“Lupin” od razu po swojej premierze stał się w Polsce jednym z najpopularniejszych seriali stycznia na Netflixie. Widzowie są zadowoleni, rozrywka jest lekka i wciągająca. I choć intryga nie trzyma się tu kupy, ów fakt nie odbiera przyjemności czerpanej z seansu.
Arsena Lupina w charakterystycznym meloniku i z nieodłączną laską starsi widzowie pamiętają jeszcze z serialu pokazywanego w czasach PRL-u. Dżentelmen włamywacz potrafił wykaraskać się z każdego rodzaju tarapatów i był mistrzem charakteryzacji i iluzji. Opisany po raz pierwszy przez Maurice’a Leblanca w 1905 był rzecz jasna czarnoskórym bohaterem i dlatego fakt zagrania tej postaci przez Omara Sy drażni niektóre osoby w podobnym stopniu, jak pojawiające się coraz częściej informacje o nadchodzącym w niesprecyzowanej jeszcze przyszłości czarnoskórym Jamesie Bondzie.
W rzeczywistości Omar Sy nie gra wcale bohatera powieści Leblanca, tylko zafascynowanego tą postacią mściciela, jednak jednoznaczny tytuł uprawnia do jednoznacznych wniosków osoby, które w tym (i w wielu innych przypadkach) nawet nie zadają sobie próby zweryfikowania swoich opinii. Cóż, taką, a nie inną mamy rzeczywistość i być może dlatego z taką przyjemnością ogląda się wyczyny Omara Sy na ekranie, który z wdziękiem, a nie z zacietrzewieniem nagina ekranową rzeczywistość do własnych celów i potrzeb.
Omar Sy, którego wszyscy kochają po kultowych “Nietykalnych” odtwarza tutaj postać czarującego złodzieja grającego na nosie francuskim bogaczom i policjantom, którzy mają przeważnie biały kolor skóry. „Lupin” w ciekawy sposób pokazuje obecne wciąż w zachodnim społeczeństwie podziały kasowe, także na przykładzie oskarżonego o kradzież naszyjnika ojca głównego bohatera i zarazem szofera francuskiego bogacza o nazwisku Pellegrini, który jest czarnym charakterem “Lupina”. Są też delikatne nawiązania do czasów kolonialnych i rodzaj inteligentnie podanego testu dla widzów, którzy w większości akceptują postać Assane’a Diopa, czarnoskórego, sympatycznego mściciela, dla którego jednak nie ma miejsca we francuskich wyższych sferach społecznych i aby w nich brylować, musi zazwyczaj udawać kogoś innego.
Ten społeczny aspekt “Lupina” jest rozgrywany jedynie w fabularnych podtekstach, na pierwszym planie jest bowiem motyw zemsty za niesłusznie skazanego ojca, który potem powiesił się w więzieniu. Ta szeroko zakrojona zemsta obejmuje kolejne etapy planu czarnoskórego naśladowcy Lupina, który czerpiąc inspirację z przygód dżentelmena włamywacza dokonuje coraz bardziej błyskotliwych przekrętów pragnąc ukarać Pellegriniego za wrobienie ojca w kradzież naszyjnika.
Wylewająca się z ekranu charyzma Omara Sy wielokrotnie każe przymykać oko na częste naginanie granicy prawdopodobieństwa w fabule (plus na wyjątkową nieporadność służb policyjnych), jednak w pewnym momencie nie da się uniknąć uczucia zażenowania nad naiwnością pewnych rozwiązań. To uczucie pojawia się choćby podczas wizyty ucharakteryzowanego Diopa w studiu telewizyjnym, kiedy przekazuje kasetę z dowodem winy Pellegriniego w innej sprawie, nie zostawiając dla siebie wcześniej jej kopii. Także sama charakteryzacja z tych sekwencji przypomina dokonania inspektora Cluoseau z serii o “Różowej Panterze” i niebezpiecznie zbliża “Lupina” do granicy parodii.
Dlatego podstawowa zasada podczas seansu francuskiego serialu powinna brzmieć: nie myślcie, tylko przeżywajcie. Przy takim podejściu “Lupina” wchłania się szybko, bezproblemowo i z pewnego rodzaju ekscytacją śledzi się kolejne dokonania głównego bohatera. Być może te naiwności scenariuszowe wynikają wprost z charakteru książkowego pierwowzoru, ale żeby to potwierdzić trzeba by wziąć się za lekturę opowieści Maurice’a Leblanca o Lupinie. Tylko kiedy znaleźć na to czas, kiedy wokół jest tyle wciągających seriali?
Lupin, sezon 1 (odc. 1-5)
Nasza ocena: - 60%
60%
Twórcy: George Kay, Francois Uzan. Występują: Omar Sy, Ludivine Sagnier, Vincent Londez i inni