Gorący temat

Invincible, sezon 1 – tylko rozrywka [recenzja]

Robert Kirkman to scenarzysta utalentowany, ma też sporo szczęścia do producentów telewizyjnych. Właśnie skrzyżowaniu talentu i przychylności gigantów małego ekranu zawdzięcza swój niezaprzeczalny sukces.

Już na poziomie komiksowego pierwowzoru jego „The Walking Dead” było niezwykle wciągającą serią. Telewizyjna adaptacja zmyślnie przestawiała wątki, tak, żeby intryga wciągnęła czytelników obeznanych z treścią oryginału. Znacząco powiększyła też zasoby finansowe oraz poziom rozpoznawalności Kirkmana. Pojawiły się serie równoległe i gry komputerowe, dobrze naoliwiona maszyna sypała monetami. Kiedy telewizyjne żywe trupy jeszcze nie pikowały w dół Kirkman sprzedał kolejny scenariusz. Jednak uduchowione „The Outpust: Opętanie” nie było już tak wielkim sukcesem. Moda na nawiedzenia i demoniczne przejęcia nie jest tak żywa jak fascynacja chodzącą zgnilizną. Gdzieś w między czasie pojawiły się wieści o planach ekranizacji „Thief of Thieves”, kolejnego komiksu Kirkmana, który tym razem eksploruje bardziej realistyczny temat złodziejskiej kariery. Estetyka lat 60., a szczególnie klimat filmów spod znaku Heist, potwierdziły niezwykły talent scenarzysty i pokazały, że radzi on sobie w niemal każdym gatunku. Niestety kryminalna opowieść doczekała się tylko adaptacji w postaci gry.

Polski czytelnik komiksów ma szczęście, Kirkmana się u nas wydaje. Poza serią „Thief of Thieves”, która wciąż czeka na odważnego wydawcę, wszystkie powyższe tytuły pojawiły się na naszych półkach księgarskich. Do tego dorzućmy cykl „Oblivion Song”, w którym polski czytelnik może odkryć motywy znane ze stalkerskich opowieści zmieszane z międzywymiarową turystyką. Jednak serią Kirkmana, która w ostatnich latach wywołuje najwięcej wypieków na komiksiarskich polikach jest „Invincible”. Wydawana od 2003 roku, w obecnym doczekała się telewizyjnej adaptacji. Kolejne odcinki kreskówkowej serii oglądać możemy na Prime Video (pod tytułem „Niezwyciężony”, ale żeby nie mieszać pozostańmy przy „Invincible”). Dodajmy, że kiedy tylko serial wystartował od razu pojawiły się pogłoski o jego aktorskiej wersji.

Dla komiksowego twórcy pracującego dla takich gigantów jak Marvel i DC sprawą honoru jest wprowadzenie własnej postaci do panteonu superbohaterskich gwiazd. A już na zaszczytu stworzenia własnego uniwersum, rojącego się od trykociarzy fruwających i strzelających z laserem palca, dostępują nieliczni. Do tego potrzeba wspomnianego na początku talentu i popularności przeliczanej na miliony sprzedanych egzemplarzy. Kirkman miał to wszystko, a do tego sprzyjał mu wydawca, Image Comics – gigant założony przez komiksowych artystów spragnionych wolności twórczej (w 2008 roku nasz scenarzysta dostał się do zarządu wydawnictwa). W tej bezpiecznej stajni Kirkman kuł podstawy swojego nowego świata. Głównym bohaterem, wokół którego skupia się akcja komiksu i ekranizacji, jest Mark Grayson. Zbliżając się do dorosłości chłopak zyskuje nadludzkie moce. Nie jest tym zdziwiony, bo jego ojciec to Omni-Man, w uniwersum Kirkmana odpowiednik Supermana. Nastolatek pod czujnym okiem ojca uczy się heroicznego fachu i przyjmuje pseudonim „Invincible”. Podczas jego edukacji dowiadujemy się o istnieniu grup zrzeszających zarówno dorosłych, jak i małoletnich herosów, poznajemy też całą galerię cudacznych złoczyńców. Mark ma jeszcze całkiem przyziemne problemy – chodzi do szkoły, ma dorywczą pracę i kocha się w fajnej dziewczynie. Nie za bardzo wychodzi mu łączenie życia prywatnego i licealnych obowiązków z obroną ludzkości, doba ma zbyt mało godzin. Na tym poziomie komiks i serial opowiadają podobną historię, pojawiają się w niej te same postaci. Jednak znający treść pierwowzoru widzowie nie będą się nudzić, fabuła została zmieniona tak, żeby mieli przyjemność w oglądaniu kolejnych odcinków. Wiele pobocznych wątków toczy się inaczej, a akcenty w drugim planie zostały umiejętnie przestawione.

Podstawowy zarzut, jaki może się pojawić podczas oglądania serialu, dotyczy scenariusza. Wątki wprowadzone przez Kirkmana, to czysta zabawa supebohaterską fabułą. Mnożą się nawiązania do wielkich serii dwóch przeciwników Image Comics – Marvela i DC. „Invincible” jest tak naprawdę przepisanym na nowo mitem superbohaterskim, bez zaskoczeń, bez głębszych politycznych i społecznych aluzji, w których skąpani są na przykład „Strażnicy” Alana Moore’a i bardziej nam dziś bliscy „The Boys” Gartha Ennisa. Czy to jednak źle? Już w komiksie Kirkman się bawił i chciał zaprosić do tej zabawy czytelnika. Podobnie jest w serialu, który nie traci ducha oryginału i wciąż jest świetnie poprowadzoną, żywą historią, która stawia na akcję. „Invincible” jest jak naładowany energią wór, do którego Kirkman wrzucił totalne możliwości Supermana, troski nastoletniego Spider-Mana, moralne dylematy Batmana i problemy wychowanków profesora X.

Kolejnym wyzwaniem może być jakość animacji, uproszczonej w porównaniu z kreską rysowników zatrudnionych przy komiksowej serii (ukłony dla Ryana Ottleya). Spokojnie, nie jest to strata porównywalna do Netflixowej ekranizacji „Kajka i Kokosza”. Do prostszej grafiki w telewizyjnym „Invincible” można sie przyzwyczaić. Właściwie już w drugim odcinku nie zwraca się uwagi na brak obecnych w komiksie detali.

„Invincible” jest podlanym hektolitrami krwi serialem dla 14-latków, z którego dorosły czytelnik, obeznany z superbohaterskimi produkcjami, też będzie miał radochę. Na pewno wyszło lepiej niż w telewizyjnej wersji „Jupiter’s Legacy”. To doskonała zabawa bez zobowiązań, która wypełni czas oczekiwania na kolejny sezon „The Boys”.

Invincible, sezon 1

Nasza ocena: - 75%

75%

Twórca: Robert Kirkman, Amazon Studios 2021

User Rating: Be the first one !

Piotr Jezierski

Urodzony na warszawskiej Woli. Wychowanek osiedlowej wypożyczalni filmów wideo, prymus klasy z rozszerzonym VHS. Od najmłodszych lat chory na fantastykę, w międzyczasie złapał bakcyla kryminału. Przyjmowanie coraz większych dawek popkultury poskutkowało aktywnością twórczą, której objawy to zbiory esejów „Siła strachu” i „Wektory wyobraźni” oraz powieść kryminalna „Kochankowie brzydszej córki”. Podczas jednej z prób samoleczenia zrobił doktorat z kulturoznawstwa. W chwilach wolnych od pochłaniania książek, filmów i seriali dziennikarz oraz realizator telewizyjny. Zawsze wierny Cronenbergowi, Motörhead i kapitanowi Zissou.

Zobacz także

Infamia – romska etiuda o dorastaniu na pograniczu dwóch kultur [recenzja]

Bardzo kusi, by określić Netflixową „Infamię” romską wersją Szekspirowskiego „Romea i Julii”. Kusi, ale chyba …

Leave a Reply