W „Śpij , dziecinko,, śpij” Jolanta Bartoś sięga po horror jako gatunek wiodący, tym samym poszerzając grono autorek prozy gatunkowej, które łaskawszym okiem spoglądają w stronę literatury grozy. Być może przecierając wydawnicze szlaki innym powieściom i twórcom spod tego znaku. I dobrze, bo piszących horrory autorek (i autorów) mamy pod dostatkiem.
Horror powoli wychodzi z niszy – można by powiedzieć. I zaczyna być „uprawiany” przez twórczynie i twórców dotąd nijak z gatunkiem niezwiązanych, którzy zaczynając dostrzegać w nim gatunkowy i marketingowy potencjał. Nie tak dawno przecież znana dotychczas z powieści fantasy Anna Lewicka pozytywnie zaskoczyła typowo grozowym „Pełnikiem”. A teraz właśnie Bartoś sięga po horrorową estetykę w swojej najnowszej powieści. I korzysta z niej z powodzeniem, choć trzeba przyznać, że wielu zaskoczeń doświadczony czytelnik horroru nie znajdzie. Bartoś w „Śpij, dziecinko, śpij” korzysta z klasycznych schematów nawiedzonego miejsca, którego aura zakotwiczona jest w mrocznej przeszłości i coraz silniej – w wyniku powieściowego splotu zdarzeń – zaczyna oddziaływać na współczesnych.
Prostota wyjściowego założenia i granie klasycznymi (doskonale znanymi dla miłośników horroru) kliszami nie przeszkadzają powieści Bartoś radzić sobie świetnie w zakresie straszenia, dotykając archetypicznego wręcz, społecznego lęku o potomstwo, w tym też to nienarodzone.
Historia opowiedziana w „Śpij, dziecinko, śpij” cechuje się pozorną prostotą pomysłu, który jednak jest przedstawiony na tyle zgrabnie, by potrafił podtrzymać napięcie w czasie lektury, a stopniowanie grozy, narastającej wraz z coraz to kolejnymi manifestacjami „niesamowitości”, jakich doświadczają bohaterowie potęguje te odczucia u czytelnika. Warto podkreślić, że tło obyczajowe wiedzie tu prym i na jego nakreśleniu autorka skupiła się najmocniej. To dobry – i sprawdzony już nie tylko u wspomnianej Lewickiej, ale też choćby u Stefana Dardy, czy Mariusza Kaszyńskiego – motyw, by na realistycznym sztafażu codziennego życia rodzinnego budować historię rodem z koszmaru, poprzez powolne, ale konsekwentne wprowadzanie manifestacji tajemniczej, z założenia nieprzyjaznej bohaterom siły.
Tak jest i w „Śpij, dziecinko, śpij”, kiedy główna bohaterka – Alicja Rogowska – kupuje i urządza wymarzone mieszkanie w starej kamienicy. Ma to być przytulne gniazdko dla niej, jej kochającego męża i dziecka, którego się spodziewają. Próżno – choć to skojarzenia wpierw się nasuwa, ze względu na ciążę głównej bohaterki – szukać odniesień do kultowego „Dziecka Rosemary” Iry Levina. Bo – inaczej, niż w amerykańskim klasyku – to nie dziecko właśnie jest tu źródłem zła i zagrożenia, ale to ono jest ofiarą, celem mrocznej siły, a podstawowym działaniem bohaterki jest jego ochrona… mimo że nikt nie chce wierzyć w jej opowieści, nie dostrzega – z początku – niczego tajemniczego w samym mieszkaniu ani jego otoczeniu, oraz zrzuca wszystkie niepokoje Alicji na karb trudnego okresu ciąży.
Oczywiście my – jako czytelnicy, spoglądający z boku na całą historię – wiadomym jest, że dostrzegamy więcej, bo i autorka nie stroni od sugestii, że to, czego doświadcza jej postać nie jest afirmacją przemęczonego umysłu, ale zdarzeniem jak najbardziej realnym. Choć – oczywiście – w całej krasie nadprzyrodzonym. I to nadprzyrodzone, które manifestuje się coraz silniej, coraz pewniej, coraz bezczelniej okazuje się mieć dwa źródła, których rzecz jasna tutaj nie zdradzę. Pozostawię ich odkrywanie Wam, w trakcie lektury.
Dość powiedzieć, że Bartoś odrobiła lekcję z pisania grozy, bo podołała gatunkowi nie tak prostemu, jakby się mogło wydawać. Jej powieść potrafi trzymać w napięciu, momentami chwycić za gardło i sprawić, że w niektórych miejscach w trakcie lektury włos się zjeży na karku…
Nie jest to powieść dla starych horrorowych wyjadaczy. Tych znużyć może przewidywalność fabuły, czy klasyczność rozwiązań, po jakie sięga Bartoś. A ona sama – z czego zapewne doskonale zdaje sobie sprawę – nie wywarza drzwi, które są od dawna otwarte. Jednak próba wejścia w gatunek dla niej samej w zakresie literackim nowy okazuje się próbą udaną. Miłośnicy mieszanki prozy obyczajowej i horroru, jaką serwuje konsekwentnie Stefan Darda, jaką zaproponowała Anna Lewicka w „Południku” lub Mariusz Kaszyński w „Pogorzelisku”, będą jednak zadowoleni. Nie ma tu przesady z makabrą, autorka raczej stara się budować napięcie, atmosferę niepokoju i odrealnienia poprzez serwowanie bohaterom coraz to nowych, niepokojących zjawisk nadprzyrodzonych, a całość podąża do finału, jakiego nie powstydziłby się choćby Artur Urbanowicz, który lubuje się w przewrotnych, wieńczących całość historii twistach.
Jolanta Bartoś w „Śpij, dziecinko, śpij” próbuje sił w horrorze i w mojej ocenie jej się to udaje. Nie rewolucjonizuje gatunku, nie sili się na przesadnie wydumaną oryginalność, ale w przyjętej estetyce porusza się na tyle sprawnie, by zaciekawić. I by warto było po lekturę tego tytułu sięgnąć. Przede wszystkim, jeśli chcemy przekonać się, czy z literackim horrorem w ogóle nam po drodze.
Śpij, dziecinko, śpij
Nasza ocena: - 80%
80%
Jolanta Bartoś. Wydawnictwo Zysk i S-ka 2022