Niby wiedziałem, czego spodziewać się po „Łapaczu snów” Tomasza Duszyńskiego – bo autor otwarcie pisał o tym, zapowiadając książkę – ale nie wiem, czy spodziewałem się właśnie tego, czym się niniejszy zbiór opowiadań w trakcie lektury okazał. I może być bardzo zaskakującą prozą dla dotychczasowych miłośników twórczości Duszyńskiego.
Zwłaszcza że największe grono fanów autor zdobył dzięki retro kryminalnej serii „Glatz”, a potem dorzucił kolejnych dzięki „Fenomenowi z Warszawy”, pisanemu zresztą w zbliżonym do kłodzkiej serii duchu. „Łapacz snów” stanowi prozę stanowczo odmienną. Co nie znaczy, że gorszą. Po prostu akcentuję tę odmienność tak uporczywie, bowiem mam świadomość, że wielu fanów retro kryminału może się od zawartych w zbiorze opowiadań zwyczajnie odbić.
To okruchy zdarzeń. Pocztówki z amerykańskiego wojażu. Migawki z podróży po zupełnie innym, niż nasze polskie realia świecie. Oscylujące na krawędzi czegoś, co krytyka ochoczo określa mianem „realizmu magicznego”, a co jest specyficzną odmianą fantastyki, może i nieczystą gatunkowo, może i okruchami wypełniającą te historie, kryjącą się gdzieś w tle, na obrzeżach opowieści, pomiędzy jej wierszami. Ale wciąż obecną.
To wspaniały zbiór historii, nieco przypominający miejscami – ze względu na przemyślenie – emocjonalny bagaż w nich zawarty – felietony Łukasza Orbitowskiego, zebrane zbiorczo w książce „Rzeczy utracone. Notatki człowieka posttowarzyskiego”. Tu mamy więcej fikcji, wymyślonych bohaterów, snujących swoje wynurzenia w narracji pierwszoosobowej, stanowiącej niejako alter ego samego twórcy i pozwalającej mu opowiedzieć historie związane z odczuciami wzbudzonymi w trakcie podróży po USA. To opowieści zmyślone, fikcyjne, ale z jednej strony bardzo możliwe – bo Ameryka, w swojej różnorodności może zrodzić i bohaterów i potwory i duchy i najróżniejsze odmiany zwyczajności. Z drugiej, to zobrazowanie poglądów pisarza, jego odczuć, jego przemyśleń wzbudzanych przez pozornie prozaiczne przedmioty, czy też zdarzenia. Długo w trakcie lektury szukałem stylistycznych porównań tych historii i przyznam, że najchętniej umiejscowiłbym ją na literackiej osi gdzieś pomiędzy niektórymi, mniej głośnymi nowelami Neila Gaimana, a opowiadaniami Jacka Ketchuma z tomu „Królestwo spokoju”. I warto tu zaznaczyć, że daleki jest Duszyński w „Łapaczu snów” od estetyki typowej grozy, ale i liczne opowiadania ze wspomnianego zbioru Ketchuma także balansowały na jej granicy. Tak zresztą, jak u Gaimana, nie wszystko jest czystą fantastyką w „Rzeczach ulotnych” czy „Drażliwych tematach” co zbliża nowele z „Łapacza snów” do gaimanowskich etiud.
Duszyński nie sięga po czystą gatunkowość, po elementy fantastyczne, jednak nie stroni od nich zupełnie, mieszając hiperrealizm z elementami z pogranicza snu i jawy, ze świata duchów, lub legend. A przecież wiadomo, że Amerykańskie pustkowia są ich pełne.
Bardzo lubię takie historie. Jeśli tylko dawkować je powolnie, niespiesznie, po jednym, na wieczór, stanowić będą wspaniałą literacką ucztę. I ukażą, jak wprawnym rzemieślnikiem słowa jest Duszyński. A „Łapacz snów” to zbiór obrazków z Ameryki. Może nie takiej prawdziwej, realnej. Ale za to takiej, jaka może zrodzić się w mgnieniu oka, w spojrzeniu turysty z drugiego końca świata, obdarzonego zmysłem obserwacji i talentem do snucia opowieści.
I – oczywiście – nie oczekujmy, że Duszyński po jednej, przekrojowej podróży o USA zrozumie i w pełni odda duszę amerykańskich bezmiarów, skoro całej masie tamtejszych autorów do końca się to udało. Ale ważne jest to, że Duszyński nie próbuje nam pokazać Ameryki jako takiej. On stara się nam zaprezentować swoje na nią spojrzenie. Przefiltrowane przez emocjonalny odbiór, okraszony próbą chłodnego spojrzenia literata, usiłującego magię pojedynczych zdarzeń przekuć w język opowieści. A to, choć samo w sobie nigdy nie jest proste, naprawdę dobrze się mu udaje.
Ciekawostką są QR-kody umieszczone na końcu każdego z opowiadań, przekierowujące do strony autora, gdzie znajdują się zdjęcia z amerykańskiej podróży, odpowiednio dopasowane do samej historii i pozwalające nam spojrzeć na motyw przewodni niejako oczami jej twórcy.
„Łapacz dusz” jest przykładem prozy znacząco odmiennej, od tej, do jakiej Duszyński nas przyzwyczaił. Jednak nadal to proza z wysokim znakiem jakości, jeśli tylko potrafimy się w niej zatracić, jeśli zrozumiemy uniwersalny język opowieści, który z najbardziej prozaicznych przedmiotów, zdarzeń, lub wspomnień potrafi wyczarować wspaniałe historie. Duszyński serwuje opowieści na pograniczu snu i jawy, realizmu i fantastyczności, a wszystko przesycone swoistą nostalgią i podszyte czasem prawie niewyczuwalnym, choć wciąż obecnym smutkiem. Ale przecież takie właśnie opowieści są najpiękniejsze.
Łapacz snów i inne opowiadania
Nasza ocena: - 85%
85%
Tomasz Duszyński. Wydawnictwo PB 2023