Torpedo powraca w kolejnym tomie swoich „emerytalnych” przygód. I choć starszy, bardziej zmęczony, to jednak wciąż potrafi narobić kłopotów tym, którzy staną mu na drodze.
Torpedo jest legendą nie tylko w komiksowym świecie, w którym opisuje go twórca, ale i w naszym, jako bohater serii wręcz kultowej. Bezpretensjonalny komiks o brutalnym cynglu z czasów Wielkiego Kryzysu doskonale wpisywał się w estetykę noir, a powrót scenarzysty – Enrique Sancheza Abuliego — do tej postaci po latach sprawia, że i nasz bohater zyskał niejako nowe życie. Już pierwszy, napisany po kilkunastu latach od zakończenia pierwotnej serii komiks zwracał uwagę zmianą, jaka dotknęła Torpedo. Zmianą tak prozaiczną, tak oczywistą, a zarazem tak znaczącą, jak… wiek. Bohater zestarzał się, mocno posunął wiekiem, co nie mogło nie wpłynąć na jego zachowanie. Owszem, jest w światku gangsterskim legendą, ale cały świat idzie do przodu i dawne legendy powoli bledną, blakną ich gwiazdy. Jednak Torpedo nie stracił zupełnie zębów i kiedy stara przyjaciółka prosi go o pomoc w delikatnej sprawie, ten nie odmawia, ale bierze sprawy w swoje ręce… i załatwia wszystko w typowym dla siebie, bezpardonowym stylu. A więc będzie nieodzownie krwawo, brutalnie, z pogardą dla zasad, poza tymi, które wyznaje sam Torpedo. Nie braknie tutaj też niezgłębionych pokładów cynizmu, tak charakterystycznych przecież dla całości serii i choć bohater zmienił się – bo zmienić musiał, aby jakkolwiek odnaleźć się w odmienionym świecie, świecie, który mocno posunął się naprzód – to jednak w swojej genezie pozostał taki sam. Może trochę bardziej zniedołężniały, nieporadny, ograniczany przez starzejące się ciało, ale z mentalnością typową dla dawnego Luci Torellego. Dla dawnego Torpedo ze swoich złotych czasów.
Nowa przygoda Torpedo – „O losie, ależ to boli” okazuje się dla fanów postaci pozycją obowiązkową. Dla tych, którzy dobrze przyjęli powrót bohatera na scenę w pierwszym komiksie z cyklu „Torpedo 1972”, tym bardziej okaże się lekturą zadowalającą.
Zwłaszcza że rysownikiem całości jest niezrównany Eduardo Risso, a całość tchnie mocno jego charakterystyczną, pozornie niedbałą kreską, rodem z takiego klasyka jak „Alack Sinner” wspaniale oddaje wszystko, co czyni Luce Torellego nim samym. Nikt, jak Risso, nie zdołałby oddać lepiej portretu tego starzejącego się, eleganckiego na starą modłę gangstera, który usilnie nie chce dostrzec zmieniającego się wokół niego świata.
„Torpedo 1972. O losie, ależ to boli” jest króciutka historyjka przywracająca znów, na skromny moment postać kultowego gangstera, który tylko w obrębie popkulturowego dzieła może, będąc protagonistą, osiągnąć szczyty i zgarnąć laury za rolę bohatera. Ten komiks w pewien sposób mocno różni się od pierwszej serii Torpedo – bo przecież on sam zmienił się bardzo – ale z drugiej strony, pozostał tak samo bezczelny, tak samo prostacki, tak samo przerysowany i w tym przerysowaniu ujmujący, jak był od początku. I jaki zdobył sympatię czytelników, która niejako przywróciła go do życia, bowiem to na usilne czytelnicze prośby autor powrócił do pisania o tej postaci.
Czy warto? Owszem, jeśli znacie wcześniejsze komiksy o Torpedo. Wtedy będziecie zachwyceni. To naprawdę zgrabny zabieg przywrócenia bohatera, osadzenia go w nowe, odświeżone, uwspółcześnione realia, które po koniecznym jego liftingu pozwalają mu nadal być sobą. Starszym, wręcz zdziadziałym, coraz bardziej nieporadnym… ale jednak nadal sobą. Torpedo.
Torpedo 1972. O losie, ależ to boli!
Nasza ocena: - 80%
80%
Scenariusz: Enrique Sanchez Abuli. Rysunki: Eduardo Risso. Tłumaczenie: Jakub Jankowski. Wydawnictwo Non Stop Comics 2024