„Wieczna wojna” Joego Haldemana to zdecydowanie jedna z najważniejszych – jeśli nie najważniejsza – powieść antywojenna w całym dorobku science fiction, która miała kolosalny wpływ na literaturę tego gatunku. Pisana przez pryzmat doświadczeń własnych autora z czasów udziału w wojnie w Wietnamie, okazuje się być uniwersalną przypowieścią o bezsensie wojny. Każdej wojny, niezależnie od miejsca i czasów, w jakich się toczy. To zdecydowanie jedna z najważniejszych pozycji, jaka ukazała się w znakomitej serii Wehikuł czasu od Domu Wydawniczego REBIS.
Nazwałbym „Wieczną wojnę” nową „Na zachodzie bez zmian” Remarque’a. Jednak ona nie potrzebuje, bynajmniej, takich etykietek. Jest samodzielnym swoistym arcydziełem, który udowadnia, iż literatura gatunkowa może nieść i niesie ze sobą ważny, społeczny przekaz, zadaje trudne pytania o kondycję naszego człowieczeństwa. Pomimo, ze powieść Haldemana opiera się na – jak wspomniałem na wstępie – jego osobistych przeżyciach z okresu służby w Wietnamie – co jest mocno wyczuwalne w konstrukcji powieści i w specyfice funkcjonowania powieściowej armii – to łatwo jest ją przełożyć na uniwersalny język opisujący każdy konflikt, niezależnie od czasów i miejsca. Wspomniane wcześniej dzieło Remarque’a czy późniejsze, ale w podobnej tematyce „W księżycową jasna noc” Whartona zdają się roztrząsać te same kwestie, co właśnie „Wieczna wojna”, jednak ich realistyczne ujęcie dużo mocniej wiąże je z teatrem określonej, przedstawionej w fabule wojny. I mimo, ze nacechowane są swoistym uniwersalizmem spojrzenia, to jednak trudniej im przemówić do wyobraźni czytelnika, ciężej przetworzyć ich przekaz do oceny dowolnego współczesnego konfliktu. „Wiecznej wojnie” jest zdecydowanie łatwiej przez odarcie z realizmu, przez zastosowanie prostego zabiegu z wykorzystaniem fantastycznego sztafażu, który łatwo jest nie tyle przyjąć za całkowicie fikcyjny, ale bardziej plastyczny, uniwersalny, dający się transformować względem dowolnego punktu odniesienia. Czy będzie nim wojna Wietnamie, w Afganistanie, czy Iraku, nieważne. Wydźwięk pozostaje ten sam.
Haldeman dokonał rzeczy niezwykłej – opowiedział o koszmarze wojny w sposób prosty, ale niezwykle dosadny. Udało mu się nakreślić konflikt przyszłości, z jednej strony otwarcie korzystający z atrybutów klasycznej space opery, podbudowy szerokiej wiedzy nt fizyki, ale i specyfiki prowadzenia działań wojennych, postrzeganych z perspektywy zwykłego żołnierza.
Powieść, która miała wielkie problemy z pierwszą publikacją – o czym poczytać możecie we Wstępie do książki – okazała się kamieniem milowym fantastyki. Dziełem, które zdecydowanie wyrwało się poza schemat przygodowych opowiastek i sięgnęło po najważniejsze literackie laury w gatunku. Jednak nie tylko z tego względu „Wieczna wojna” zasługuje na nasza uwagę. Odczytywana obecnie – tyle lat po powstaniu, tyle dekad po zakończeniu wojny wietnamskiej, na kanwie której Haldeman budował swoją historię – nadal nic nie traci z dosadności i prawdziwości swojego przekazu, pokazującego każdy teatr wojenny jako bezsensowne działanie, które prowadzone jest w imię interesów wąskiej grupy stojącej u szczytów władzy, nie mające żadnego sensu, społecznego ani moralnego usprawiedliwienia.
Wojna u Haldemana okazuje się wynikiem braku dialogu, braku chęci do dialogu. Nieumiejętności przyznania się do błędu, a w końcu, z czasem, na niemożności jej zakończenia z przyczyn czysto ekonomicznych. To gorzkie wnioski, które jednak okazują się nadal zaskakująco prawdziwe, nadal pasujące do realiów współczesnego świata.
Owszem, niechęć autora do wojny, do armii jako takiej, pcha do pewnego przejaskrawiania swojej historii, do pewnej nadmiernej brutalności ( w części o szkoleniu rekrutów np.). Jednak kontekst prowadzonego w ramach fabuły konfliktu w pewnym stopniu to usprawiedliwia, tłumaczy brutalność, bezwzględność wojskowych szkoleniowców, którzy przygotowują swoich podwładnych na zejście w sensie prawie dosłownym, do piekła.
Jednocześnie, oprócz tego starannie wplecionego w fabułę, ukrytego pomiędzy wierszami przekazu, „Wieczna wojna” nadal pozostaje dynamiczną, kipiąca akcją i nakreślona z epickim rozmachem opowieścią o kosmicznym konflikcie z obcymi, którą każdy miłości SF znać powinien. To powieść należąca do ścisłego kanonu, na którym zresztą wzorowało się wielu późniejszych twórców. By nie szukać dalece, dwa cykle opublikowane niedawno w naszym kraju: „Pola dawno zapomnianych bitew” Roberta Szmidta i seria „Frontlines” Marko Kloosa to doskonałe przykłady, jak mocno „Wieczna wojna” wpłynęła na kształt literatury SF.
To znakomite dzieło, które zachwyca nie tylko świetnym oddaniem emocjonalnego zagubienia żołnierzy wrzuconych w piekło konfliktu, którego nie rozumieją i którego sensu nie potrafią dostrzec, a jednocześnie dynamiczna, pełna rozmachu i akcji powieść z gatunku militarnej SF, która po dziś dzień jest niedoścignionym klasykiem. Polecam każdemu, kto mieni się miłośnikiem science fiction, ale i literatury ogółem.
Wieczna wojna. Joe Haldeman. Dom Wydawniczy Rebis 2020.
Ocena: 10/10