Gorący temat

Wyjątkowe chwile ze sztucznymi brawami – kolaż egzystencjalny [recenzja]

Na kolejny komiks Gipiego nie musieliśmy czekać długo. Po kilku miesiącach od “Pewnej historii” dostajemy “Wyjątkowe chwile ze sztucznymi brawami”, które kontynuują rodzinną tematykę charakterystyczną dla tego artysty, choć tym razem skupiają się na innej figurze – tym razem nie na postaci ojca, tylko matki. 

O tym, jak dogłębne rozliczyć się z własnymi rodzicami, nadając temu rozliczeniu silny artystyczny wydźwięk pokazałą dobitnie w swych omiksach Alison Bechdel. Wiwisekcja rodzinnych współzależności w twórczości amerykańskiej artystki to swoiste apogeum samobnażenia, opowieść która ma pomóc w zrozumieniu głębi i skomplikowania mechanizmów rodzinnych zarówno autorce jak i jej czytelnikom. W ostatnich dwóch albumach wydanych przez Timof COmics to samo robi Gipi, ale w jakże odmienny sposób. I już od czytelnika, od jego wrażliwości zależy, która z tych artystycznych wizji wyda mu się bliższa i bardziej przekonująca. 

O ile “Pewna historia” Gipiego oferowała dwie, toczące się równolegle opowieści rozgrywające się w dwóch planach czasowych, to “Wyjątkowe chwile ze sztucznymi brawami” są pod tym względem bardziej skomplikowane. Sygnalizują to już trzy pierwsze plansze komiksu, zamieszczone w albumie jeszcze przed stroną z jego tytułem. Na kilkunastu kadrach, zarówno kolorowych i czarno-białych skaczemy przez różne czasy, zarówno przez daleką przyszłość jak i odległą przeszłość, pojawia się również zaciemniony miejski pejzaż, a na największym kadrze pojawia się ikoniczne już wydarzenie, które kojarzymy z filmów wojennych, czyli grafika z barką desantową z drugiej wojny światowej. Myśli pędzą, idzie wojna. Tyle że będzie to rodzaj szczególnej wojny z samym sobą, którą przeżywa znany już nam z “Pewnej historii” bohater, czyli Silvano Landi, choć w niniejszym komiksie wykonujący inny zawód, tym razem komika stand-upera. 

Z kolejnych rozdziałów komiksu wyłania się powoli aktualna sytuacja życiowa Silvano, którego matka jest obecnie w hospicjum i jej syn liczy się z tym, że może ona w każdej chwili umrzeć. To fakt, który ciąży na jego obecnym stanie, nie pozwala się skupić, nie pozwala prowadzić normalnego życia i jednocześnie prowokuje do ucieczek wyobraźni, którymi wypełniony jest album Gipiego. Dlatego obserwujemy tutaj tajemnicza historię kosmonautów na odległej planecie, dlatego cofamy się do czasów człowieka pierwotnego, ale też zaglądamy w przeszłość samego bohatera, obcując z jego młodszą wersją. Ten młodszy Silvano stanie się zresztą rodzajem duchowego przewodnika dla swej starszej wersji i w końcu obaj w metaforyczny sposób staną się nierozłączni. Żółta aura złotego chłopca poprowadzi nas ostatecznie do finałowej partii albumu, która zarówno czytelnikom jak i Silvano przyniesie rodzaj ukojenia niespokojnych myśli, tak potrzebnego przy rozedrganej estetycznie formule albumu Gipiego.

Jednak mimo zaburzonej chronologii, mimo różnych planów czasowych i skaczącej narracji włoski twórca znalazł jakiś złoty środek, jakiś bujający, kołyszący nas rytm, podczas którego wsiąkamy w tę niezwykłą formalnie opowieść. Podczas tej komiksowej podróży twórca pokazuje nam różne sposoby podejścia do trudnych życiowo momentów i jest nie tylko liryczny, czy oniryczny, ale też czasem rubasznie dosadny, jak podczas żartów opowiadanych przez Silvano, który temat swej umierającej matki wpłata w swoje występy. Dlatego jest to również rodzaj autoterapii dla samego twórcy, który postanawia podzielić się swoimi przeżyciami z czytelnikiem. 

W ten właśnie sposób Gipi zbliża się tematycznie do tego, co próbowała czytelnikom przekazać Alison Bechdel. Robi to jednak w inny sposób, innymi środkami wyrazu, choć być może oboje mają ten sam, artystyczny cel. Wolę sposób narracji Gipiego, który nie jest przytłaczający, który mimo gonitwy myśli i obrazów daje czytelnikowi momenty wytchnienia w postaci kilku białych stron po każdym z rozdziałów, jakby skłaniając nas do zatrzymania się i przyswojenia sobie tego, co właśnie przeczytaliśmy, zanim wskoczymy w kolejną fantasmagorię włoskiego artysty. Te same białe strony pojawiają się już po ostatniej planszy, jakby w tle miały wybrzmieć tytułowe, sztuczne brawa, które w opowieści Gipiego łączą w idealnych proporcjach prawdę i fałsz przeżywanych chwil, z którymi zmaga się walczący o spokój ducha bohater.

Wyjątkowe chwile ze sztucznymi brawami

Nasza ocena: - 80%

80%

Scenariusz i rysunki: Gipi. Tłumaczenie: Jacek Drewnowski. Timof Comics 2021

User Rating: Be the first one !

Tomasz Miecznikowski

Filmoznawca z wykształcenia. Nałogowy pochłaniacz seriali. Kocha twórczość Stephena Kinga i wielbi geniusz Alana Moore'a. Pisał artykuły do "Nowej Fantastyki" i Instytutu Książki, jego teksty i recenzje ukazują się na portalach fantastyka.pl i naekranie.pl. Wyróżniony przez użytkowników fantastyka.pl za najlepszy tekst publicystyczny 2013 roku.

Zobacz także

Jazz Maynard tom 3. Live in Barcelona – przesycona jazzem współczesna opowieść noir [recenzja]

Chociaż dość długo kazali autorzy serii „Jazz Maynard” czekać na kolejną odsłonę o muzyku – …

Leave a Reply