W drugim tomie serii o X-Menach Jonathan Hickman ponownie zaskakuje różnymi nieszablonowymi pomysłami. Problem w tym, że nie mamy tu wiodącej historii, tylko zestaw różnych wątków, które nie do końca ze sobą współgrają i momentami wywołują wrażenie fabularnego chaosu.
Drugi tom opowieści o X-Menach z cyklu “Świt X” to przede wszystkim dowód na bogactwo fabularnej wyobraźni Jonathana Hickmana. O tym, że facet jest niezwykłym scenarzystą wiemy już od dawna, a przy serii o marvelowskich mutantach wydaje się jeszcze bardziej podnosić poprzeczkę. Może dlatego różne wątki zebrane w niniejszym albumie nie do końca do siebie przystają, jakby za każdym razem Hickman chciał pokazać coś nowego, kolejny pomysł kiełkujący w jego głowie, na którego zagnieżdżenie się w ogólnej fabule potrzeba nieco więcej czasu (i więcej takich zbiorczych tomów). Cóż, facet tak już ma i chwała mu za to. A prawdą jest, że najmocniej z czytelniczo-narracyjnego rytmu wytrącają akurat dwa zeszyty nawiązujące do eventu z “Empireum” – spokojnie mogłoby ich tutaj nie być. A reszta to już Jonathan Hickman jakiego dobrze znamy.
Przed lekturą niniejszego tomu przydałaby się powtórka jedynki, bo tam również dostaliśmy zestaw różnych i gęstych fabularnie wątków i nie wszystkie mamy prawo pamiętać. Na dodatek, pierwsze historie nawiązują do bohaterów i wydarzeń z innego albumu, a mianowicie “Świt X. New Mutants”. Na dzień dobry dostajemy kosmiczną pustkę, z której wypełzł rój tajemniczych istot w poszukiwaniu kosmicznego jaja, które trafiło do rąk marvelowskich mutantów. Gdy się o tym pisze brzmi infantylnie i niedorzecznie, ale Hickman zamienia prościutkie motywy w złożoną, intrygującą fabułę z zaskakującym finałem, który może się okazać game changerem w historii X-Menów.
Co ciekawe, połowę zawartości drugiego tomu “Świtu X. X-Men” stanowią oddzielne historie, poświęcone różnym bohaterom i tak po prawdzie to one robią tu najlepszą robotę. Zaczynamy od zeszytu poświęconemu Nightcrawlerowi, choć jego główną atrakcją jest Rachel Summers zagubiona w tytułowej “Rezydencji grozy”. Tutaj na chwilę zostawmy Hickmana i przywołajmy Alana Davisa, w który w tym zeszycie odpowiada za rysunki. To najciekawsze graficzne doświadczenie w cyklu “Świt X”, ponieważ przywołuje we klasykę sprzed lat. Plansze Davisa i kolory Carlosa Lopesa są niczym wyprawa w przeszłość, gdzieś w rejony lat osiemdziesiątych ( a może i ciut wcześniej ) i po prostu cieszą oczy. Dzięki temu z lekka oniryczna historia może wybrzmieć w pełni i stanowi udany przerywnik od coraz poważniejszych problemów dla X-Menów na Kratoi. Potem udajemy się na podwodną wyprawę z Magneto i Namorem, która również wypada bardzo dobrze graficznie (tym razem w roli rysownik jest Ramon K. Perez). A tuż po zaczynają się wspomniane wyżej problemy i to w podwójnym znaczeniu tego słowa. Bo raz, to część komiksu nawiązująca do “Empireum” i inwazji Cotatich, czyli niezbyt udanego marvelowskiego eventu. Dwa, że to połączenie problemowe, trochę na siłę i im szybciej jest za nami, tym lepiej.
Końcówka to już prawdziwa jazda bez trzymanki. Jak wiemy, Hickman uwielbia dziwne konstrukty rzeczywistości z naukowym podtekstem i coś takiego, w postaci eksperymentalnego Świata dostajemy w zeszytach z Fantomexem i Storm. W przypadku tego pierwszego mamy okazję prześledzić jego związki przez dziesięciolecia z tymże konstruktem, który istnieje na własnych, dziwacznych prawach. Zaś w przypadku Storm dostajemy kontynuację wątku zarażenia superbohaterki technologicznym wirusem, na którego neutralizację istnieje szansa właśnie w Świecie. To mocno zakręcone opowieści, które Hickman trzyma w naukowych ryzach i także dlatego dostarczają sporej frajdy i zarazem czytelniczej satysfakcji. Kończymy lekturę naprawdę zadowoleni, zapominając niedostatkach drugiej odsłony serii i dopiero z czasem rodzą się pytania, jak Hickman to wszystko połączy albo czy brak niektórych serii z cyklu “Świat X” po polsku będzie miał pokaźny wpływ na zrozumienie całości potężnej fabuły? Czy te wszytskie światy są wciąż za ciasne dla wyobraźni Hickmana? No i jeszcze dlaczego w drugim tomie zabrakło Charlesa Xaviera? Cóż, ostatnie pytanie świadczy o tym, jak rozległy i złożony jest projekt Hickmana, do tego stopnia, że w niniejszej kompilacji zabrakło miejsca dla najważniejszej wydawałoby się postaci całej serii. Niecodzienne, ale też odważne posunięcie. A co wydarzy się dalej i czy do fabuły powróci Charles Xavier okaże się zapewne w kolejnym tomie serii.
Świt X-Men. X-Men, tom 2
Nasza ocena: - 70%
70%
Scenariusz: Jonathan Hickman. Rysunki: Leinil Francis Yu i inni. Tłumaczenie: Marek Starosta. Egmont 2023