„Terra Incognita” Łukasza Ryłko to komiks nietuzinkowy. To w dużej mierze zabawa zarówno treścią, jak i formą, która dla mniej obeznanego z klasyką polskiej fantastyki czytelnika może okazać się w odbiorze nazbyt hermetyczna.
Jedynka to człowiek, uwięziony w maszynie. Zagubiony, nie pojmujący, jak znalazł się w owej metalowej, robociej powłoce, w obcym dla siebie, zupełnie nieznanym miejscu o iście postapokaliptycznej scenerii, będącej pokłosiem niedookreślonej wojny pomiędzy ludźmi i maszynami. Brak tu oznaczenia czasu, czy miejsca, co potęguje zagubienie nie tylko czytelnika, ale też bohatera – pamiętającego przecież, że jeszcze niedawno, jeszcze tego ranka był człowiekiem, który potknął się, wyszedłszy z domu, stracił przytomność i… No właśnie. Ocknął się będąc już Jedynką. Choć tak naprawdę nie możemy być pewni, czy wspomnienia Jedynki są rzeczywiście retrospekcją minionego, czy może zwyczajną aberracją robotycznej jaźni, błędem w programie, zakłóceniem, które wcale nie przywołuje prawdy, ale fałszywie wykreowany obraz?
Zresztą, świat, przez który Jedynka wędruje także nie jest w żadnym stopniu oczywisty, zrozumiały. Nie opiera się na jasno określonych zasadach, ale co kilka stron to, co o nim wiemy jest przez twórcę wywracane do góry nogami. Podróż naszego bohatera w poszukiwaniu zrozumienia, kim jest i gdzie się znalazł daje autorowi możliwość snucia – onirycznej, ale jednak – opowieści drogi, mającej umożliwić mu kreowanie coraz to nowych obrazów rzeczywistości wymyślonego świata. I zabawy intertekstualnymi nawiązaniami do klasycznych dzieł polskiej fantastyki, od Lema począwszy, do Hasa i Schulza w obrębie treści, a na najwybitniejszym polskim grafiku Danielu Mrozie w warstwie ilustracyjnej skończywszy. Opowieść Ryłko nie trzyma się ścisłego schematu, to raczej swoisty kalejdoskop scen, obrazów, krótkich zdarzeń, które z grubsza tylko łączą się w większą całość, ale które mogą jednocześnie być w dużej mierze interpretowane niezależnie od siebie. Co tylko wzmacnia ich atrakcyjność, wciągając czytelnika w intrygującą grę w doszukiwanie się znaczeń, skojarzeń, odniesień. A interpretacji może być w przypadku takiego dzieła zgoła tyle, ilu czytelników.
Graficznie to naprawdę ciekawy, choć miejscami dość eksperymentalny komiks. Autor bawi się z czytelnikiem, a to ogniskując uwagę na elementach pierwszoplanowych, zupełnie ignorując tło kadrów, a to z kolei odmalowując szerokie panoramy postapokaliptycznego świata. Nietuzinkowe, często groteskowe w formach i kształtach postacie, jakie zasiedlają komiksowe karty zdają się być ukłonem, rodzajem hołdu dla dorobku wspomnianego Daniela Mroza, ale jednocześnie są wyrazem osobistej, autorskiej ekspresji grafika. Względem jego debiutanckich „Śmiercionośnych”, mamy tu z pewnością grafikę oszczędniejszą, mniej szczegółową i chyba jednak – ciut słabszą. Rysunki ze „Śmiercionośnych” zachwycały kunsztem ale i dopracowaniem. W „Terra Incognita” twórca bardziej bawi się formą, niż skupia na detalach warsztatowych. Jest dynamiczniej, mniej melancholijnie. Inaczej, choć cały czas waham się, czy rzeczywiście lepiej. Ewolucja stylu jest widoczna, jednak miejscami zdaje się być pewnym wstecznym regresem, sygnalizować zmęczenie materiału i autorską oszczędność, zwłaszcza, jeśli chodzi o detale poszczególnych kadrów.
„Terra Incognita” to komiks interesujący, jednak z pewnością nie jest to tytuł dla wszystkich. Tym, którzy lubią intertekstualne i graficzne eksperymenty z pewnością przypadnie do gustu. Miłośnicy bardziej linearnych, klasycznych fabuł raczej powinni podchodzić do tego tytułu ostrożnie.
Terra Incognita
Nasza ocena: - 70%
70%
Scenariusz i rysunki: Łukasz Ryłko. Kultura Gniewu 2020