Gorący temat

Mroczna otchłań, tom 4 – fabularny krok w tył [recenzja]

“Mroczna otchłań” to jedna z tych serii, którą można uznać za typowy wypełniacz portfolio komiksowego wydawnictwa. Na każdy kolejny tom raczej się nie czeka z niecierpliwością, ale kiedy już się pojawia, nie odmówimy sobie lektury.

Pamiętam, jak niegdyś niemal objawieniem były komiksy Leo z serii o Aldebaranie. Nadal bardzo lubię je czytać, ale z czasem widać, że twórca wciąż powtarza te same motywy i to nie tylko w tej, ale też w innych tytułach (“Kenia” i “Namibia”). Jednak dar opowiadania jest wciąż tym, co przyciąga do komiksów Leo i tego właśnie, podobnej swobody narracyjnej brakuje w serii “Mroczna otchłań”, która sama w sobie jest przecież fajnym konceptem z ciekawymi bohaterami i ekologicznym przesłaniem. 

W poprzednim tomie, skupionym najbardziej na Lou, córce Kim Melville fabuła została mocno popchnięta do przodu, w końcowych scenach zaglądając nawet w odległą przyszłość. Moglibyśmy zatem oczekiwać, że w nowej odsłonie dowiemy się choćby w jakim świecie obudził się zamrożony przez lata w specjalnej komorze FEE, ale nie ma tak dobrze, bo czwarty tom to jeden wielki krok w tył, jedna wielka retrospekcja, W dwóch częściach czwartego wydania zbiorczego śledzimy bowiem wczesne losy pobocznego bohatera serii, tajemniczego człowieka z morza, ojca Lou Melville;a, Kane’a.

Poprzedni tom serii wyszedł w 2021 roku, więc przed lekturą najnowszego przydałaby się powtórka, tyle że fabuła czwartej odsłony “Mrocznej otchłani” bardziej nawiązuje do pierwszych tomów. W dwóch częściach niniejszego albumu poznajemy niełatwą, życiową drogę bohatera, który z powodu niecodziennych cech swojego wyglądu traktowany jest jako dziwadło, przez co czuje się wśród ludzi wyrzutkiem. I gdyby uwaga twórców skupiona była przede wszystkim właśnie na Kanie wszystko byłoby ok. Jest jednak tak, że scenarzysta Christophe Bec traktuje swój komiksowy projekt wyjątkowo ambitnie i kreśli szerszą, wielowątkową fabułę, która uzupełnia treść wcześniejszych części. I gdyby cała seria zachwycała zapewne z chęcią i uwagą byśmy takie uzupełnienie czytali. Ale “Mroczna Otchłań” to nie poziom Leo, to zaledwie niezły komiksowa opowieść, w której cofanie się w fabularną przeszłość częściej  irytuje, niż zaciekawia. I nawet mocniejsze uderzenia – a te zazwyczaj następują, kiedy na horyzoncie pojawia się megalodon nie rekompensują rozczarowania tą dwutomową przygodą. 

Owszem, perypetie Kane’a, który od ludzi doświadcza zwykle tego co najgorsze potrafią zaangażować, rysunki szczególnie w momentach kiedy akcja rusza pełną parą, czyli najczęściej w wodnym środowisku cieszą oko dokładną realistyczną kreską, ale to wciąż za mało, by dać się porwać lekturze. Pewnie za jakiś czas dostaniemy kolejny tom, w którym miejmy nadzieję fabuła zostanie popchnięta do przodu, bo jednak na to bardziej czekają czytelnicy “Mrocznej otchłani”.

Mroczna otchłań, tom 4

Nasza ocena: - 55%

55%

Scenariusz: Christophe Bec. Rysunki: Ennio Bufi. Tłumaczenie; Ernest Kacperski. Egmont 2023

User Rating: Be the first one !

Tomasz Miecznikowski

Filmoznawca z wykształcenia. Nałogowy pochłaniacz seriali. Kocha twórczość Stephena Kinga i wielbi geniusz Alana Moore'a. Pisał artykuły do "Nowej Fantastyki" i Instytutu Książki, jego teksty i recenzje ukazują się na portalach fantastyka.pl i naekranie.pl. Wyróżniony przez użytkowników fantastyka.pl za najlepszy tekst publicystyczny 2013 roku.

Zobacz także

RIP, tom 6. Eugene: Wszystko, co dobre, kiedyś się kończy – siły zewnętrzne [recenzja]

Po dwóch i pół roku od wydania pierwszego tomu serii wreszcie dostajemy jej finał. Tytułową  …

Leave a Reply