powiedzieć, że czuć ducha Lyncha.
Problemem pierwszej części Saint Elme jest właśnie ta wielowątkowość – nie za bardzo wiemy, jaką historię chcą nam opowiedzieć twórcy poza tym, że na pewno mroczną z odcieniem groteski. Bardziej działa tutaj klimat oprawy graficznej Peetersa niż scenariusz Serge Lehmana. Chropowata kreska i zadziwiające paleta nieprzyjaznych barw dają obraz niedoskonałego świata, w którym ludzie będą cierpieć, być może aż do przesady, aż do histerycznego chichotu, który co jakiś chce się wyrwać z gardła czytelnika. Jest tak, jakby obaj twórcy chcieli przedstawić własną fargopodobną opowieść tym razem we francuskich realiach, aby udowodnić, że historie z ducha amerykańskie równie dobrze mogą zdarzyć się w Europie. I tak, czujemy się zaintrygowani i jednocześnie trochę źli na twórców (czy na wydawcę też powinniśmy?), że odsłonili przed nami tylko skrawek swej opowieści, w której poszczególne punkty nie jest wcale łatwo połączyć. Na szczęście na kontynuację nie będziemy musieli czekać długo – nowy tom “Sain-Elme” zapowiedziany jest już na październik tego roku. Trochę cierpliwości i być może będziemy w stanie złożyć sobie pełniejszy obraz wydarzeń z francuskiego miasteczka.
Saint-Elme, tom 1
Nasza ocena: - 70%
70%
Scenariusz: Serge Lehman. Rysunki: Frederik Peeters. Tłumaczenie: Marta Turnau. Nagle Comics 2023