Filmy grozy które pod fasadą wywoływania u nas dreszczyku emocji stawiają sobie za cel również ważki przekaz, w ostatnich latach zdecydowanie zyskały na popularności. Nie znaczy to jednak, że sam zamiar dostarczenia nam bogatej treściowo rozrywki jest bezwarunkowym gwarantem wartej uwagi rozrywki.
Film Iris K. Shim na pierwszym planie ma Amandę, mieszkającą w USA wraz ze swoją córką Chrissy koreańską imigrantkę. Upływające w spokojnej separacji od szalonego pędu cywilizacji i technologicznego splendoru życie dwójki kobiet wkrótce zostanie jednak w nieodwracalny sposób naruszone przez przyjazd krewnego Amandy z rodzinnego kraju. Ten, wręczając kobiecie prochy jej niedawno zmarłej matki, wywoła prawdziwą reakcję łańcuchową, sięgającą traum dzieciństwa i wychowawczego koszmaru jaki stał się jej udziałem. Jak Amanda wkrótce się przekona, czasem jesteśmy bardziej podobni do własnych rodziców niż byśmy tego chcieli – a podążające za nami demony przeszłości mogą przybrać całkiem realną formę..
Fabularnie czerpiąca nieco elementów z koreańskiego folkloru „Umma” to zaledwie 83 minuty paranormalnej grozy – można więc spodziewać się, że film nie będzie tracił specjalnie wiele czasu na wprowadzenie nas w sytuację, a w horrorowym „mięchu” pozwoli nam zakosztować raczej szybciej niż później. O ile jednak rzeczywiście, na pierwszy jumpscare natkniemy się jeszcze przed upływem pierwszych 10 minut seansu, całość swój bieg zaczyna dość spokojnie, bardziej niż w stronę akcji, swoją uwagę kierując na ekspozycję postaci i ich wzajemnych relacji. Tę kluczową, która poniekąd stanie się katalizatorem dla następujących później wydarzeń, będzie współzależność między matką a córką, a także wiążące się z nią kwestie dorastania i wyfrunięcia z rodzinnego gniazda – i to na niej „Umma” opiera również swoją chęć zaserwowania nam czegoś więcej, niż jedynie wyskakujące zza winkla strachy.
O ile jednak sam pomysł na taką, niewątpliwie w pewnym stopniu inspirowaną ambitną grozą w rodzaju „Babadooka” konstrukcję opowieści można uznać za godną pochwały, praktyka szybko pokazuje, że „Ummie” żonglerka gatunkowymi rozwiązaniami nijak nie wychodzi tak sprawnie jak australijskiemu prekursorowi. Największym grzechem całości, okazuje się w tym przypadku powierzchowność – tam gdzie Iris K. Shim mogła pokusić się o bardziej znaczący komentarz w temacie życia na obczyźnie czy rodzicielskiego poczucia winy, film nie podejmuje sięgającej wystarczająco głęboko eksploracji by wydostać się poza nakreślone już wielokrotnie schematy, a intrygujący początkowo koreański folklor jest okazuje się być ledwie zasygnalizowanym, w praktyce nie wpływając w żaden sposób na przebieg akcji. W efekcie zatem metaforyczny przekaz i symbolika są tu podane ciężką ręką, a jakby na domiar złego, równie przewidywalnie jest w aspekcie napędzania nam stracha.
„Umma” to pod tym względem film jednej, doskonale znanej już wyjadaczom filmowej grozy sztuczki. Jumpscare’ów mamy tu więc w ilościach przekraczających zdrową dawkę, a co gorsza, pomijając już nawet ich wątpliwą zdolność wywoływania dłuższego niż kilkusekundowe napięcia – zazwyczaj chybiają one celu. W efekcie seans „Ummy” szybko staje się więc doświadczeniem z tych, na których czekamy jedynie na sygnalizowane na długo przed ich wystąpieniem skoki napięcia, a co za tym idzie, trudno o jakiekolwiek realne poczucie zagrożenia.
W ostatecznym rozrachunku otrzymujemy zatem grozę ze wszech miar przeciętną, w której najbardziej szkoda zaangażowanego aktorskiego talentu w osobach Sandry Oh, Fivel Stewart czy Dermota Mulroneya i zupełnie przyzwoitych walorów produkcyjnych. „Umma” potrafi wyglądać i brzmieć naprawdę dobrze, ale w tym przypadku za sprawą niezbyt odkrywczej historii i braku pomysłu na twórcze wykorzystanie sztafażu kina grozy, realizatorska para idzie w gwizdek. CożBywa i tak.
Foto © Sony Pictures Releasing
Umma
Nasza ocena: - 50%
50%
Reżyseria: Iris K. Shim. Obsada: Sandra Oh, Fivel Stewart, Dermot Mulroney. USA, 2022