Gorący temat

Catwoman Samotne miasto – życie bez Batmana [recenzja]

Powiększone wydania komiksów z DC Black Label nie do końca spełniły oczekiwania fanów, choć i tam trafiają się perełki. Dotychczas na takie miano zasługiwała historia Daniela Warrena Johnsona “Wonder Woman. Martwa Ziemia”, a teraz dołącza do niej komiks Cliffa Chianga “Catwoman. Samotne miasto”.

Komiksy wydane po polsku z Catwoman tytule do niedawna można było policzyć w zasadzie na palcach jednej ręki (trafiały się zeszyty w zbiorczych wydaniach i duble w kolekcjach) – najważniejsze z nich to “Catwoman Rzymskie Wakacje” Jeb Loeba i Tima Sale’a i oraz “NA tropie Catwoman”, zbiór ze świetnym “Wielkim Skokiem Celiny” Darwyna Cooke’a. Selina Kyle, mimo że jest tak ważną postacią w Uniwersum DC i w życiu Bruce’a Wayne’a najwyraźniej stoi całkowicie w cieniu superbohatera, o którym komiksów mamy multum. Jedna w ramach powiększonych, samodzielnych historii z DC Back Label, to właśnie opowieść Selinie okazała się dużo lepsza od tych poświęconych Człowiekowi – Nietoperzowi. Stało się tak za sprawą kolejnego rysownika, który podobnie jak choćby Sean Murphy w “Batmanie. Białym Rycerzu” postanowił na własnych warunkach opowiedzieć historię rozgrywającą w innym niż zwykle Gotham.

“Catoman. Samotne miasto” to nic innego jak elseworld, bardzo odważny fabularnie, bo bez Batmana, a pierwszoplanową bohaterką jest bezwzględnie Selina Kyle. W fabule Cliffa Chianga nie jest już młoda osobą – ma 55 lat i po dziesięciu spędzonych w więzieniu wychodzi na wolność i wraca na stare śmiecie. Gotham jest już jednak inne. Nie żyje Batman, który zginął przed dziesięcioma laty podczas walki z Jokerem. Miastem, które znacznie poprawiło stan bezpieczeństwa mieszkańców  żelazną ręką, przy pomocy Batglin rządzi burmistrz Harvey Dent, owszem, ze zniszczoną połową twarzy, ale najwyraźniej pełen władz umysłowych. Jego rywalką w nadchodzących wyborach jest nie kto inny, tylko również dużo starsza Barbara Gordon, według której Dent stosuje dyktatorskie metody. W ten konflikt, na własne życzenie wplątuje się Selina Kyle, która ma przy okazji do zrealizowania skok. Musi włamać się do odciętej od świata Jaskini Batmana, w której czeka na rozwiązanie tajemnica Orfeusza. O co chodzi?  O ostanie słowa Batmana przed śmiercią, które stają się dla Seliny rodzajem testamentu do zrealizowania, ale też obsesji.. 

Już sam opis fabuły jasno wskazuje, że tym razem Gacek naprawdę poszedł w odstawkę i nawet nie czuć zbytnio cienia jego nieobecności – po prostu ci którzy przetrwali ciężkie chwile muszą radzić sobie sami, na swój sposób, w jeszcze cięższych realiach. Selina jednak trzyma się dawnych zasad i rutyny, zakłada kostium i pokonuje kolejne etapy na drodze do celu, choć z czasem może okazać się, że cena za jego realizację jest zbyt wygórowana.

 W “Catwoman. Samotnym mieście” dostajemy zatem historię o tym, że nie da się cofnąć czasu, z czym wielu bohaterów, bo nie tylko Selinie, trudno się pogodzić. Cliff Chiang z premedytacją wyciąga na wierzch fizyczne niedostatki bohaterki i każe cierpieć po wytężonym wysiłku, choć Selina wcale nie zamierza oddać pałeczki komuś młodszemu i bardziej sprawnemu. Powoli wokół niej rośnie krąg towarzyszy, z których większości miała kiedyś do czynienia z Batmanem (zarówno jego przyjaciele i wrogowie) – ich życia również się pozmieniały, czego najlepszym przykładem jest sytuacja popijającego Waylona Jonesa alias Killer Croca, czy definitywne pożegnanie z przeszłością w wykonaniu niezwykle ciekawie tu zarysowanego Edwarda Nygmy alias Riddlera. Najfajniej wypada wciągnięcie do fabuły korpulentnej Poison Ivy, która zaraża innych humorem i entuzjazmem niczym niegdyś robiła to Harley Quinn (ta Harley na etapie porzucenia Jokera). Cała ta paczka, wraz z nowymi, młodymi postaciami daje nadzieję na odmianę w rządzonego przez Denta Gotham, jakby starała się wymazać wymowę tytułu komiksu – bo przecież miasto Batmana już bez swojego obrońcy, niejako samo z siebie staje się samotne. 

Cliffa Chianga znamy z różnych tytułów wydanych po polsku – był twórcą rysunków do “Wonder Woman” w ramach Nowego DC czy świetnych “Paper Girls”. I okazuje się, że jako scenarzysta “Catwoman” wypada nadzwyczaj dobrze, równie znakomicie jak jako rysownik. W scenariuszu nie czuć żadnych zgrzytów, historia jest napisana potoczyście i odzwierciedla lekkość kreski autora. To twórca, który ma w sobie klasyczny sznyt, podobnie jak Frank Cho czy Chris Samnee i ten szacunek dla klasyki czuć również w scenariuszu, bo grafika – choćby ta z okładki – wprost nawiązuje do przeszłych wizerunków Kotki.  Chiang nie zamierza wyważać drzwi, nie chce szokować i zadziwiać jak Sean Murphy w “Batmanie. Białym Rycerzu”. Jego opowieść trzyma się bliżej życia i jego przyziemnych spraw, które w połączeniu z sensacyjną otoczką dają naprawdę rzetelny i przenikliwy obraz Gotham w momencie, kiedy zostaje ono bez swego obrońcy. Wychodzi również na to, że Catwoman i inni bohaterowie bez Batmana są równie ciekawymi, jeśli nawet nie ciekawszymi postaciami niż w komiksach, w których Człowiek-Nietoperze wiedzie prym. I tak właśnie jest, bo powtórzmy to jeszcze raz – przygody Seliny i spółki w wykonaniu Cliffa Chianga są bardziej porywające, niż cała tona komiksowych przygód Batmana z ostatnich lat. Catwoman po prostu zasługiwała na taki komiks, w równym stopniu jak wielu fanów Uniwersum DC.

Catwoman. Samotne miasto

Nasza ocena: - 80%

80%

Scenariusz i rysunki: Cliff Chiang. Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski. Egmont 2023

User Rating: Be the first one !

Tomasz Miecznikowski

Filmoznawca z wykształcenia. Nałogowy pochłaniacz seriali. Kocha twórczość Stephena Kinga i wielbi geniusz Alana Moore'a. Pisał artykuły do "Nowej Fantastyki" i Instytutu Książki, jego teksty i recenzje ukazują się na portalach fantastyka.pl i naekranie.pl. Wyróżniony przez użytkowników fantastyka.pl za najlepszy tekst publicystyczny 2013 roku.

Zobacz także

RIP, tom 6. Eugene: Wszystko, co dobre, kiedyś się kończy – siły zewnętrzne [recenzja]

Po dwóch i pół roku od wydania pierwszego tomu serii wreszcie dostajemy jej finał. Tytułową  …

Leave a Reply