Gorący temat

The Umbrella Academy, sezon 2 – imponująca powtórka z apokalipsy [recenzja]

Drugi sezon “The Umbrella Academy” potwierdza ciekawą tezę – Netflixowi niewątpliwie najlepiej wychodzą produkcje o podróżach w czasie. Takich, które przy okazji prowadzą do apokalipsy.

Ostatni sezon “Dark” i najnowszy sezon “The Umbrella Academy”, seriale można powiedzieć ekstremalnie się różniące, są jednocześnie najlepszym ostatnio przykładem, jak w popkulturze należy bawić się czasem. I o ile “zabawa” nie jest słowem, które pasuje do posępnej, niemieckiej produkcji, tak do serialu o nietypowym rodzeństwie przeniesionym do amerykańskiego Dallas pierwszej połowy lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, pasuje jak ulał. Sposób, w jaki materią swojej opowieści bawią się twórcy “The Umbrella Academy” jest po prostu imponujący. Najlepiej widać to w niezwykłej sekwencji otwierającej drugi sezon i w finałowym odcinku, który pod względem realizacji i dostarczanych emocji śmiało można uznać za jeden z najlepszych, serialowych epizodów wszech czasów. 

Można by zapytać słowami naszego narodowego pieśniarza – jak do tego doszło, nie wiem – ponieważ drugi sezon pod względem fabuły w jej głównym zarysie jest powtórką pierwszego. Działania Umbrella Academy ponownie staje się przyczyną nadchodzącej w ciągu kilku dni apokalipsy i ponownie jej członkowie kombinują, jak ją powstrzymać. Tym razem ma to być apokalipsa nuklearna, którą razem z Numerem 5 obserwujemy w początkowej, wspomnianej wyżej sekwencji z pierwszego sezonu. Jednak sama apokalipsa to za mało, aby przykuć naszą uwagę przez dziesięć odcinków. Dlatego też, “The Umbrella Academy” ponownie staje się areną rodzinnych napięć i nieporozumień, do których przyzwyczaili nas bohaterowie w pierwszym sezonie. Tak, tu właśnie tkwi siła tego serialu, w połączeniu elementów fantastycznych i po prostu obyczajowych, które wybrzmiewają jeszcze ciekawiej niż w poprzedniej odsłonie opowieści. Również dlatego, że bohaterowie trafiają do odległej przeszłości i w pierwszych epizodach możemy poobserwować, czy potrafili się dostosować do wymagań innej, nowej dla nich rzeczywistości. W której na dodatek tracą między sobą kontakt, ponieważ czas był na tyle złośliwy, że rozrzucił ich w różnych okresach pierwszej połowy lat sześćdziesiątych. 

Odpowiedzialna za poprzednią apokalipsę Vanya znajduje się w innej sytuacji niż rodzeństwo, ponieważ straciła pamięć i zamieszkuje na farmie razem z pewnym małżeństwem i ich dzieckiem. Allison, niedługo po doznaniu szoku kulturowego, jako świeżo upieczona mężatka angażuje się w ruch swobód obywatelskich protestując przeciw dyskryminacji osób czarnoskórych. Diego, po nagabywaniu Harveya Lee Oswalda (oskarżonego później o zabójstwo prezydenta Kennedy’ego) ląduje w szpitalu psychiatrycznym, gdzie poznaje inną pacjentkę, Lilę, która jest nową, niezwykle istotną dla fabuły postacią. Luther o posturze goryla staje się gorylem Jacka Ruby’ego (też istotnej postaci związanej z tragedią w Dallas w 1963 roku) i bierze udział w nielegalnych walkach. Klaus… to co twórcy wymyślili dla najbardziej odlotowej postaci serialu trzeba po prostu samemu zobaczyć (i tak, Ben wciąż trzyma się Klausa). I wreszcie Numer 5, który musi zebrać rodzinę do kupy i powstrzymać tę nową, nadchodzącą  apokalipsę. Zaprawdę, dziesięć odcinków mija w mgnieniu oka, a na koniec twórcy pozostawiają nas z otwartą buzią po clifhangerze, który zmienia dosłownie wszystko i każe czekać z niecierpliwością na trzeci sezon, którego powstanie w niedalekiej miejmy nadzieję przyszłości, należy uznać za formalność. 

Skąd ten sukces, skąd ta artystyczna i realizacyjna doskonałość, które czujemy i widzimy w niemal każdej serialowej sekwencji? Mamy oczywiście komiksowy materiał źródłowy, ale twórcy “The Umbrella Academy” odeszli od niego dosyć daleko, zachowując jednak szalonego, niepokornego ducha oryginału. Sukces opiera się po prostu na postaciach i świetnie nakreślonych między nimi relacjach. Dochodzą do tego postacie poboczne, choć trochę boli brak Cha-Chy i Hazela, którego widzimy tu tylko przez chwilę, ale ta dwójka ma całkiem godne zastępstwo w postaci pewnej szwedzkiej trójki. Wszyscy aktorzy wydają się czuć o wiele lepiej swoich bohaterów, a szczególnie to co wyczynia Robert Sheehan w roli Klausa i Aidan Gallagher w roli Numeru 5 zasługuje na duże brawa. Poza tym nad bohaterami wciąż tkwi widmo apodyktycznego, choć już nieżyjącego ojca, a skoro trafili do odległej przeszłości, to czemu nie mieliby go tutaj spotkać?  

W ostatecznym rezultacie, “The Umbrella Academy” wciąż jest historią o trudach bycia rodziną pełną odmiennych charakterów. Dołóżmy do tego fakt, że taka właśnie rodzina ma uratować świat, a powstać może niezwykły, popkulturowy koktajl, który będziemy pochłaniać z olbrzymią przyjemnością. W jakiś sposób udało się twórcom zachować równowagę, której brakowało w pierwszym sezonie ( i w pokrewnym “Doom Patrolu) pomiędzy tym, co po ludzku zwykłe i emocjonalnie bliskie nam, oglądającym serial, a tym co w fabule niesamowite, wręcz niedorzeczne i w wielu momentach szalone. I chociaż koniec końców czas znowu zrobi bohaterom psikusa, a rzeczywistość obraca się przeciw nim, to już nie mamy silnego poczucia, że oglądaliśmy serial o przegrywach, o superbohaterskich nieudacznikach. Dzięki podróży w czasie, członkowie The Umbrella Academy zyskali dla siebie coś nowego, coś im wspólnego, coś co pozwoli im – taką miejmy nadzieję – jeszcze lepiej i z większą wiarą walczyć z przeciwnościami losu. A jak będzie naprawdę, przekonamy się za jakiś czas. 

The Umbrella Academy, sezon 2

Nasza ocena: - 90%

90%

Twórcy: Steve Blackman. Występują: Ellen Page, Tom Hopper, Robert Sheehan i inni. Netflix 2020

User Rating: Be the first one !

Tomasz Miecznikowski

Filmoznawca z wykształcenia. Nałogowy pochłaniacz seriali. Kocha twórczość Stephena Kinga i wielbi geniusz Alana Moore'a. Pisał artykuły do "Nowej Fantastyki" i Instytutu Książki, jego teksty i recenzje ukazują się na portalach fantastyka.pl i naekranie.pl. Wyróżniony przez użytkowników fantastyka.pl za najlepszy tekst publicystyczny 2013 roku.

Zobacz także

Infamia – romska etiuda o dorastaniu na pograniczu dwóch kultur [recenzja]

Bardzo kusi, by określić Netflixową „Infamię” romską wersją Szekspirowskiego „Romea i Julii”. Kusi, ale chyba …

Leave a Reply