Gorący temat

Tokyo Ghost – liczy się wizja [recenzja]

“Tokyo Ghost” to prawdopodobnie najlepiej wydany komiks w 2020 roku. Powiększony format i gruby papier zapewniają duże przeżycie estetyczne, w większym stopniu dzięki niezwykłym rysunkom Seana Murphy’ego i kolorom Matta Hollingswortha niż scenariuszowi Ricka Remendera.

Być może, gdyby z tego komiksu usunąć wszystkie dymki z dialogami i zostawić same ilustracje, moglibyśmy w głowie opowiedzieć sobie zupełnie inną historię, w której postacie zamieniłyby się rolami i charakterami, a tytułowy tokijski duch byłby krwiożerczym złoczyńcą. Rzecz w tym, że pewnie i przy takiej scenariuszowej kombinacji postacie i fabuła wpisałyby się w stereotypową, cyberpunkowo-romantyczną opowieść pełną frazesów wygłaszanych przez bohaterów i brutalnej dosłowności, która ma wzmocnić przekaz. Tak jest, to co stworzył Rick Remender to w gruncie rzeczy niewyszukana, fantastyczna historia, w której nie ma nic oryginalnego i w której mieszają się w energetycznym koktajlu dobrze nam znane motywy. Rzecz w tym, że “Tokyo Ghost” takie właśnie miało być. 

Scenariusze Remendera do “Deadly Class”, “Fear Agent”, czy ostatnio “Death or Glory” czyli jego sztandarowych serii są podobne do “Tokyo Ghost” przede wszystkim pod względem dynamiki opowieści. Dzieje się dużo i szybko, jest intensywnie i w tym aspekcie ta historia od nich nie odstaje. Pierwszy rozdział wprowadza nas w szalony świat przyszłości wysp Los Angeles rządzony przez dziwaczną korporację. Świat groteskowy niczym ten znany fanom komiksu z fabuł Jodorowsky’ego, świat niebezpieczny i prawdopodobnie stojący na krawędzi zagłady.

W jego szaleństwo wprowadza znakomity, pierwszy rozdział powieści, który jest rozbudowaną sekwencją pogoni. Tymczasem daleko, w odległym Tokio istnieje przeciwieństwo tego świata, ostatnia enklawa naturalnego środowiska, do której zostanie wysłana dwójka bohaterów z bardzo konkretnym zadaniem. Ta dwójka to Debbie Decay, chyba ostatnia Posterunkowa nie podłączona do sieci i Led Dent, również Posterunkowy i zarazem jej chłopak, który zatracił się kompletnie w technologiczno-wirtualnym świecie. Debbie chce go uratować i dlatego przystaje na wykonanie razem z Ledem misji niemożliwej, związanej z odległym Tokio, która potoczy się zupełnie nie po jej myśli. Jedno jest pewne, ta fabuła nie ma krzty oryginalności, zwroty akcji są przewidywalne, a gadanie o uczuciach momentami wzbudza w nas również uczucie, tyle że zażenowania. A jednak cała ta sztampowa konstrukcja w ogóle nie przeszkadza. Więcej – pławimy się w fabularnej miałkości scenariusza z pełnym ukontentowaniem.

Dobrym tropem dlaczego tak się dzieje, jest nawiązanie do wspomnianego wyżej Jodorowskiego, który razem z Moebiusem stworzył podobnego w futurystyczno-groteskowym klimacie “Incala”. To co się dzieje na drugim planie “Tokyo Ghost’ bywa o wiele ciekawsze od głównej linii fabularnej, dając nam jedną z lepszych wizji świata zgnębionego przez postęp technologiczny. Do Jodorowskiego dołóżmy jeszcze pisarski styl Franka Millera z jego najlepszego okresu, czyli z “Daredevila”, “Powrotu Mrocznego Rycerza” i “Ronina” i zobaczymy, w którą dokładnie stronę chciał pójść Rick Remender. Nie w stronę kolejnego wypasionego akcyniaka na który pozuje jego historia, tylko bardziej w stronę przypowieści i alegorii. Czyli tam, gdzie potrzebny jest z lekka nadęty styl, którym jesteśmy epatowani na tle futurystyczno-groteskowych obrazów oraz żelazna konsekwencja w utrzymaniu takiej konwencji od początku do końca pędzącej fabuły. W ten właśnie sposób powstała ta dziwna mieszanka groteski, pretensjonalności i futurystycznego zacięcia dając wizję, od której nie można się oderwać. I to głównie za sprawą tego, co do pretekstowego scenariusza wyprawia w warstwie graficznej Sean Murphy i Matt Hollingsworth. 

Sean Murphy jest u nas znany choćby z trochę zapomnianego “Przebudzenia” ze scenariuszem Scotta Snydera, komiksu który poruszał podobne, ekologiczne tematy co “Tokyo Ghost”, oraz ze świetnego “Batmana. Białego rycerza”, którego narysował i napisał. Jego ostra kreska ma w sobie coś niesamowicie energetycznego i jest rozpoznawalna na pierwszy rzut oka. To, co zrobił w “Tokyo Ghost” podchodzi pod artystyczny majstersztyk, taką parę w łapach mieli najlepsi światowi rysownicy w ich najlepszych latach i dziełach, na czele ze wspomnianym wyżej Frankiem Millerem. Umiłowanie do nienachalnego szczegółu, dokładność, ale i ekspresja łączą się w wybuchowym, graficznym konglomeracie, którego każdą planszę chłonie się z czystą ekscytacją komiksowego fana. Pomagają w tym przygaszone kolory Hollingswortha, jakby użyte na całkiem na przekór, bo przecież do tej wizji pasowałaby, wedle gatunkowych wzorców, totalna jaskrawość. 

Stało się jednak inaczej. Gatunkowym wzorcom odpowiada tu przede wszystkim scenariusz podany w formie przypowieści, wręcz legendy, do której jakoś nie do końca pasuje jeden ze złoczyńców tej opowieści, czyli obleśny pan Flak. Być może właśnie w tej postaci kryje się klucz do głębszego odczytania fabuły Remendera, który zamiast dać nam jakiś genialny czarny charakter, w zamian daje odrażającego pseudozłoczyńcę, którego znakiem rozpoznawczym jest własna degrengolada i dyndający na wierzchu penis. Kiedy to do nas dociera nagle okazuje się, że być może fabuła Remendera nie jest tak stereotypowa i jednoznaczna, jak na pierwszy rzut oka się wydawało. I co najważniejsze, prezentująca może nie tak odległy w czasie świat, wystarczy otworzyć szeroko oczy i przyjrzeć się z uwagą naszej rzeczywistości, w której brylują groteskowi, współcześni przywódcy. Tak, niewesoła to wizja. Trzeba mieć zatem nadzieję, że zanim wyciągną swoje penisy i zaczną lać na nas równo i po całości, pojawi się ktoś z rodzaju Tokyo Ghost i zrobi z nimi porządek.

Tokyo Ghost

Nasza ocena: - 75%

75%

Scenariusz: Rick Remender. Rysunki: Sean Murphy. Kolory: Matt Hollingsworth. Non Stop Comics 2020

User Rating: Be the first one !

Tomasz Miecznikowski

Filmoznawca z wykształcenia. Nałogowy pochłaniacz seriali. Kocha twórczość Stephena Kinga i wielbi geniusz Alana Moore'a. Pisał artykuły do "Nowej Fantastyki" i Instytutu Książki, jego teksty i recenzje ukazują się na portalach fantastyka.pl i naekranie.pl. Wyróżniony przez użytkowników fantastyka.pl za najlepszy tekst publicystyczny 2013 roku.

Zobacz także

Jazz Maynard tom 3. Live in Barcelona – przesycona jazzem współczesna opowieść noir [recenzja]

Chociaż dość długo kazali autorzy serii „Jazz Maynard” czekać na kolejną odsłonę o muzyku – …

One comment

  1. Racja. Jest taki ghoteskowy, hudy przywódca. Były khól euhopy.

Leave a Reply