Gorący temat

Liga sprawiedliwości Zacka Snydera – historia opowiedziana na nowo [recenzja]

Prawa showbiznesu w lwiej części przypadków bywają nieubłagane – jeśli jakiś projekt nie spełnił oczekiwań odbiorców,  zostaje błyskawicznie zakopany pod ziemią. Ale w przypadku „Ligi sprawiedliwości” mamy do czynienia ze sprawą tak niezwykłą, że łamiącą wszelkie reguły.

Okoliczności powstania tej nietypowej wersji reżyserskiej to materiał w zasadzi na całkowicie osobny tekst. Streszczając jednak wszelakie wydarzenia do niezbędnego minimum, „Liga sprawiedliwości” w trakcie produkcji cierpiała na sporo problemów. Zatrudniony w 2014 roku na stanowisku reżysera, odpowiedzialny wcześniej choćby za „Strażników” Zack Snyder musiał zrezygnować z udziału w projekcie w 2017 roku ze względu na śmierć córki, a przejmujący po nim pałeczkę Joss Whedon we współpracy z Warner Bros nie dość że skrócił całość do 120 minut, to jeszcze wyrzucił z filmu 90% scen za które odpowiedzialny był poprzednik.

Jak wielu miłośników DC pamięta, efekt końcowy był daleki od wyobrażeń – dostaliśmy dzieło ewidentnie niekompletne, ze słabo napisanymi postaciami i daleki od obiecywanego w finałowych scenach „Batman vs Superman” dramatyzmu. Wersja kinowa została również uznana za porażkę finansową i w przypadku znakomitej większości filmów, dokładnie to wystarczyłoby, by o „Lidze sprawiedliwości” zapomnieć… gdyby nie wierna baza fanów. Zupełnie nieoczekiwanie bowiem, licząca sobie w marcu 2019 roku ponad 180 tysięcy głosów petycja o opublikowanie „SnyderCut” zapewniła filmowi drugie życie – a jak potwierdził ponad rok później sam Snyder, jego autorska wizja miała trafić do szerokiej publiki w marcu 2021. Tak też się ostatecznie stało – wzbogacona o zupełnie nowe sceny i gruntownie przearanżowane te które znaliśmy już z pierwotnej edycji, „Liga sprawiedliwości Zacka Snydera” triumfalnie pojawiła się na ekranach naszych telewizorów.. i cóż tu kryć, jest zdecydowanie lepsza od poprzedniczki.

Wymieniać wszystkich zmian jakie dokonał się pomiędzy oryginałem a wersją odświeżoną, po prostu nie sposób – z tych najważniejszych jednak, warto wspomnieć o zdecydowanie lepiej zarysowanej postaci Cyborga, odpowiednim umotywowaniu naczelnego antagonisty show, Steppenwolfa i nakreśleniu znacznie groźniejszego przeciwnika czającego się w oddali, czy wycięciu większości scen o charakterze komediowym. Wszystko to naraz złożyło się na imponujące 242 minuty seansu – czyli nieco ponad dwie godziny dodatkowego materiału. Dzięki temu całość nie tylko sprawia wreszcie wrażenie spójnej, zmierzającej w określonym kierunku opowieści, ale też na powrót zyskuje odróżniający ją od historii Marvela ponury, jak na kino superbohaterskie wręcz apokaliptyczny wydźwięk. Do tego dostajemy sporą ilość nowych efektów specjalnych, inaczej zaangażowanych scen, czy nietypowy format obrazu 4:3, którego zastosowanie również jest autorskim pomysłem reżysera. Można by dzięki temu podejrzewać, że mamy do czynienia z dziełem monumentalnym i niejako pomnikiem tego, co tak naprawdę cztery lata temu powinniśmy doświadczyć w kinowych salach, ale swoje problemy nowa wersja „Ligi sprawiedliwości” jednak ma.

Przede wszystkim nie sposób jednak nie zauważyć, że pomimo wyraźnych różnic w stosunku do pierwowzoru, mamy tu jednak do czynienia z powtórnym wejściem do tej samej rzeki, które mimo szczerych chęci, całkowicie nowych wrażeń nijak nie będzie w stanie dostarczyć. W dodatku, jeśli już to robi, to z reguły w sposób który stał się znakiem firmowym Snydera – a zatem zmasowanym atakiem slow motion. Jeśli ktoś cierpi na uczulenie na podobnie zrealizowany, wylewający się z ekranu przy akompaniamencie epickiej ścieżki dźwiękowej patos, powinien wziąć to pod uwagę, zanim z wersją Snydera postanowi się zmierzyć. Osobnym problemem wydaje się koherentność Snyderowego uniwersum w stosunku do innych produkcji ze stajni DC, jak choćby nadchodzącego „Batmana” – szczególnie biorąc pod uwagę ewidentnie zostawiające furtki do kontynuacji fan service’owe sceny z Jokerem i Deathstroke’em w epilogu. To że filmy sygnowane logiem Detective Comics idą w zupełnie przeciwnym kierunku do Marvela i spójność kolejnych historii mają za nic, zdążyliśmy się już poniekąd przyzwyczaić – mimo wszystko jednak wydawać się może, że pojenie fanów kolejnymi alternatywnymi wersjami tego samego świata zbliża się już do granic tolerancji.

Mimo tego rodzaju wątpliwości, należy oddać „Lidze sprawiedliwości Zacka Snydera” to, że rzeczywiście stanowi znaczącą poprawę miałkiego pierwowzoru. Czy traktować należy ją w kategorii pojedynczego wydarzenia, czy też momentu przełomowego w podejściu wielkich studiów do modyfikacji reżyserskich wizji, przyjdzie nam się przekonać dopiero w następnych latach – ale i tak warto mieć ją na oku, szczególnie jeśli wersja kinowa pozostawiła wam gorzki posmak w ustach.

Foto © HBO

Liga sprawiedliwości Zacka Snydera

Nasza ocena: - 70%

70%

Reżyseria: Zack Snyder. Obsada: Henry Cavill, Gal Gadot, Ben Affleck i inni. USA, 2021.

User Rating: 5 ( 1 votes)

Maciej Bachorski

Pasjonat staroszkolnych horrorów science fiction w stylu "Obcego", "Cosia" czy "Ukrytego Wymiaru", rockowej/metalowej muzyki i przyzwoitej (znaczy, nie tylko single malt) whisky. Pisywał dla "Playboya", "PIXELA", czy "Wiedzy i Życia", a obecnie współpracuje z "Nową Fantastyką", "CD-Action" i "Netfilmem".

Zobacz także

Sisu – mniej znaczy lepiej [recenzja]

Kinowe eksperymenty z formą i treścią z pewnością należy cenić za przełamywanie utartych schematów, ale …

One comment

  1. The movie will make us connected with Victor Stone and Clark Kent very deeply. I felt goosebumps and even got a bit emotional at a few points. It’s a must watch for all superhero movie lovers. Now I’m eagerly waiting for the Synderverse to be restored.

Leave a Reply