Słynny komiks, którego nieobecność na naszym rynku trwała stanowczo za długo, wreszcie trafił do rąk czytelników. “Scott Pilgrim i jego cudowne życie” jak na komiksowego klasyka wygląda bardzo niepozornie, ale przecież lubimy mówić, że liczy się wnętrze, prawda? Co zatem znajdziemy we wnętrzu komiksu Bryana Lee O’Malleya?
Na Netflix wskoczył ostatnio serial animowany na podstawie niniejszego komiksu, który okazał się całkiem zaskakującą i dobrze przyjętą produkcją. Ale wcześniej był film nakręcony przez ukochanego reżysera nerdów, Edgara Wrighta, film który dzisiaj jest obiektem kultu wśród popkulturowych maniaków. Szalona i niestandardowa rozrywka, która zwykłe, uczuciowe życie młodych ludzi ubrała w barwny spektakl surrealistycznej niemal rozrywki. Kiedy zatem otwieramy niepozorny, mangowy w formacie komiks, te retrospekcje z filmu jakoś nie mogą się przez dłuższy czas przełożyć na to, co widzimy na czarno-białych planszach O’Malleya. Spokojnie, trzeba trochę czasu, trzeba się wgryźć w tę fabułę przez długi czas o niczym i w końcu w nas to zaskoczy. Co zaskoczy? Rodzaj sprawnie kontrolowanego, komiksowego szaleństwa.
Jak zatem mają się sprawy o dwudziestotrzyletniego Scotta, mieszkańca Toronto w Kanadzie? Nie jest źle, chłopak (facet?) co prawda nie pracuje, ale za to ma dziewczynę (z liceum), zespół, w którym gra na basie i współlokatora, który dość często jest sponsorem Scotta. Celu w życiu młodego bohatera za bardzo nie widać, pytanie czy sam nie wie co ze sobą zrobić, czy to po prostu jego styl. Spotkania, koncerty, gadanie o niczym i być może uciekające przez palce życie. Do czasu, kiedy jak pamiętamy także z filmu, w życiu Scotta Pilgrima pojawia się tajemnicza, jedyna w swoim rodzaju, Ramona Flowers.
No właśnie, cały czas wracamy do wrażeń z filmu, bo istotnym jest pytanie, jak odebrałoby się komiks bez wcześniejszego obejrzenia produkcji Wrighta. O’Malley graficznie stylizuje go na mangę, ale widać w portretowaniu postaci, że znalazł swój klucz, który nie pozwala nam stwierdzić, że jest to jedynie rodzaj rysunkowego naśladowania. Wciąż jednak czuć tu rodzaj zaprogramowanego infantylizmu, zarówno w grafice, jak i scenariuszu, który każe nam patrzeć na bohaterów jak rozpuszczone dzieciaki, którym przyszło żyć w czasach, kiedy wszystko zostało im podane na tacy. Cóż – w takim razie odpowiednie wydaje się pytanie – czy to co dostali na tacy, to czasem nie za dużo? Czy od nadmiaru popkulturowych atrakcji, które wpływają na ich życie, ten nadmiar przypadkiem ich nie przytłacza?
Może to wnioski trochę na wyrost, bo przecież dopiero rozpoczynamy tę komiksową przygodę, przed nami jeszcze kilka tomów. W Każdym razie – wszystko u Scotta Pilgrima się zmieni, kiedy – powtórzmy to jeszcze raz – w jego życiu pojawi się Ramona Flowers. Poruszająca się w zimowej scenerii na wrotkach kurierka dopiero raczkującego amazon.ca i jednocześnie dziewczyna ze snów bohatera. I to jest punkt przełomowy, który zmienia naszą perspektywę odbioru komiksu O’Malleya. A to dopiero początek autorsko-nerdowskich zagrywek, które w efekcie sprawiły, że “Scott Pilgrim” stał się komiksem kultowym.
Po prostu czasem tak jest, że kolejna z wielu komiksowych historia coś w sobie ma. kiedy zaczynamy czytać pierwszy tom tej opowieści, do pewnego momentu jeszcze tego nie czujemy, jest ok, rysunki cieszą oko, obyczajowa treść z nich utkana również jest ok. A potem jest już Ramona i szalone sceny na koncercie pod koniec, kiedy rzeczywistość miesza się z wyobrażeniem – to wszystko razem zapowiada coś może jeszcze nie wyjątkowego, ale bardzo nietuzinkowego. I zarazem czujemy, że pod tą warstwą ukrywa się coś więcej, co będzie bardzo fajnie odkrywać. Przyjaźń, odwaga i coś tam. I to zdawkowe, ale kryjące w sobie niezmierzone rejony wyobraźni “coś tam”, jest niechybnie tu najważniejsze. Poproszę o więcej tego komiksowego stuffu.
Scott Pilgrim i jego cudowne życie, tom 1
Nasza ocena: - 75%
75%
Scenariusz i rysunki: Bryan Lee O'Malley. Tłumaczenie: Paweł Bulski. Nagle Comics 2023