14 lat w produkcji to wystarczająco długi czas by taki artysta jak Mariusz Wilczyński wyciągnął na ekran z historii bądź co bądź inspirowanej jego życiem wszystko co najlepsze. Jego pełnometrażowa animacja to bowiem dzieło ze wszech miar niezwykłe.
„Zabij to i wyjedź z tego miasta” ciężko rozpatrywać w kategoriach filmu mającego przedstawiać wydarzenia składające się w jeden ciąg, choć pozostając jednocześnie pełnym metafor, goryczy i melancholii kolażem scen z życia Wilczyńskiego, w żaden sposób nie można odmówić mu logiki. To z poniekąd strumień świadomości mężczyzny, z drugiej napierająca na widza lawina pozornie oderwanych od siebie wydarzeń, które z perspektywy czasu chciałoby się rozegrać inaczej – ale szanse na to zostały bezpowrotnie utracone.
Kolejne osadzone na pograniczu jawy i snu sekwencje porażają więc bólem i majaczącą gdzieś między słowami próbą odpokutowania win. Ale nie w sposób przaśny, mający wyciskać łzy z oczu odbiorcy, a mający skłaniać do refleksji nad naszymi własnymi życiami. Jedna z najbardziej dojmujących scen, gdy bohater nie potrafi znaleźć dialogu ze znajdującą się na łożu śmierci matką, jest tego dobitnym przykładem. Spieszmy się kochać bliskich bo tak szybko odchodzą – zdaje się krzyczeć do nas z ekranu Wilczyński – a raz niewypowiedziane słowa mogą stać się cierniem raniącym przez resztę życia. Usiłując ożywiać duchy bliskich, artysta usiłuje tym samym postawić kropkę nad i oddać hołd tym drobnym fragmentom codzienności, których zwykliśmy nie zauważać – aż do momentu w którym zostaną bezpowrotnie utracone.
„Zabij to i wyjedź z tego miasta” formalnie balansuje gdzieś pomiędzy oniryzmem a elementami egzystencjalnej grozy i w połączeniu z tematyką definitywnie nie jest łatwym orzechem do zgryzienia. Umieszczone gdzieś pośrodku PRL-owskiej rzeczywistości kadry nie odpuszczają ani na moment, a fantastycznie wykorzystane utwory przyjaciela Wilczyńskiego, Tadeusza Nalepy nadają całości kolejne warstwy melancholii. Podane w taki sposób niezwykle emocjonalne rozliczenie się z przeszłością z pewnością nie będzie łatwym do zgryzienia orzechem dla wielu odbiorców. Po seansie „Zabij to i wyjedź z tego miasta” nie mamy szans poczuć się lepiej, a w każdym razie nie bezpośrednio – w ciągu kolejnych chwil trudno nie uznać jednak ogarniającego nas uczucia jako pewnej formy katharsis. Być może dla niektórych zmierzenie się z animacją Wilczyńskiego stanie się jedną z ostatnich szans, by móc uczyć się na błędach cudzych, aniżeli własnych.
Unikatowa opowieść przedstawiona zostaje tu za pomocą kreski nie tyle pękającej w szwach od ilości szczegółów, co raczej przemyślanej tak, by każde kolejne ujęcie wyciągało maksymalną ilość nastroju. Jest szaro, jest brudno i ponuro, a my nie mamy wątpliwości, że będąca niemą bohaterką całości Łódź jest równie ważna dla emocjonalnego „ja” Wilczyńskiego, co istotna jako filmowy środek wyrazu. Nie sposób nie zwrócić też uwagi na prawdziwe zatrzęsienie gwiazd zaangażowanych w dubbing, z takimi tuzami polskiej sceny artystycznej jak Andrzej Wajda, Marek Kondrat, Daniel Olbrychski, Krystyna Janda, czy fantastycznie wpasowana w rolę zblazowanej ekspedientki Małgorzata Kożuchowska. Pietyzm i przywiązanie do szczegółów na każdym kroku w aspektach technicznych filmu potrafią zrobić niemałe wrażenie.
„Zabij to i wyjedź z tego miasta” jako pierwsza animacja w historii Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, zdobyło Złote Lwy i trudno nie zgodzić się z takim werdyktem. To rzecz niewygodna, zmuszająca odbiorcę nie tylko do ciągłej czujności przy seansie, ale przede wszystkim do zajrzenia w głąb siebie i przeprowadzenia rachunku sumienia. Niezwykle ważne i potrzebne kino.
Foto © Gutek Film
Zabij to i wyjedź z tego miasta
Nasza ocena: - 80%
80%
Reżyseria: Mariusz Wilczyński. Obsada: Andrzej Wajda, Marek Kondrat, Daniel Olbrychski, Krystyna Janda i inni. Polska, 2019 (Gutek Film).