Francusko-belgijski dramat wchodzi do naszych kin z niejako wyrobioną już renomą, która będzie dla odbiorcy nie lada wyzwaniem. Ale czy pod maską kontrowersyjności jest tu jeszcze wystarczająco miejsca na dobry film?
Alexia nie jest normalną kobietą. W dzieciństwie ofiara wypadku w wyniku którego w głowę wszczepione została jej tytanowa płytka, teraz już dorosła poddaje się nieposkromionym żądzom, prowadzącym do eskalacji przemocy. Ciągłe spotkania z nowymi facetami, bezpruderyjny seks bez zahamowań wkrótce doprowadzają do najgorszego – a ona sama zmuszona jest uciekać do całkowicie nieznanej rzeczywistości i być może spróbować zbudować swoje życie na nowo. Pomoc przyjdzie z zupełnie nieoczekiwanej strony, bo od równie złamanego, od lat poszukującego swego zaginionego syna człowieka. Nietypowa para wkrótce pójdzie na równie nietypowy układ – ona zrobi wszystko by znaleźć nowy dom, on – by nawet za cenę ułudy, choć przez chwilę ukoić palący ból po utracie ukochanej osoby. Czy będą w stanie przezwyciężyć swoją naturę i pomóc sobie nawzajem?
Nagrodzone Złotą Palmą na festiwalu w Cannes „Titane” niewątpliwie dla wielu odbiorców będzie trudnym orzechem do zgryzienia już choćby przez swoją bezpośredniość. Na ile stać ją w aspekcie pokazywania anatomicznych szczegółów ludzkiego ciała, Julia Ducournau udowodniła już w równie niejednoznacznym „Mięsie” – i pod tym względem, jej najnowszy film stanowi niejako przedłużenie jej twórczości. Body horror miesza się tu w nierównych proporcjach z seksualnością, a film zdaje się nieustannie podnosić temperaturę, doprowadzając seans niemal do punktu wrzenia. Choć z drugiej strony uczciwie należy przyznać, że to nie tak, że „Titane” przekracza granice dobrego smaku – przemoc rzadko kiedy jest tu ukazana wprost, a sceny seksu, choć odważne, wciąż pozostają w granicach głównego nurtu. Tym co porusza bardziej, jest raczej intensywność z jaką zostaje nam to podane. Wściekłe nasycenie barw w kolejnych scenach czy dynamiczny montaż atakują nasze zmysły, nie pozwalając na zaczerpnięcie głębszego wdechu czyniąc całość przeżyciem z tych wręcz wyczerpujących.
Rzecz jasna ponad tym wszystkim „Titane” to wciąż w pełni świadome swej przynależności kino artystyczne, po równo grające obrazem i dźwiękiem, jak i dwuznacznością przekazu. Pod tą niebywale agresywną, dla wielu odbiorców wręcz obsceniczną powłoką jaką funduje nam Ducournau, mamy tu więc w pierwszej kolejności opowieść o pragnieniu odnalezienia swojego miejsca na ziemi i przede wszystkim akceptacji drugiego człowieka. Metafor i scen pozornie oderwanych od przyczynowo-skutkowej logiki wydarzeń mamy tu sporo, a reżyserka zestawia je wszystkie ze sobą na zasadzie kontrastu, bawiąc się formą i scenariuszem tak byśmy przynajmniej kilkukrotnie zakwestionowali to, czy oglądane przez nas sekwencje wciąż są rzeczywiste, a nie stanowią projekcji udręczonego umysłu bohaterki. Co ciekawe jednak pośród tego ociekającego samochodowym smarem chaosu i dudnienia rozgrzanych do czerwoności silnikowych tłoków, „Titane” okazuje się opowieścią dążącą do wewnętrznego ładu i ukojenia.
Nowy film Ducournau definitywnie ma więc potencjał ku temu, by po równo oburzać jak i poruszać, a to jaki wywoła efekt, jest już uwarunkowane jedynie indywidualną wrażliwością odbiorcy. Można co prawda nieco narzekać, że mimo wszystko przekaz jest podany tu dość ciężką ręką – ale w świetle przebojowej realizacji, w trakcie seansu „Titane” niekoniecznie jest to coś co zaprzątałoby naszą uwagę na pierwszym miejscu. Z tego też względu w pełni jednoznaczna ocena francusko-belgijskiej koprodukcji wydaje się niemożliwa: to znakomicie wyreżyserowane i zagrane kino wielu znaczeń, które ekranową rzeczywistość nagina dowolnie do treści jaką zamierza nam sprezentować, a do swojego dzikiego świata zaprasza przede wszystkim tych, którzy będą w trakcie seansu w stanie zaakceptować to, że szalejący w naszych głowach sztorm również jest pewną formą porządku. Rzecz definitywnie nietuzinkowa.
Foto © Stowarzyszenie Nowe Horyzonty
Titane
Nasza ocena: - 70%
70%
Reżyseria: Julia Ducournau. Obsada: Agathe Rousselle, Vincent Lindon, Garance Marillier i inni. Belgia/Francja, 2021.