Gorący temat

Wieczna wolność – opowieść o samotności człowieka i odnalezieniu Boga [recenzja]

„Wieczna wolność”, kontynuacja kultowej powieści „Wieczna wojna” Joego Haldemana to przede wszystkim opowieść o przemijaniu. I o poszukiwaniu swojego miejsca w świecie, który zmienił się już tak bardzo, że nijak nie można się w nim odnaleźć. Ale to też swoista quasi–przypowieść, na wzór biblijnych moralietów. Mówi w dużej mierze o tym, na ile nasz los, nasze istnienie zależy od nas samych, a na ile sterowany jest odgórnie, przez to, co skłonni jesteśmy określać mianem Boga. W porównaniu z pierwszą częścią, książka okazuje się nie tyle słabsza, co zdecydowanie inna.

Weteran William Mandella przeszedł w stan spoczynku i wiedzie monotonny żywot farmera i rybaka na surowej planecie, wydzielonej specjalnie dla takich jednostek, jak on i jemu podobni.

Jednak były żołnierz nie jest szczęśliwy. Świat, o jaki walczył, dla którego wielokrotnie balansował na granicy śmierci, i dla którego ginęli jego przyjaciele, już nie istnieje. Zastąpiony przez nową, w znacznym stopniu obcą wersję, w której koegzystuje nowatorska wersja Człowieka – społeczność o zbiorowej świadomości – oraz obca, kosmiczna rasa Taurańczyków. I dla tych, co pamiętają jeszcze starą ziemię, zwyczajnie brakuje już przestrzeni. Zresztą, w dużej mierze uważani oni są za niebezpiecznych, przez ich indywidualizm, a tolerowani tylko jako rezerwowa pula genów. Kiedy pada pomysł podróży w nieznane, wielu weteranów nie waha się nawet chwili. Ochotników finalnie zgłasza się więcej, niż jest miejsca na międzygwiezdnym okręcie, więc konieczna jest staranna selekcja. A i sama realizacja pomysłu zderza się z niechęcią zarówno Człowieka i Taurańczyków. Czy szalony, odważny plan garstki weteranów się powiedzie? I jakie całe przedsięwzięcie będzie miało konsekwencje dla ogółu ludzkości? I nie tylko dla niej?

Haldeman wraca do bohaterów swojej najważniejszej powieści i w zgrabny sposób opisuje osamotnienie jednostki, która większość życia walczyła o świat, jaki w międzyczasie tak naprawdę odszedł w niebyt. Ziemia i ziemska społeczność zmieniła się nie do poznania, a niedobitki „wiecznej wojny” nie potrafią zrozumieć otaczających ich realiów. Dla swoich własnych dzieci stanowią swoiste relikty przeszłości. I tutaj międzypokoleniowa przepaść nabiera o wiele szerszego, poważniejszego wymiaru niż ten, którego my sami możemy doświadczyć.

Jednocześnie widać eschatologiczne ciągoty autora, które obnażane są w pełni w finale – nie wiem, czy nie nazbyt zaskakującym i przerysowanym. Zresztą, kontekstu biblijnego tu nie brak. Całość konstrukcji powieści opiera się na częściach odnoszących się choćby w tytułach do Biblii. Poczynając od Księgi Wyjścia, aż do Księgi Objawienia jawi się „Wieczna wolność” jako swoista parafraza biblijnej księgi. Może przekształconej mocno, może nawet spłyconej, a na pewno zupełnie przetworzonej, jednak nadal mającej liczne punkty styczne, liczne odniesienia do pierwowzoru. Widać po lekturze, że Haldeman na pewnym etapie życia zaczął swoiste, na swój sposób pojmowane, poszukiwanie istoty boga, choć wnioski, do jakich autor doszedł i jakim dał niewątpliwy wyraz właśnie w „Wiecznej wolności” wielu zaskoczy i nie każdemu przypadnie do gustu. Niewiele więcej mogę powiedzieć, by nie zdradzić nazbyt licznych szczegółów fabuły. Jednak trzeba zaznaczyć, że to powieść zupełnie odmienna od kultowej „Wiecznej wojny”. Przede wszystkim obdarzona zupełnie odmiennym wydźwiękiem interpretacyjnym, który ciąży mocno ku religii, jednak nie poddaje się zupełnie konceptowi metafizyczności. Człowiek nadal pozostaje – w mniemaniu Haldemana – najbardziej samotną istotą we Wszechświecie, która w pewien sposób nie nadąża za ewolucją. A zetknięcie z szeroko rozumianą „boskością” niekoniecznie przyjąć może formę, jakiej się spodziewa, lub jakiej oczekuje. Trudno zarzucać powieści obrazoburczość, choć rzeczywiście autor finalnie serwuje nam tezy bardzo odważne. Może nie heretyckie sensu stricte, ale jednak podważające fundamentalne założenia wiary. Nie tylko chrześcijańskiej.

„Wieczna wolność” o książka bardzo stonowana, oszczędna i skupiająca się bardziej na emocjonalno – egzystencjalnych rozterkach bohaterów niż na żywiołowej akcji. Co nie zmienia faktu, że jest pozycja wartą uwagi, choć kierowaną do nieco dojrzalszego czytelnika.

Wieczna wolność

Nasza ocena: - 70%

70%

Joe Haldeman. Dom Wydawniczy Rebis 2021

User Rating: Be the first one !

Mariusz Wojteczek

Rrocznik '82. Kiedyś Krakus z przypadku, teraz Białostoczanin, z wyboru. Redaktor portali o popkulturze, recenzent, publicysta. Współtwórca i redaktor portalu BadLoopus – W pętli popkultury. Pisze opowiadania, które dotychczas publikował m.in. w Grabarzu Polskim, Okolicy Strachu, Bramie, Histerii oraz w antologiach, jak „Słowiańskie koszmary”, „Licho nie śpi”, „City 4”, „Sny Umarłych. Polski rocznik weird fiction 2019”, „Żertwa”, „The best of Histeria”, „Zwierzozwierz” i „Wszystkie kręgi piekła”. Laureat czwartego miejsca w konkursie „X” na dziesięciolecie magazynu Creatio Fantastica. Wydał autorskie zbiory opowiadań: „Ballady morderców” (Phantom Books 2018) oraz „Dreszcze” (Wydawnictwo IX 2021) oraz powieść „Ćmy i ludzie” (Wydawnictwo IX 2022). Pracuje nad kilkoma innymi projektami (które być może nigdy nie doczekają się ukończenia). Miłośnik popkultury i dobrej muzyki, nałogowy zbieracz książek, komiksów i płyt. Zakochany bez pamięci w swojej żonie Martynie oraz popkulturze – w takiej właśnie kolejności.

Zobacz także

Serce pustyni – awanturniczo – przygodowa seria, jakiej nam brakowało [recenzja]

Robert Karcz powraca. A ja, jeśli przy pierwszej części – „Honor złodzieja” – jeszcze wahałem …

Leave a Reply