Gorący temat

Kuklany las – nowatorska forma klechdy miejskiej [recenzja]

Biorąc do ręki „Kuklany las” Anny Musiałowicz miałem dość sprecyzowane oczekiwania, podparte jej wcześniejszą książką „Diabeł w oknie” oraz okładkowym opisem. Opisem, który nęcił, sugerując skojarzenia ze znakomitym „Lavondyss” Roberta Holdstocka, drugą częścią cyklu „Las ożywionego mitu”. Lektura wywróciła jednak wyobrażenia do góry nogami, bowiem to nowela zupełnie inna, niż wspomniana, pierwsza powieść autorki. A i z prozą Holdstocka ma mniej wspólnego, niż można się było spodziewać.

Cóż, przysłowie mówi: nie oceniaj książki po okładce. Sugestia słuszna i wyraźnie trafia w punkt także w tym przypadku, kiedy lektura weryfikuje oczekiwania, odsłaniając świat powieściowy zupełnie odmienny od tego, czego się spodziewałem. Nie gorszy, choć inny. Nastawiałem się na baśniową, przesyconą słowiańskością opowieść o lesie, który jest inny, mroczniejszy, bardziej tajemniczy. Pełen zagadek, ale i koszmarów, jakie czyhają na nieuważnego wędrowca.

Skojarzenia z „Lavondyss”, choć odległe, nadal uznaję w pewnym stopniu za zasadne. Tam także las był miejscem obcym dla tych, którzy nie rozumieli jego zasad, którzy byli „z zewnątrz”. Ale dla tych, których wchłonął, przygarnął w swe czeluści, okazywał się miejscem przyjaznym, opiekuńczym. Takim, który zaciekle bronił swych nowych mieszkańców…

U Musiałowicz jest podobnie, choć źródłem „mocy” lasu nie są stare mity, nie wywodzą się one z wierzeń ludowych. Mają proweniencję stosunkowo nową, choć nie mniej niezwykłą. I w swojej afirmacji bardzo mroczną.

Wyjściowy koncept książki jest prosty, ale jednocześnie niezwykle sugestywny. Lęk o dziecko, o to, że coś złego się mu stanie, że ktoś wyrządzi mu krzywdę jest tożsama dla każdego rodzica i zupełnie normalna. Ale w „Kuklanym lesie” geneza owego lęku jest niezrozumiała, niedookreślona. Tak naprawdę nie możemy być przekonani od początku, czy w ogóle jest zasadna. Z jednej strony dzielimy odczucia głównej bohaterki, z drugiej jednak zdają się one – na zdrowy rozsądek – irracjonalne. Z każdą jednak kolejną stroną powieści, z każdą kolejną sceną upewniamy się, że jednak jest coś na rzeczy. I choć nijak nie pojmujemy sedna całego zjawiska, to samo w sobie ono okazuje się równie rzeczywiste, co realny świat pokazany w książce. Emocjonalne lęki matki udzielają się i nam, odbiorcom tej onirycznej baśni, a piętrząca się z każdą chwilą lektury dziwność bardzo niechętnie odsłania przed nami swoje tajemnice.

To specyficzny rodzaj literatury, oscylujący na krawędzi baśni właśnie, nowatorskiej formy klechdy, przerzucającej pomost między „starym” i „nowym”. Bo to opowieść wyrosła na swoistej podbudowie miejskiej współczesności, ale odnoszącej się do ludowości właśnie. Do dawnych wierzeń, hołubiących siły natury i pierwotnych pragnień, posiadających realną moc sprawczą.

Zakończenie zaskakuje, dopinając rozsypane z początku, pozornie niedopasowane do siebie elementy, splatając pozornie niezwiązane wzajemnie zdarzenia i buduje obraz przemyślany, który tylko z początku sprawia wrażenie nadmiernego chaosu.

To, czego mi w noweli brakuje to brak rozciągnięcia jej nieco w czasie, rozbudowania opowieści do bardziej wielopiętrowej. Zwyczajnie dłuższej. „Kuklany las” jest zbyt krótki, jak na swój potencjał, jak na możliwości kreacji, samego pomysłu. Musiałowicz pokazała w „Diable w oknie”, że radzi sobie z pełniejszą objętościowo fabułą, że potrafi udźwignąć szerszą perspektywę. „Kuklany las” jest zaledwie nowelą, a mógłby być czymś więcej. I mam trochę żal do autorki, że jednak nie jest. W początkowej fazie opowiadanej historii Musiałowicz nieco zbyt łatwo, zbyt gwałtownie pozwala nie tyle odczuć niepokój bohaterce, co się w tym lęku, w tych odczuciach upewnić. Nie tyle dostrzec obcość jej dziecka – nie dziecka, ale nazbyt łatwo w nią uwierzyć. Zawieszenie niewiary u matki, choćby tłumaczone instynktem, winno narastać powoli. Wpierw być bagatelizowane, chociażby przez codzienne funkcjonowanie w świecie do bólu materialnym, gdzie na nadprzyrodzone zjawiska miejsca po prostu nie ma. I narastać wolniej, pojawiać się w drobiazgach, w pozornie nieznaczących zmianach zachowania. Na co dzień niezauważanych, osadzających się gdzieś w podświadomości, poza granicami postrzegania. Później już wyczuwalnych, ale bagatelizowanych. I poniekąd te wszystkie elementy w „Kuklanym lesie” znajdziemy, ale nadmiernie skondensowane, wymuszone przez skromną objętość całości.

To pewne skazy na historii, które zwracają swoją uwagę, nie negując jednak samej linii fabularnej, nie podważają konstrukcyjnego szkieletu opowieści. Zdarzenia dzieją się w pierwszej fazie zbyt szybkim tempem, jednak nadal opierają się na fabularnej konsekwencji i solidnie przemyślanym pomyśle. A całość broni się – zwłaszcza w drugiej połowie, gdzie zaczynamy rozumieć więcej, gdzie udaje nam się już coraz precyzyjniej dopasowywać do siebie kolejne fragmenty układanki i widzimy szerszy, wyłaniający się z chaosu obraz.

Anna Musiałowicz dobrze radzi sobie z onirycznymi opowieściami oscylującymi na krawędzi realizmu i baśni, wprowadzając tą ostatnią we współczesność, osadzając ją w niej i budując podwaliny pod nową, swoistą mitologię, która łączy minione z teraźniejszością. A każdy czas potrzebuje takich właśnie historii.

Kuklany las

Nasza ocena: - 70%

70%

Anna Musiałowicz. Wydawnictwo Stara Szkoła 2021

User Rating: Be the first one !

Mariusz Wojteczek

Rrocznik '82. Kiedyś Krakus z przypadku, teraz Białostoczanin, z wyboru. Redaktor portali o popkulturze, recenzent, publicysta. Współtwórca i redaktor portalu BadLoopus – W pętli popkultury. Pisze opowiadania, które dotychczas publikował m.in. w Grabarzu Polskim, Okolicy Strachu, Bramie, Histerii oraz w antologiach, jak „Słowiańskie koszmary”, „Licho nie śpi”, „City 4”, „Sny Umarłych. Polski rocznik weird fiction 2019”, „Żertwa”, „The best of Histeria”, „Zwierzozwierz” i „Wszystkie kręgi piekła”. Laureat czwartego miejsca w konkursie „X” na dziesięciolecie magazynu Creatio Fantastica. Wydał autorskie zbiory opowiadań: „Ballady morderców” (Phantom Books 2018) oraz „Dreszcze” (Wydawnictwo IX 2021) oraz powieść „Ćmy i ludzie” (Wydawnictwo IX 2022). Pracuje nad kilkoma innymi projektami (które być może nigdy nie doczekają się ukończenia). Miłośnik popkultury i dobrej muzyki, nałogowy zbieracz książek, komiksów i płyt. Zakochany bez pamięci w swojej żonie Martynie oraz popkulturze – w takiej właśnie kolejności.

Zobacz także

Wszystkie drogi prowadzą – umarł król, niech żyje król? [recenzja patronacka]

Umarł król, niech żyje król! Chciałoby się powiedzieć po lekturze drugiej książki Łukasza Kucharczyka. Bo …

Leave a Reply