Indianin Umpa-Pa z plemienia Szpokoszpoko to „pierwsze dziecko” słynnego duetu Goscinny / Uderzo, którym zawdzięczamy choćby takie ikony popkultury, jak Asterixa i Obelixa. Jest to zarazem komiks, jaki nie tylko pozwolił doszlifować warsztat początkującym jeszcze wtedy twórcom, ale też zacieśnić osobiste relacje, dzięki którym ich późniejsza współpraca okazała się tak owocna. Ale czy na pewno seria ta wytrzymuje próbę czasu?
To historia oparta na bardzo klasycznym – i obecnym w sztandarowej, galijskiej serii artystów – koncepcie duetu, który opiera się niejako na skrajnościach. Tutaj mamy niezwykle silnego, odważnego Indianina Umpa-pę z plemienia Szpokoszpoko, który zostaje – nieco w wyniku niefortunnego przypadku – przyjacielem pewnego francuskiego szlachcica, Huberta de la Puree de Cartofelle. Francuz z kolei, trafiając do Nowego Świata zupełnie nie ma pojęcia, co go czeka. Ma za to wielkie serce, o wiele mniej odwagi i głowę pełną marzeń o podbojach i odkryciach. Co nie jest niczym dziwnym zważywszy na czas akcji. Wiek XVII to okres żmudnej i niemrawej kolonizacji Ameryki Północnej, kiedy europejscy koloniści nie czuli się jeszcze przesadnie pewnie na obcej, nowej ziemi, a rdzenni mieszkańcy nie stanowili zmarginalizowanej, prawie zupełnie eksterminowanej mniejszości etnicznej. W komiksie Goscinnego i Uderzo jest oczywiście bardzo relatywne podejście do tematu, opierające się na popularnych wówczas kliszach kulturowych – które teraz, w dobie postępującej politycznej poprawności mogą zostać uznane za szkodliwe, bądź niepożądane – ale warto podkreślić, że nie mają one stanowić odzwierciedlenia realistycznego obrazu ówczesnych realiów ale bardziej humorystyczną wariację, zamkniętą w konwencji komiksu dla dzieci. Ma być lekko, śmiesznie, zabawnie. Ma historyjka obfitować w odniesienia i skojarzenia kulturowe, a zarazem ma pogrywać niejako na schematycznym postrzeganiu rdzennej ludności, jak i kolonistów.
Daleki jestem do akceptowania modnych ostatnio prób cenzurowania (poprzez zmianę oryginalnych treści) dzieł kultury – jak to spotkało m.in. powieści Roalda Dahla. Nie doszukuję się też w Umpa-pie treści szkodliwych względem współczesnych norm myślenia. To nadal – w moim odczuciu – zbiór zabawnych historyjek o zderzeniu kultur, które są równie dalekie od prawdy, co każda dziecięca opowieść, odarta tyleż z rzeczywistej brutalności, co równocześnie z podstawowego realizmu. Ułagodzona odpowiednio i na ówczesne potrzeby i z racji wieku docelowych odbiorców.
Jak więc wypada Umpa-pa w ujęciu abstrahującym od politycznej poprawności naszych czasów?
Ano całkiem zgrabnie. Bawi miejscami do łez, zgrabnie wykorzystując popularne wyobrażenia o kulturze rdzennych Amerykanów, zwanych potocznie w owych czasach Indianami. Gościnny i Uderzo opierają swoje anegdotyczne historyjki głównie na ujmująco wykreowanych postaciach, które mają stanowić ujęcie określonych cech „w krzywym zwierciadle” i adekwatnie uwypuklonych przywar, z jednoczesnym brakiem przesadnego napiętnowania. To historia, która ma balansować na granicy humoreski i lekkiej przygodówki, opowiadając jednocześnie o dość zaskakującej przyjaźni, jaka połączy dwójkę bohaterów z zupełnie odmiennych światów. I choć z pozoru nic nie może ich do siebie zbliżać… tak naprawdę zespala ich wzajemne umowne braterstwo, wyrosłe na podwalinie licznych wspólnych perypetii.
Oryginalnie historia nie odniosła wielkiego sukcesu i po ledwie kilku zeszytach została skasowana – co bardzo się twórcom (z wiadomych względów) nie spodobało. Cóż, niejako można zrozumieć decyzję o tyle, że jeśli duet świetnie poradził sobie z kreacją postaci i całego tła użytego w budowie świata przedstawionego, to już same historyjki przygodowe aż w takim stopniu nie porywają i przy kolejnej – nakreślonej w podobnym tonie opowiastce – mogą zacząć nużyć. Problemem serii jest mocno ograniczony zakres przygód, jakich postaci mogą doświadczyć. Wszystko kręci się nazbyt jednolicie wokół wąskiego spektrum tematów i brak im nieco urozmaicenia. Owszem, przygody Asterixa też skupiają się na kanwie walk z Rzymianami, ale obudowane są o wiele grubszą, rozleglejszą warstwą przygodową. Czego – odnoszę wrażenie – Umpa-pie zabrakło. Co jednocześnie nie sprawia, że komiks nie jest zupełnie wart uwagi. Z dwóch co najmniej powodów.
Po pierwsze – to nadal całkiem zgrabna historia, która można nie czytać ciągiem, by nie poczuć przesytu, ale dawkować sobie, po jednym odcinku, kiedy „wchodzi” zdecydowanie lepiej. Po drugie, wydanie zbiorcze Egmontu zawiera w sobie wiele bardzo ciekawych dodatków w postaci historycznego rysu serii, licznych szkiców czy ilustracji, które ukazują dorobek Francuzów w nieco bogatszym, historycznym ujęciu. A to z pewnością wartość dodana.
Względem pierwszego wydania zbiorczego Egmontu z 2007 roku, ten album różni się przede wszystkim zmienioną oprawą oraz pokaźną ilością dodatków, zawierających m.in. liczne oryginalne rysunki oraz nakreślona rzeczowo historię serii.
„Umpa-pa” w zbiorczym wydaniu nie jest może komiksowym arcydziełem i trzeba przyznać, że trochę zostaje w tyle za Asterixem i Obelixem. To fakt. Ale nadal to całkiem przyjemna historia w mocno humorystycznym tonie, którą warto poznać choćby z ciekawości. Bez Umpa-py i Huberta de la Puree de Cartofelle być może nigdy nie narodziliby się dwaj dzielni Gallowie? Może warto poznać więc ich chronologicznych, komiksowych przodków?
Umpa-pa
Nasza ocena: - 70%
70%
Rene Goscinny i Albert Uderzo. Tłumaczenie: Marek Puszczewicz. Wydawnictwo Egmont 2023